Agora, Magdalena Grochowska
Magdalena Grochowska, "W czasach szaleństwa"
Czy dzisiaj już żyjemy “w czasach szaleństwa”? Zdaje się, że Magdalena Grochowska swoją nową książką chce nas skłonić do zastanowienia się nad tym właśnie pytaniem i sugeruje, że warto przyjrzeć się postawom etycznym sprzed kilkudziesięciu lat, gdy szaleństwo ogarnęło nie tylko nasz kontynent. Czytam Grochowską jako opowieść o idealistycznych fatalistach, ludziach, którzy widzieli więcej, ale nie zawsze prowadziło ich to do szczęśliwych wyborów.
Paweł Hertz. Autorka go chyba nie polubiła. Jest mocno krytyczna wobec “księżniczki Izraela”, jak złośliwie go nazywano. Żyd, przechrzta, słaby prowokator, flirtujący z endecką i faszycyzującą ideologią, do tego przeciętny poeta. Homoseksualista, zakochany w Iwaszkiewiczu, później występujący przeciwko autorowi “Panien z Wilka” (a jeszcze później przyjaźń się odnowiła). Postać tragiczna, przejmowana przez różne obozy intelektualne.. Pawełek rozczarowywał znajomych, angażowal się nieodpowiedzialnie, przeciwko klasie z której pochodził i wbrew oczekiwaniom. Grochowska docenia samodzielność jego myślenia, ale portretuje go jako człowieka zagubionego, którego niezłomność wcale nie jest zaletą. Jak zmieniło go zamarstynowskie więzienie, do którego trafił w 1940 roku? Czy tam poczuł, że trzeba być ostrożnym i nie ulegać ideologiom? A jednak wciąż im ulegał - mimo opozycyjnej karty, był w PZPR, zakochał się w katolicyzmie, wypowiadał się jak przedwojenny endek i często niesprawiedliwie oceniał rzeczywistość. Z jednej stony wycofany, mocno osobny, nierozumiany przez środowisko, z drugiej wygłaszający tezy o ostrości brzytwy, ale często z jakąś rdzą na krańcach. Grochowskiej udaje się pokazać jak skomplikowanym, niejednoznacznym, tragicznym człowiekiem bym Hertz. Udaje się jej wydobyć pęknięcia i wahania, gdy jednak szuka zbliżenia do bohaterów młodości, ale zaraz odskakuje jak oparzony, by głosić tezy cokolwiek głupawe niekiedy. Autorka sprawnie operuje literaturą Hertza, ale jeszcze sprawniej literaturą o Hertzu, tworząc fantastyczny portret polskiego inteligenta, który chciał być osobny, choćby ta osobność nie miała niekiedy większego sensu intelektualnie.
Drugim bohaterem książki jest Dmiijtr Fiłosofow i za to jestem Grochowskiej bardzo wdzięczny, bo jest to postać dzisiaj znana w bardzo nielicznym gronie, a jego wpływ na polską, warszawską zwłaszcza, klasę intelektualną wciąż jest niedoceniany. Rosjanin w Warszawie, syn wybitnej działaczki kobiecej (Grochowska za mało uwagi poświęciła rodzinie Fiłosofowa), mentor literatów, niezłomny polemista, przerażony klasą intelektualną w Polsce, a zwłaszcza jej niezbyt stanowczą reakcją na antysemityzm, jak i rusofobią. Grochowska pokazuje jak funkcjonowała rosyjska mniejszość intelektualistów mieszkających w Polsce, w jaki sposób widzieli Polaków i swoje miejsce w naszym kraju. Fiłosofow nie był łatwym człowiekiem, wymagał od wszystkich wiele, często nie próbując zrozumieć, że nie każdy musi być jak on. Bali się go, ale ich fascynował. To nie jest opowieść o człowieku, który przewidział co za chwilę się wydarzy, on to po prostu wiedział. Grochowska przez Fiłosofowa pokazuje, że często się oszukujemy myśląc, że może przesadzamy z przewidywaniami, że zbyt czarno niektórzy z nas patrzą w przyszłość i zbyt negatywnie myślą o innych. Fiłosofow nie miał tych wątpliwości i myślę, że dzisiaj też nie powinniśmy ich mieć. Fascynująca postać, dobrze że ma dzisiaj kolejny swój portret. Jedna uwaga - życie osobiste Fiłosofowa zostało tu wyświetlone bardzo marginalnie, autorka wspomina, że był gejem, ale nie problematyzuje tego, możliwe że ze względu na brak źródeł, ale w tym eseju o intelektualnej postawie brakuje trochę osobistego życia Fiłosofowa.
