Pauza, Alicja Oczko, Tommy Wieringa

Tommy Wieringa, "Piękna młoda żona"

“Miała tylko kilka przyjaciółek, co uznał za dobry znak. Przyjaciółki prędzej czy później oznaczają sprzysiężenie (...)”. Jakże stereotypowa jest to scena - strach przed babskim kręgiem, który będzie spiskował przeciwko panom świata. Wieringa opowiada historię krachu takiej narracji, traktując swojego bohatera bez pieszczot i za to się polubiliśmy.

“Piękną młodą żonę” czytam jako opowieść o krachu męskiej narracji. On, uznany na świecie mikrobiolog, poznają ją - piękną, młodą, inteligentną, świetną w łóżku, taką inną od pozostałych kobiet. Trochę jak trofeum, kolejne osiągnięcie na liście sukcesów uznanego badacza. Ciąg wydarzeń będzie tu niezwykle stereotypowy - namiętność, związek, dziecko, kryzys, zdrada. Znamy takie historie, po co czytać kolejną? Prawie pięćdziesięcioletni facet z udaną karierą, dość zasobnym portfelem i młodą żoną. A jednak można w tym pokazać coś, do czego - zwłaszcza w polskiej prozie - nie jesteśmy przyzwyczajeni. To historia o tym, że jesteśmy zakładnikami schematów i ról wyznaczonych przez płeć, społeczne oczekiwania wobec nich; raz znalezione szczęście nie trwa wiecznie. Gdy pojawiają się pęknięcia, zwątpienia jesteśmy wobec nich bezbronni i wybieramy rozwiązania autodestrukcyjne. Choć to niewielka książka, to napisana bez umizgiwania się do oczekiwań wobec nowoczesnej narracji - Wieringa pokazuje świat mężczyzn, którzy wiedzą, że powinni już być inni, ale gdzieś głęboko w nich tkwi mały, pełen kompleksów chłopiec, który doprowadza swój uporządkowany świat do ruiny.

Nasz świat jest pełen wirusów. Z niektórymi udaje się walczyć, ale zdarzają się takie, z którymi nauka jest bezradna. Tutaj Wieringa choć bardzo literacko sprawnie, tworzy zbyt prostą jednak metaforę łączącą panującego nad światem mikrobów badacza z człowiekiem, który nie radzi sobie z wirusami atakującymi jego życie. Z drugiej strony fragmenty poświęcone wirusom wciągają i chciałoby się, żeby autor może poświęcił im więcej uwagi, a nie traktował ich tylko jako elementów mających wzbudzić niepokój czytelnika i skierować jego myśli w stronę tej odrobinę zbyt banalnej metaforyki. Podobnie jest z zakończeniem, ale tu już muszę się zatrzymać.

Na pozór nie jest to książka feministyczna - kobiety choć wyzwolone, nowoczesne, są tu ofiarami męskiej pasji. Ale może właśnie jest czymś bardzo feministycznym pokazanie takiego mężczyzny? Wieringa nie udaje, że oni przestali istnieć, co można czasem wnioskować po współczesnej literaturze, która kładąc nacisk na opowieść o kobietach odzyskujących prawo głosu, jakby zapominała, że nasza smutna rzeczywistość wciąż jest pełna takich bohaterów, jak Edward.

Dlaczego mamy wątpliwości, skoro mamy wszystko? Kariera jest, piękna młoda żona u boku, dom, udane życie. Zazdrość wzmacniająca pożądanie. Dziecko wydaje się tylko dopełnić szczęścia. Dlaczego zatem niszczymy wszystko? Gdzie tkwi źródło wirusa, który niszczy? Wieringa mimo pewnych uproszczeń napisał powieść, która nie daje odpowiedzi, ale jest szczerą, całkiem brutalną wiwisekcją męskości. Warto się temu przyjrzeć, bo z przewidywalnej, prostej historii Wieringa wydobył uniwersalny dramat.

Tłumaczyła Alicja Oczko i choć pojęcia nie mam jak ta książka brzmi w oryginale, to jest to tłumaczka, której ufam.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kaśka u Zapolskiej