Agora, Piotr Głuchowski, Łukasz Kosmicki, Marcel Sawicki, Karolina Prewęcka, Fabuła Fraza, Katarzyna Dryńska, Oficynka

[KSIĄŻKI PORZUCONE odcinek 1]

Pogadajmy. Na stronie Zdaniem Szota ukazuje się kilkanaście recenzji miesięcznie, co nie znaczy, że piszę o wszystkich książkach, które trafiły w moje ręce. Czasem się zmuszam i kończę książkę, której lektura nie sprawia mi żadnej przyjemności, ale robienie tego w wolontariacie jest bardzo irytującą działalnością i jednak sporo tytułów ląduje na półkach niedoczytanymi i porzuconymi.

Tu się zaczyna dylemat - zgodnie z zawodową etyką recenzje piszemy dopiero po przeczytaniu książki, bo oczywiście warto wiedzieć jak wygląda narracja, jakie jeszcze “wspaniałości” czekają recenzenta/recenzentkę, jakie koślawe zdania, błędy rzeczowe… Z drugiej strony przecież każdy z nas odkłada książki, których po prostu nie dał rady przeczyta. Biedaczki lądują na półkach, są oddawane do bibliotek sąsiedzkich. Bo nie ma się co męczyć - czytanie nie jest zawodowym obowiązkiem (hmm…), a formą pośrednią pomiędzy nauką i rozrywką. Osobiście skłaniam się ku tej drugiej opcji - lektura jest zajęciem, którym się paramy przeważnie w wolnym czasie, gdy już wyjdziemy z pracy, zrobimy zakupy i upewnimy się, że rzeczywistość mamy jako tako ogarniętą. W komentarzach często mi piszecie, że życie jest za krótkie na złe książki i macie rację. Ale jak zatem połączyć zawodowy etos z brutalną prawdą, że czasem się po prostu nie chce dalej brnąć?

Ruszam zatem z nowym cyklem, który będzie się nieregularnie tu pojawiał.

[Książki porzucone] będą krótką opowieścią o tym, dlaczego się poddałem i uznałem, że szkoda mi życia na dalszą lekturę. Możecie mnie oczywiście przekonać do jej ponownego podjęcia. Może być to też okazja do ciekawej rozmowy o tym, dlaczego czasem się poddajemy.

W ostatnich dniach definitywnie odłożyłem “Ukrytą grę” Piotra Głuchowskiego, Łukasza Kośmickiego i Marcela Sawickiego. Bardzo się starałem i przykładałem, zwłaszcza że jeden ze współautorów książki był moim sąsiadem i jest jednym z najfajniejszych ludzi, jakich w ostatnim czasie poznałem (Sawicki, ty…!). Prywatna sympatia jednak nie ma przełożenia na proces czytania, zwłaszcza że to dzieło ma ponad pięćset gęsto zadrukowanych stron. Wymiękłem po kilku dniach próby wczucia się w klimat szpiegowskiej opowieści, która grzeszy nadmiarem detali, zagrzebaniem się przez autorów w takich szczegółach, że całe napięcie powieści sensacyjnej ulatywało jak z przekłutego balonika. Jak już wiele razy tu pisałem, opowieści szpiegowsko-sensacyjne mnie nudzą, bo polegają w wielkim skrócie na tym, że wszyscy dymają wszystkich, a w finale nikt do końca nie wygrywa, bo powieść musi jednak potwierdzać podziały i status quo istniejące w realnym świecie. Inaczej mamy do czynienia z “political fiction”, których za wiele się nie ukazuje na naszym rynku. “Ukryta gra” powstała zapewne na podstawie scenariusza filmu pod tym samym tytułem i o ile rozumiem, że na planie filmowym każdy szczegół jest ważny i od tego jest cały sztab ludzi, by pilnować detali, tak w powieści warto z umieram dawkować opisy przedmiotów, miejsc, wprowadzać charakterystyki postaci subtelniej. Gdy wyobraziłem sobie, że miałbym z tym tytułem spędzić cały tydzień, a zapewne tyle by potrwała moja lektura, poddałem się. Przepraszam Cię, brachu! xoxo i w ogóle!

“Kruk andaluzyjski” Katarzyny Dryńskiej jest kryminalno-obyczajową powieścią o dziennikarce Ewie Mulner, która wyjeżdża do Wenezueli w poszukiwaniu zaginionego, polskiego małżeństwa. Ciekawy pomysł, choć idea, że polskie małżeństwo Majchrzaków jest zamieszane w brudne interesy Hugo Cháveza wydała mi się przekombinowana. Dryńska pisze na tyle poprawnie, że przez pierwsze strony przebrnąłem bez większych kłopotów. Problemy pojawiły się gdy autorka wzięła się za opis stosunków w redakcji gazety dla której pracuje jej bohaterka. Gigantyczna zaliczka? Zlecenie tekstu, który będzie kosztował kosmiczne pieniądze bez porządnego jego omówienia? Przyjęcie usprawiedliwienia nieobecności dziennikarki od jakiegoś jej hiszpańskojęzycznego przyjaciela? I tak dalej. Mnie naprawdę nie interesuje wyidealizowany obraz dziennikarstwa, który nie ma nic wspólnego z dzisiejszą rzeczywistością, a odzwierciedla raczej bajki z filmów sensacyjnych z lat 90., bo dzisiaj nawet Hollywood wie, że filmy o dziennikarzach muszą trzymać się ziemi. Nie wiem po co Dryńska to zrobiła. Pisarzom i pisarkom często się wydaje, że w literaturze gatunkowej mogą tworzyć dowolnie odjechane sytuacje, a realia są tylko przeszkodą w opowiadaniu atrakcyjnej historii. W tej kwestii pozostaję nieprzejednany i do “Kruka…” już nie wróciłem. Nie zachęcało mnie też do tego mocno stereotypowe rozdzielenie ról pomiędzy bohaterów - ulegająca mężczyznom redaktorka naczelna, odważna i bezkompromisowa dziennikarka, tajemniczy przyjaciel… było tego dla mnie za dużo. Odłożyłem.

Biografii Meli Muter autorstwa Karoliny Prewęckiej może bym nie porzucił, gdyby nie to, że wydawnictwo złożyło tekst fontem tak rozstrzelonym, że utrudniało to lekturę tej przynudnej jednak książki. Nie umiałem skupić uwagi - nie dość, że treść okazała się mało interesująca i napisana wyjątkowo “po bożemu”, w stylu klasycznej biografii, od którego współcześnie już się odchodzi, to font tylko wzmacniał wrażenie, że na niczym nie mogę zawiesić myśli. To często ważny składnik książki, o którym się zapomina. Doskonałym tego przykładem są “Cieśniny” Nowickiego, które uznałem za “Książkę Roku” 2019, ale gdybym czytał je w wersji drukowanej, to nie wiem czy bym przebrnął. Autorzy składu “Cieśnin” poszli w przeciwnym kierunku - zbili tekst tak ciasno, że co kilka stron musiałem dać oczom odpocząć. Na szczęście jest wersja elektroniczna, a książka warta jest nawet tortur, by ją przeczytać. Czego nie można powiedzieć o biografii Meli Muter, która ląduje na półce nieprzeczytaną.

A wam, czego nie udało się przeczytać? Choć ciekawsze jest, czy udało wam się kiedyś wrócić do odłożonej wcześniej pozycji i zobaczyć, że jednak trzeba było przeczekać te kilkadziesiąt stron i zmęczyć się, by odkryć, że czytacie coś wspaniałego? Słucham Państwa.

[WSZ]

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W rosole u Musierowicz