Jakub Małecki, Sine Qua Non

Jakub Małecki, "Horyzont"

Jakub Małecki jest pisarzem niezwykle solidnym, z dobrym warsztatem, ciekawymi pomysłami, ale jakby od kilku lat stojącym w miejscu i mimo zmian tematu, bohaterów, nie wychodzącym poza opowieści bezpieczne i z książki na książkę bardziej uproszczone. “Horyzont” jest dla mnie rozczarowaniem, bo ja od Małeckiego wymagam więcej. Po prostu, kibicując od lat wierzę, że stać go na powieści wybitne a nie po prostu udane i dobrze rozgrywające znane literackie schematy.

“Horyzont” to powieść bardzo schematyczna. Dwójka bohaterów. On - weteran wojny w Afganistanie, co oznacza ledwo ponad trzydziestoletniego faceta, który z wojny przywozi zwiększone zapotrzebowanie na alkohol, żółwia i PTSD. Ona - pracownica korporacji, w której życiu nie dzieje się nic ciekawego. Spotkają się w pralni. Zuza jest “obraźliwie ładna” i też słucha bułgarskiego rapu. On odnajdzie w niej bratnią duszę, bo Zuza nie jest wścibska, ciekawska, raczej “równa” z niej dziewczyna. Ona nie zauważy nawet kiedy Mariusz stanie się najbliższym jej człowiekiem. Trochę romans, trochę przyjaźń, erotyki mało, bo jednak głównie piją. On chce się ogarnąć, ma zlecenie od wydawnictwa na napisanie książki o wojennych przeżyciach, ona opiekuje się babcią, która ma demencje. Matka zginęła wiele lat temu, ojciec jest raczej nieżyciowy i rodzinne kontakty Zuza ogranicza do minimum. Coś się jednak tu musi wydarzyć i wydarza - babcia zaczyna mylić Zuzę z jej matką, a swoją córką. I zaczyna opowiadać o jakimś innym facecie z młodości matki. Ale o co chodzi? Zuza postanowi rozwikłać zagadkę i angażuje do tego Mariusza. Robi się całkiem ciekawie.

Małecki bardzo sprawnie pokazuje swoich bohaterów, tworzy wyraziste i zrozumiałe charakterystyki. Mariusz będzie na przemian agresywny i wycofany, Zuza zagubiona i pomysłowa. Doskonale radzi sobie autor z drugim planem - babcia, ojciec Zuzy, siostra Mariusza, kumple z wojska - wszyscy mają swój czas, są opowiedziani starannie i uprzejmie komplikują powieściową materię. Do tego dokłada Małecki wspomnienia z Afganistanu, dobrze wyważone pod względem balansu pomiędzy łzawymi historyjkami a sensacyjnością. Mimo wielu możliwości wpadnięcia w szpony kiczu, Małecki potrafi się zatrzymać w odpowiednim momencie i dawkuje nam tak wojenną grozę, jak wewnętrzne przeżycia straumatyzowanego bohatera. Wszystko w odpowiednich dawkach. Do tego społecznie ważne kwestie jak sytuacja osób starszych w społeczeństwie, czy historie ludzi, których państwo wysłało na wojnę a potem zostawiło na pastwę rzeczywistości, której nie ogarniają. Małecki pomieścił to wszystko w powieści niezbyt obszernej, za co mu chwała, ale… Ale przez cały czas miałem wrażenie, że czytam idealnie zaplanowany scenariusz, w którym autor nie pozwala sobie na żadne szaleństwo, książka wydaje się wyliczona i wykalkulowana, zbyt w efekcie prosta i nie pozwalająca na uruchomienie przez czytelnika wyobraźni. Małecki nie bawi się w metafory, pisze prozę mocno gatunkową, krystaliczną, w efekcie mocno przeźroczystą.

Ciekawa jest historia Mariusza piszącego książkę. Początkowo ma być to reportaż wspomnieniowy, ale ta forma wyjątkowo mu nie idzie. Ucieka w zmetaforyzowaną bajkę mającą być prezentem dla siostrzeńca, a dość szybko przekształcającą się w całkiem ambitną prozę. Problem w tym, że Małecki ani razu nie daje nam przeczytać tej powieści - słyszymy o niej od Mariusza, od czytającej maszynopis Zuzy, ale nas ta przyjemność ominie. A szkoda. Ciekawe, że Małecki zwraca uwagę na pisarskie męczarnie Mariusza i jego wielokrotne zaglądanie na statystyki znaków. Gdzieś w tym wszystkim jest autoironiczna narracja i warto za nią podążać.

Małecki porusza ważne społecznie tematy, jest czułym obserwatorem i napracował się nad tym, by wojenne wspomnienia i późniejsze opisy traum nie były kiczowate i nie powielały struktury powieści sensacyjnej. Z pewnością “Horyzont” to powieść z ciekawym pomysłem, ale jakby zbyt oczywista - jak zadanie na szóstkę z kategorii “powieść obyczajowa z wątkiem on i ona po przejściach”. Nic mnie w niej nie zaskoczyło, a tajemnica babci wydała mi się jednak dość banalna i możliwa do odgadnięcia przez bohaterów po kilku zdaniach, bez potrzeby większej maskarady. Mam wrażenie, że Małecki bardzo ograniczał się przy pisaniu “Horyzontu”, jakby chciał napisać książkę komunikatywną i prostą, a jednocześnie ambitną i psychologicznie interesującą. To się nie do końca udało. Jednocześnie myślę, że byłby Małecki świetnym pisarzem literatury czysto gatunkowej - zwłaszcza sensacyjnej, bo doskonale radzi sobie z akcją, jej zwrotami i napięciem wewnątrz tekstu. Jest takie pojęcie “literatura środka”, w Polsce przyjmowane ono jest niezbyt dobrze, ale oznacza literaturę obyczajową i gatunkową z ambicjami i gdybym miał wymienić najlepsze jej przykłady z ostatnich lat, to z pewnością “Horyzont” by się wśród nich znalazł. Ale ja jednak od Małeckiego oczekuję więcej, bo potrafi.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kto ocalił Izabelę Czajkę-Stachowicz?