Czarne, buforowanie, Mira Marcinów
[BUFOROWANIE] Mira Marcinów, "Bezmatek" cz. 2
To prawda, mam ochotę wkleić wam tu co trzecią stronę książki Miry Marcinów "Bezmatek", bo są tam fragmenty wybitne i poruszające.
Oczywiście zawsze mam problem z ocenianiem książek tak osobistych, bo wyobrażam sobie, że kiedyś będę musiał napisać: "x o śmierci swojej matki pisze po prostu źle", ale na szczęście książki o umieraniu (vide "Umarł mi" Ingi Iwasiów) przeważnie zaskakują literacką jakością. Jest to tez pewnie zasługa wydawnictw. O śmierci tylko dobrze.
Louis-Vincent Thomas w swoim genialnym "Trupie. Od biologii do antropologii" bodajże jako pierwszy zwrócił uwagę na to, że język, jakim mówimy o trupie czy zwłokach, jako np. "martwym ciele" ma na celu "nie wywoływać lęku u mówiącego, lub u tych, którzy słuchają" (tłum. Kocjan). Podobnie Bauman pisał, że ludzie by osiągnąć szczęście postanowili o śmierci nie pisać ("Razem i osobno").
Marcinów i jej podobni nie oszukują siebie i nas, nie chca byśmy byli po lekturze szczęśliwi czy ukojeni, wywołują lęk, który nie ma na celu oswojenia, choć w jakimś stopniu bywa poradnikiem obchodzenia się z trupem (świetna scena malowania trupa matki bronzerem). Znajduję w tym odwagę i brak mizdrzenia się do odbiorcy, który niekoniecznie może chcieć przezywac tego rodzaju emocje, zwłaszcza nie posiadając takiego doświadczenia.
Pisze Marcinów: "Gdy umiera ci matka, to jest takie uczucie, jakby wyrywano ci wnętrzności - te z klatki piersiowej - gołymi rękami, a trochę jednak gorzej".
Mierzenie sie z tym na poziomie tekstu jest doświadczeniem niełatwym nawet dla osoby, która ma dość niewielkie pokłady emocjonalne. Intrygująca książka. O, i prawie napisałem recenzję, a miała być refleksyjka na noc. Ale coś tam jeszcze napiszę. Kiedyś.
Skomentuj posta