Zofia Stanisławska, Bernardo Kucinski, Claroscuro
Bernardo Kucinski, "K. Relacja z pewnych poszukiwań"
Jednym ze słów, które staram się wyrugować ze swoich tekstów i recenzji jest słowo „wstrząsający”. Nadużywane i zużyte straciło już swój pierwotny wydźwięk, dzisiaj co druga książka jest „wstrząsająca”, a w przypadku reportaży dotyczy to chyba dziewięćdziesięciu procent tekstów. I kiedy trafia się naprawdę wstrząsająca książka, po której trudno zasnąć, istnieje obawa, że użycie tego słowa wcale nie sprawi, że pobiegniecie do księgarni czy biblioteki, by ją złapać w swoje ręce. A powieść Bernardo Kucinskiego, brazylijskiego pisarza i dziennikarza pochodzenia żydowskiego, którego przodkowie mieszkali w Polsce, jest wstrząsająca i jest lekturą obowiązkową.
„K. Relacja z pewnych poszukiwań” to powieść z kategorii tych „opartych na faktach”. Gdy w latach 70. Brazylią rządziła wojskowa dyktatura ludzie po prostu znikali. Wychodzili z domów, do sklepu, na spacer i ginął po nich ślad. Przeciwnicy systemu, działacze i działaczki podziemia żyli w strachu, a rodziny zaginionych latami próbowały się dowiedzieć co się wydarzyło – gdzie są ich dzieci, żywe lub martwe. Do dzisiaj jest wiele niewiadomych, a kraj latami rozliczał się ze zbrodni przeszłości.
Kuciński opowiada o zaginięciu córki głównego bohatera, K., żydowskiego imigranta z Polski, miłośnika literatury jidysz i człowieka niezłomnego. Nagłe zniknięcie, szukanie śladów, spotkania ze szpiclami reżimu, którzy mylą tropy i próbują złamać K. podsuwając mu dziesiątki mylnych tropów. K. odkrywa też nieznane sobie fakty z życia córki, jak choćby to, że miała męża. Czy bała się powiedzieć ojcu, że zakochała się w goju? Ale przecież już pół rodziny się tak pożeniło i nikt nie robi z tego tragedii? Kim była jego córka i jak żyje człowiek, który chwyta się każdego, choćby najmniejszego i najwątlejszego tropu, by dowiedzieć się prawy? Powieść Kucinskiego przypomina trochę opowieść o najstraszniejszych czasach stalinowskich w Polsce z tą różnicą, że K. może jawnie protestować – dyktaturze zależy na poprawnych relacjach ze światem i najważniejsi działacze mogą mówić o tym głośno. Reżim udaje, że ze zniknięciami nie ma nic wspólnego. I na tym polega kafkowskość tej powieści – K. nie stanie się krzywda, nikt mu nie grozi, a system gra z jego cierpieniem w brutalną, bolesną zabawę w kotka i myszkę.
Żeby przeżyć po kimś żałobę należy mieć możliwość go pochować. Ale co gdy nie ma ciała, a w tradycji żydowskiej macewę można postawić tylko nad zakopanymi w ziemi szczątkami? Rozdział, w którym K. idzie do rabina z prośbą o zgodę na wystawienie macewy i spotyka się z odmową jest – oprócz oczywistych analogii, że każda relacja władzy jest przemocowa – opowieścią o żydowskiej tradycji i kulturze, o tym, że udaje się przetrwać nawet najstraszniejsze czasy i żyć dalej. Tradycja jest wciąż żywa i kultywowana. I to znowu jest wstrząsające – że coś, co powinno być widziane pozytywnie (odrodzenie kultury żydowskiej) w tym przypadku jest odarte z pozytywnych cech.
Książka poza główną opowieścią przetykana jest rozdziałami ukazującymi inne perspektywy. Czytamy opowieść sprzątaczki w domu, gdzie dochodziło do egzekucji, wyznania kochanki jednego z wojskowych, czy fikcyjne listy córki K. – dzięki temu „Relacja z pewnych poszukiwań” staje się powieścią wielogłosową, a Kucinski stara się zbliżyć do źródeł zła i wychodzi mu to naprawdę wspaniale. Ciekawe jest też w jaki sposób autor różnicuje język (i z jaką sprawnością) opowieści – trzon narracji napisany jest językiem dziennikarskim, reporterskim – zwięzłym, oschłym, chwilami wręcz tak kanciastym, że wydawało mi się, że coś tu w przekładzie nie działa. Za to każde z opowiadań-interludiów ma swój własny, odmienny i bardzo literacki styl. Pytanie na ile jest to celowy zabieg, a na ile efekt tego, że książka była pisana etapami (osobno opowiadania, a osobno główna narracja). Niezależnie od odpowiedzi trzeba przyznać, że „K. Relacja z pewnych poszukiwań” jest od strony językowej powieścią fascynującą, w której przewijają się inspiracje z kultury żydowskiej, wspomnienie dawnej wielkości kultury jidysz i współczesny język osobistego wyznania, czy dziennikarskiej relacji. A to wszystko dostajemy w książce liczącej sobie niewiele ponad 200 stron.
„K. Relacja z pewnych poszukiwań” (tłum. Zofia Stanisławska) to z pewnością jedna z najciekawszych opowieści o przemocy władzy, samotności i walce o przetrwanie, jakie w ostatnich miesiącach czytałem. Będąca rozliczeniem historii a jednocześnie opowieścią o samym K. i żydowskim losie. Bo w drugiej warstwie Kucinski pisze o tym, że człowiek nie uczy się, historia się powtarza, ale warto być niezłomnym. Jest to w jakiś sposób gotowy akt oskarżenia, a metaforyczność pozornie oczywistej historii, która przecież od lat pojawia się w mediach i sama w sobie przestaje już „wstrząsać”, sprawia, że jest to wybitna powieść. Tylko musicie sobie do niej dotrzeć, bo wydawnictwo Claroscuro jakoś nie ma umiejętności przebijania się do mediów, jak inne małe oficyny i choć o Kucinskim i jego powieści wiedziałem od kilku lat, jakież było moje zaskoczenie, że ktoś ją w Polsce wydał. Wydał, a wy teraz to przeczytajcie. Nie przed snem. Powtarzam – nie przed snem, przetestowałem i to nie za bardzo ma sens.
Skomentuj posta