W Stempowskim, a raczej w jego tekstach łatwo się zakochać. Jego eseje wydają się być niedościgłym wzorem i zawsze, gdy je czytam wątpię w sens jakiegokolwiek napisanego przez siebie zdania. Dlatego go raczej unikam. Inaczej ma się z Grochowską, wyraźnie zafascynowaną postacią autora. Obszerny esej biograficzny pokazuje Stempowskiego jako osobę o wyjątkowej potrzebie rozumienia innych - Rosjan, Ukraińców, Żydów. Fiłosofowa oskarżano, że lepiej rozumie Polaków niż Rosjan, podobnie Stempowskiemu zarzucano, że w swojej próbie porozumienia idzie za daleko, zbytnio zbliżają się do “obcych”. Będzie to wciągająca podróż nie tylko w biografie i intelektualne dzieło Hostowca (takim pseudonimem posługiwał się Stempowski), ale i jego oddziaływanie na innych - współczesnych eseiście jak i ludzi, którzy dzisiaj, po latach, odkrywają jego dzieło. To bardzo ciekawy, reporterski wręcz wątek o relacjach badaczy i podmiotu badanego, w którym Grochowska sprytnie unika opowieści o sobie, choć można ją wyczytać pomiędzy słowami. Możliwe, że dlatego jest dla niego dość wyrozumiała - facet porzucił żonę z dwójką dzieci, którymi interesował się nieprzesadnie angażując się emocjonalnie, a sam pędził samotnicze życie, w którym przed biedą ratowała go uprzywilejowana pozycja znającego języki i bywałego w arystokratycznym świecie, intelektualisty.
Ostatni z esejów - o kręgu Krzyżowej i Niemcach, którzy chcieli przeciwstawić się Hitlerowi jest najkrótszy i zdecydowanie niedorównujący poprzednim. To już inna opowieść, nieoparta na źródłach literackich, a bliższa reportażowi historycznemu wydaje się być prostym domknięciem książki i nazbyt czytelną metaforą. Zdecydowanie zbyt skrótowa i chaotyczna, choć zrozumiała jako dopełnienie książki o ludziach żyjących w cieniu wielkiego, nazistowskiego szaleństwa.
To książka o ludziach osobnych, stojących obok głównych nurtów, zdecydowanych w postawach, ale nie fanatycznych. Grochowska zdaje się, że chciała opowiedzieć historię idei niezłomnej, choć niekoniecznie prowadzącej do dobrych rozwiązań. Czy można myśleć samodzielnie? W czasach szaleństwa jest to trudne, ale wykonalne. Tacy są bohaterowie i bohaterki tej książki. To ludzie próbujący zrozumieć innych, by lepiej rozumieć swoich. Wspólnym mianownikiem wszystkich bohaterów i bohaterek jest obcość i odmienność, czasem może niezbyt przez autorkę wyprowadzona na pierwszy plan, ale wyraźnie czytelna.
I tylko jedna uwaga - czytając książkę cały czas miałem wrażenie, jakbym czytał szkice do wielkiej biografii Marii Dąbrowskiej, która mniej lub bardziej epizodycznie pojawia się w większości tych historii i która też była postacią niezłomną, choć żeby to zobaczyć, trzeba założyć mocno nieideologiczne okulary. Wierzę w swoją czytelniczą intuicję (inaczej bym tu nigdy nie pisał) i czuję, że to jest postać, z którą Grochowska się mierzy, zwłaszcza że wciąż jej wpływ na polską literaturę i rzeczywistość kulturową nie został wystarczająco opowiedziany. Trochę szkoda, że Dąbrowska nie jest samodzielną bohaterką tej książki, ale to daje nadzieje na to, że będzie kolejnej.
Muszę się też na koniec odnieść do zarzutów Krzysztofa Tomasika, podniesionych w komentarzach tutaj jakiś czas temu. Tomasik zarzucił mi nadmierny entuzjazm wobec tej książki, ponieważ w poprzednich autorka nie sproblematyzowała kwestii homoseksualizmu swoich postaci. Po pierwsze “W czasach szaleństwa” Grochowska nie ucieka przed tym tematem, choć też nie nadmiernie go eksploruje, po drugie mam prawo do entuzjazmowania się książką jako dziełem samym w sobie, niekoniecznie rozpamiętując dawne urazy, choć rzeczywiście Grochowska ma na koncie książki, w których identyfikacja erotyczna bohaterów bywa niepotrzebnie zakryta. Na szczęście czasy idą nowe. Przynajmniej w tym kontekście, bo w każdym innym to czasy idą nowe, ale niestety.
Warto zmierzyć się z tą książką, bo daje przestrzeń do własnego myślenia i własnego odczytywania intelektualnych postaw jej bohaterów i bohaterek, a myśleć warto, choćby chodząc dookoła stołu z Ikei.
Skomentuj posta