Cyranka, Katarzyna Michalczak
Katarzyna Michalczak, "Klub snów"
Jednak rozczarowanie.
Zbiory opowiadań to jednak niebezpieczna materia nie tylko dla autora. Po pierwszych opowiadaniach z “Klubu snów” Katarzyny Michalczak byłem w stanie piać z zachwytu - język, temat, prowadzenie narracji, nieoczywiste wybory bohaterek, jeszcze bardziej nieoczywiste charakterystyki - wszystko mi grało. Tym bardziej byłem zadowolony, bo nie jestem najlepszym czytelnikiem opowiadań - montaż, który jest konieczny do stworzenia tej formy literackiej niekoniecznie mi odpowiada. Nie zawsze jestem w stanie przyjąć jednego dnia kilka historii, mózg mi się wtedy zapycha postaciami i sytuacjami. Czuję się trochę zaśmiecony. Z Michalczak układało mi się fantastycznie, jak z Lucią Berlin czy Pawłem Sołtysem. Naprawdę byłem zachwycony, czego wyraz tu nieopatrznie dałem.
Nieopatrznie, bo w pewnym momencie zamiast świetnych opowiadań zacząłem czytać przewidywalne wypracowania korzystające z tych samych motywów, rażące prostotą psychologię postaci, a opowiadanie o dziewczynie, która jedzie do cioci w Londynie poraziło mnie infantylnością. Nie rozumiem czemu po kilku świetnych historiach Michalczak poszła w tym kierunku. Podążyłem za nią i posmutniałem po lekturze. Autorka ma talent i niezły słuch do języka, ale gdy sięga po sztafaż współczesny (praca, studia) nie potrafi niczym zaskoczyć, a historie stają się przewidywalne i przez to banalne.
“Klub snów” to opowiadania o kobiecości, ich bohaterki odkrywają, że są spętane społecznymi wymogami, stereotypami, powinnościami wynikającymi z zewnętrznych, ale też wewnętrznych oczekiwań. Najciekawsze są dwa momenty - gdy Michalczak odwołuje się do przeszłości swoich bohaterek pokazując, że istnieje jakieś matrylinearne fatum, od którego właściwie nie ma ucieczki i drugi, kiedy portretuje swoje bohaterki jako osoby indyferentne, może nie tyle złe, co niekoniecznie dobre. Sympatyczna bohaterka, która nagle będzie wyrywać skrzydełka motylkowi ma u mnie zawsze jakieś poważanie. Brak taryfy ulgowej, współczucia, a brutalne odsłanianie tego, że każdy ma prawo być zły i dokonywać wyborów egoistycznych, albo po prostu ranić innych - to wydaje mi się ciekawe, nieoczywiste i jakoś świeże. Niestety gdy przechodzimy do prozy życia codziennego, Michalczak staje się nagle nadmiernie programowa i oczywista. Autorka lubi zabieg, w którym świat dorosłych widziany jest oczami dziecka i byłoby to ciekawe, gdyby nie fakt, że za każdym razem są to opowieści tak oczywiste i dla dojrzałego czytelnika proste w odczytaniu, że gubi się cała tajemnica, którą dziecko-narrator przeżywa. Stosowanie kilku perspektyw czasowych (narracja osoby dorosłem przeplatana narracją dziecka) to dzisiaj zabieg bardzo popularny i o ile bywają u Michalczak momenty, gdy wydaje się, że znalazła na nią nowe rozwiązanie, tak w pewnym momencie po prostu powtarza ten sam zabieg bez dodatkowych komplikacji, co nie przynosi sukcesu artystycznego. Podoba mi się, że Michalczak sięga na przykład po temat aborcji, bo dzisiaj on się jakoś rzadziej pojawia, ale.. W opowiadaniu “10.45” Magda z Darią jadą do frankfurckiej kliniki. Daria sama wejdzie do budynku, Magda będzie na nią czekać. I gdzie ląduje Daria? Na placu zabaw. Kiczowatość tej sytuacji mnie odrzuciła.
Po lekturze “Klubu snów” mam wrażenie, że autorka “de facto” pisze cały czas o tej samej bohaterce, pojawiają się te same motywy - opuszczenie przez mężczyzn, chorobliwa nadopiekuńczość matek, czy babcie, które niekoniecznie znajdują chęć na uczestniczenie w życiu rodzinnym. Do tego kilka wątków z biografii bohaterek jest zbyt często wspólnych (wybór szkoły, zawód matki itp.) przez co mam poczucie, że przeczytałem ułożone w zbiór opowiadań wprawki do całkiem ambitnej powieści. Jednak najciekawiej prezentują się zbiory opowiadań, w których autor/autorka wielorakością spojrzeń, bohaterów i sytuacji udowadnia swoją literacką maestrię.
Opowiadanie bywa nazywane najtrudniejszą z form literackich właśnie dlatego, że wymusza na osobie piszącej kreowanie różnych światów na niewielkiej przestrzeni, umiejętność różnicowania języka, bohaterów, narracji jest cechą najlepszych tomów opowiadań.
W przypadku Michalczak mamy udany debiut, ale do zapowiadającej się w pierwszych opowiadaniach wybitności to jednak jej daleko.
Skomentuj posta