Marginesy, Tadeusz Bartoś

Tadeusz Bartoś, "Mnich"

“Mnich” Tadeusza Bartosia ma dość ciekawy podtytuł: “Historia życia, którego nie było”. Zgodnie z nim w książce życia prawie nie ma, a na 260 stronach autor zdążył wielokrotnie opowiedzieć o tym, czemu życie zakonne jest pomysłem kiepskim, dlaczego ktoś wybiera takie życie, jak się z niego wydostaje, że ważna jest miłość i tak dalej. Oczywiście skracam, bo rozważania Bartosia są najbardziej rozbudowaną częścią książki i nawet są dość interesujące (choć absolutnie nie zaskakujące), ale to nie tworzy powieści. Przynajmniej udanej.

Bartoś umieszcza akcję “Mnicha” we francuskich górach, gdzie swój zakon prowadzą fikcyjni kartazi. Wstępuje do nich Jan, który od tego momentu staje się Benedyktem. Dzieki wyabstrahowaniu klasztoru (i bohatera) od rzeczywistości doczesnej, uczynieniu miejscem akcji zakonu kontemplacyjnego Bartoś czyści sobie przedpole - teraz może opowiadać tylko o tych odciętych od świata ludziach. Dodatkowo narratorem czyni Jana, który swoje refleksje snuje wiele lat po wyjściu z klasztoru. I to co czytamy, to z pewnością jakaś prawda o zakonie, życiu duchowym, potrzebach stojących za wybraniem takiego modelu życia, do tego prawda mocno przez Bartosia-narratora krytykowana, ale nie da się ukryć, że to, co interesuje autora to osobista opowieść o systemie władzy. Tworzenie z powieści mikro-traktatu filozoficznego sprawia, że każdy czyn bohatera czy sytuacja, w której się znajduje są od razu komentowane przez narratora i poddawane analizie, tak więc zapomnijcie o jakiejkolwiek przyjemności z samodzielnego myślenia. Drażniło mnie to przez całą lekturę, bo ja już wiele razy czytałem o tym, co jest złego w zorganizowanych strukturach religijnych, doskonale znam krytykę życia zakonnego czy katolicyzmu i to czego potrzebowałem to powieść, w której będzie mi dane więcej niż naprawdę chwilami łopatologiczny wykład nie dający mi przestrzeni do własnych myśli.

“Mnich” to przykład na to, że czasem lepiej napisać ciekawy esej czy inne obszerne solilokwium, zamiast brać się za beletryzację. Efektem jest nudna, przegadana i pozbawiona życia powieść. Życia nie było.

Może się wam wydać, że ostatnio czytam same złe książki, co nie jest dalekie od prawdy. Na szczęście mam pod ręką kilka pozycji lepszych, jutro o jednej z nich.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Co miał na piersi wykłute Azja Tuhaj-bejowicz?