Cezary Łazarewicz, Post Factum
Cezary Łazarewicz, "Nic osobistego. Sprawa Janusza Walusia"
To, że Łazarewicz potrafi świetnie opowiadać historie morderstw to my już wiemy. W “Nic osobistego. Sprawa Janusza Walusia” potwierdza mistrzowskie panowanie nad materiałem, umiejętne budowanie napięcia i wiarę w to, że za każdym złem stoi jakieś dobro, a reporter nie jest od oceniania, a szukania nieoczywistości w prostych obrazkach. I za to bardzo doceniam Łazarewicza, bo widzi w Walusiu nie tylko bezwzględnego mordercę, kłamcę i oszusta, ale czasem też ofiarę i człowieka łatwo poddającego się manipulacji.
Łazarewicz rozmawia z Walusiem w południowoafrykańskim więzieniu. Nie może nagrywać, dlatego nie ma tu dialogów a zapamiętany monolog mordercy Chrisa Haniego, jednego z radykalniejszych przywódców w walce z polityką apartheidu. To główny trzon reportażu, od którego odchodzą kolejne wątki - biograficzne, historyczne, współczesne. Łazarewicz doskonale buduje napięcie, nie “rzuca się” od razu na łakome kąski, a każe nam poczekać, zatrzymuje się i przygląda na pozór mniej ważnym rzeczom, by lepiej zaakcentować później sprawy najważniejsze.
Jest tu dekonstrukcja mitu Walusia, odważnego żołnierza walki z Apartheidem, pokazująca, że jest to człowiek z jednej strony podatny na wpływy, z drugiej podejmujący jednak decyzje samodzielnie. Jest też opowieść o tym, że niekoniecznie sam rasizm był przyczyną zamachu na życie Chrisa Haniego, a nienawiść do komunizmu. Z tym, że ta opowieść również jest poddawana w wątpliwość, bo jak pokazuje Łazarewicz Walusiowi w PRL żyło się całkiem dobrze i dopiero na użytek południowoafrykańskiej publiczności opowiadał bajki o cierpieniach w systemie. Sprawnie łączy reporter historię RPA, nieprzeładowuje informacjami, nie traci swojego bohatera z oczu i cały czas jest wyczulony na pęknięcia w głównej narracji.
Doskonały jest wątek córki Haniego, która postanawia poznać mordercę ojca i zaczyna z nim budować zaskakującą relację, już sam fakt uzyskania takiego wywiadu to spore osiągnięcie. Fascynujące jest pokazanie, że Waluś choć wyrósł na duchowego guru (bez własnego, szczególnego w tym udziału) polskich neofaszystów, to jest to wsparcie, które niekoniecznie pomaga mu w życiu. Łazarewicz opowiada o tym, że Waluś jest ostatnim więźniem, któremu odmawia się prawa do wcześniejszego wyjścia, mimo, że inni zabójcy taką możliwość otrzymali.
Oczywiście opowieść o polskiej skrajnej prawicy, która z mordercy zrobiła męczennika to lektura wyjątkowo smutna, ale Łazarewicz ma umiejętność analizowania zjawisk przez samo sugerowanie odpowiedzi i rozwiązań. Nie ma tu łopatologicznie podanych prawd, czytelnik sam niejako pracuje z autorem. To doskonała metoda w reportażu śledczym, dzięki której czujemy się zaangżowani i zdaje nam się, że mamy równią reporterowi pozycję. Ten zabieg pojawia się w kolejnych książkach Łazarewicza, które są do siebie bardzo podobne pod względem zarówno pomysłu, jak i sposobów narracji. To jedyne co mnie w tym martwi, że nie jest Łazarewicz reporterem poszukującym nowych sposobów pisania, a eksploatującym jeden, który świetnie działa. Ale skoro działa tak dobrze?
To jest książka, która zapada w pamięć, historia, która mówi o wielu czasach i kilku miejscach, jak w poprzednich reportażach tego autora tworząca sugestywny i trudny do odrzucenia obraz. Pozostaję miłośnikiem Łazarewicza, mimo odrobiny niedosytu w kwestiach literackich.
Skomentuj posta