Hokus-Pokus, Agnieszka Wolny Hamkało, Ilona Bałut
Agnieszka Wolny Hamkało. Ilona Bałut, "Nikt nas nie upomni"
Z pewnością sporo jest dzieci mrocznych, które nie lubią jaskrawych kolorów, źle reagują na animacyjną popelinę, na które dorośli spoglądają ze strachem pomieszanym ze specyficznym zrozumieniem smutku duszy małego człowieka.
Niestety, piszący te słowa w wieku dziecięcym nad rodzinę Addamsów przekładał rodzinę Bundych, i mimo nieprzystosowania do społeczeństwa małych dzieci, lubił filmy pogodne i bajki radosne, zatem bardzo mu ciężko odnieść się własnym doświadczeniem do książki Agnieszki Wolny-Hamkało i Ilony Błaut, “Nikt nas nie upomni”, bo to książka - przynajmniej zdaniem autorki - korzystająca z dziecięcej wyobraźni, która bywa bardzo brutalna i niekoniecznie wielokolorowa. Na szczęście mam też inne aparaty krytyczne niż własna biografia.
Wolny-Hamkało chciała napisać surrealistyczną opowiastkę dla młodszych czytelników, w której wraz z dzieckiem zajrzy “w ciemne miejsca, które są w rogach ogrodu”. Cel szczytny, ale do tekstu doklejono ilustracje, które może dobrze by się zachowywały jako ilustracja artykułu w gazecie, ale niekoniecznie dobrze pracują w książce dla dzieci. “Nikt nas nie upomni” jest przeładowane obrazami, które odciągają od tekstu tak bezkompromisowo, że musiałem sobie czytać go na głos i unikać spoglądania na grafikę. Dawno nic mnie tak nie zmęczyło jak próba lektury “Nikt nas nie upomni” z pełnym zrozumieniem tego, co chciano mi przekazać.
Podobało mi się nawiązanie do stylistyki książek wydawanych kiedyś przez Lampę, podobał mi się papier, niektóre mniejsze ilustracje (Błaut świetnie “robi” owady, tatuowałbym), ale nie jestem w stanie zrozumieć czemu zamiast wychodzić na spady, ilustratorka w wielu miejscach zostawia marginesy, co czasem wygląda jakby ilustracje były nierówno złożone. Do tego użyty font nie pozwala tekstowi na żaden “oddech”. Wszystko to robi wrażenie produkcji trochę nieprzemyślanej. Możliwe, że celowo, ale mnie to nie bierze.
A o czym się opowiada w “Nikt nas nie upomni”? O dzieciach, które nie chcą być jak inne dzieci i na swój małoletni sposób chcą buntu. “(...) o dziewczynce, którą zawsze można było znaleźć, idąc po śladach jej skarpet rozrzuconych, jej garnuszków, jej sznurków, jej rajstop przewieszonych na klamkach”; o chłopcu, “który często zatrzymywał świat” i Julku, któremu było smutno, “że nie było ani jednej części Harry’ego Pottera, w której nikt nie umiera”. To jest fantastyczna opowieść, której powinno dać się wybrzmieć w innej formie, z innymi ilustracjami, dać jej oddech i więcej autonomii, żeby może więcej dzieci (i dorosłych) poczytało tym, jak obudziło się licho i “już szukało, już sprawdzało,komu może przekleństwo podrzucić przez sen, jak sprzedać koty myszom, gdzie rozsypać trutkę, z półnutą pomylić ćwierćnutkę”.
Gdy podnosisz głowę i za oknem widzisz - wyjątkowo smutne o tej porze roku - szklane fasady biurowców, lektura “Nikt nas nie upomni” mogłaby być doświadczeniem katarktycznym. Niestety, za sprawą ilustracji nie jest. A bardzo szkoda.
Skomentuj posta