W.A.B, Jakub Szamałek

[RECENZJA] Jakub Szamałek, "Ukryta sieć", cz. 1 i 2

Szamałek zdaje "Test Szota".

Za mną już dwa tomy trylogii Jakuba Szamałka i nie ma lipy - wciągające, dobrze skomponowane, nawet nie jakoś potwornie przegadane, a do tego Szamałek - póki co - zdaje “test Szota”. Roboczo nazwana idea przewodnia “testu Szota” brzmi: jeśli w powieści jedyny bohater-gej skończył kulturoznawstwo i mieszka w dużym mieście, to książkę należy uznać za nieudaną. Trochę żart, a trochę nie. Jak ten gej (jedyny, taki specjalny!) jest do tego dobrym człowiekiem i pomaga staruszkom przechodzić przez ulice, to książki odsyłam wydawcom.

W “pierwszym Szamałku” mamy geja, który pracuje w portalu typu “Górniak i koronawirus [ZOBACZ MEMY]”, jest miły i sympatyczny, ale CHYBA nie skończył kulturoznawstwa. Ma faceta imigranta, co jest troszkę stereotypowe, no bo kto ma być otwarty na różnorodność, jak nie geje, ale niech Szamałkowi będzie, w końcu to on jest współautorem jednej z najbardziej kontrowersyjnych bajek XXI wieku, czyli “Kim jest ślimak Sam?”, bajki namiętnie zakazywanej przez kuratoria za to, że ślimak jest obojnakiem. Prawdziwie polskie kuratoria bowiem nie życzą sobie, by ślimaki nie miały płci. Lekcje biologii bez ideologii - o, takie hasło właśnie ukułem, oddam na plakaty za darmo.

W drugim Szamałku mamy za to imigrantkę pracujacą w czymś co-niby-nie-jest-googlem-czy-fejsem jako moderatorka komentarzy (czy ikonka z bakłażanem to już jest seksualizacja, czy jeszcze nie?), która okazuje się być lesbijką. Co prawda z Łotwy, ale z czekającą tam na nią partnerką. Gej z “pierwszego Szamałka” ze swoim chłopakiem w finale książki trzymają się za ręce podczas spotkania autorskiego i robią to tak, “by nikt nie widział”. Cóż - nie da się odmówić autorowi, że wiernie opisuje polską rzeczywistość AD. 2020.

I właśnie to mi się najbardziej w tej książce podoba - różnorodność. Mamy tu bohaterów imigrantów w pierwszym i drugim pokoleniu, osoby o różnej tożsamości i pochodzeniu, co sprawia, że w końcu mam wrażenie, że czytam powieść napisaną o prawdziwym doświadczeniu pracy i życia w wielkim mieście. Do tego Szamałek nieprzesadnie epatuje tym wielkim miastem, może nadmiernie zwraca uwagę na podłogi w biurowcach, ale nie miałem poczucia, że ktoś tu się zachwyca szklanymi wieżowcami. Raczej wszystko w normie. Oczywiście to jest trochę tak, że znowu dostajemy opowieść z centrum - