Znak, Magdalena Kostyszyn
Magdalena Kostyszyn, "Ch***owa Pani Domu"
Zaczynam się martwić o siebie. Wraca człowiek sterany do domu i zamiast umyć gary, zamieść podłogę (a raczej ją odgruzować) i poskładać stertę ciuchów, sięga po książkę, która deklaruje, że przekona go, iż stan, który osiągnęło jego mieszkanko, jest akceptowalny i nawet całkiem zadowalający. W założeniu zgadzam się w 100 procentach ze sformułowaniem, że jestem”ch**** panem domu” i nie ukrywam, że sprzątanie i gotowanie to pasje, których nie podzielam. Na tzw. “święta” dostałem od bliskich mi osób patelnię, “bo przecież nie masz”. Od 24 grudnia mam patelnię. Nadal w stanie deweloperskim.
Z taką samoświadomością sięgnąłem po książkę Kostyszyn. Sięgnąłem, zacząłem czytać i muszę wam coś wyznać - kilka razy się roześmiałem. Poza tymi momentami była to lektura nieznośna jak tegoroczne mrozy. Mimo niewielkiej liczby zdań ciągnęło się to to i prowadziło donikąd. Przepraszam, poprawka, zaprowadziło mnie do snu i lekkiej zgryzoty na temat tego, jak pani Kostyszyn postrzega bycie kobietą.
Otóż jestem mężczyzną, może niezbyt nałogowym, (ale jednak) i gdy czytam “Ch...ową Panią Domu” to mam ochotę stanąć na barykadach walki o wyzwolenie kobiet spod jarzma garsonek, sukien ślubnych, teściowych, koleżanek, partnerów i Magdaleny Kostyszyn. To, co miało być zabawną opowiastką o tym, że trzeba zaakceptować własne ograniczenia w zarządzaniu chaosem, jest niestety książką, w której znajdziecie teksty nadające się na stronę Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty. Jest jak na proszonej herbatce u upadłej arystokracji - żarciki, śmichy-chichy, a spod spodu wyziera jednak przeszywający smutek, że filiżanki nie są wypolerowane. Ponieważ już jestem niemiły dla Kostyszyn, to będę jeszcze bardziej i ją zacytuję. Proszę:
“Zaproś samą siebie na filiżankę doskonałej kawy do luksusowej kawiarni. Niech to będzie najdroższe latte w twoim życiu. Pal licho pieniądze, tu ważą się twoje dzieje, wydarza się prawdziwa historia! Odrzuć myśli o czekoladowym ciastku. Nie rób tego, powtarzam: nie rób! A później tak najzwyczajniej w świecie odpowiedz sobie na pytanie, czy twoje życie wygląda dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałaś? Czy masz kochającego faceta (...). Jeśli w trakcie tej jednej randki nie uda ci się jasno ustalić wszystkich pragnień z każdej dziedziny życia, nic straconego. Na pewno uświadomisz sobie to, czego z kolei nie chcesz - a to już ogromny krok naprzód".
Mnie się zachciało wyć do księżyca po tym akapicie. Niestety, Kostyszyn ma też ambicje literackie, pisze coś o tym, że “twoje wnętrze śpiewa i tańczy w ciemnościach” i tworzy rozbudowane metafory typu zestawienie związku z kredytem w banku. #problemypierwszegoswiata Dodatkowo w książce znajdziecie sporo mających świadczyć o wyluzowaniu autorki wulgaryzmów, zatem pozwólcie, że podsumuję moją nocną lekturę trochę dosadniej niż zwykle.
Pod płaszczykiem (a raczej żakiecikiem) feministycznego naśmiewania się ze społecznych wymogów wobec kobiet, Chujowa Pani Domu reaktualizuje mit kobiety jako opiekunki domowego ogniska i wmawia nam, że kobiety nie mają wyjścia. Możesz nienawidzić sprzątania, możesz mieć wyjebane na wieczór panieński i spieprzyć suflet na romantyczną kolację z ukochanym (bo na ukochane to w tej zajebiście konserwatywnej książce nie ma miejsca), ale musisz to robić. Tylko kurwa z ironią. Po chuj?
Skomentuj posta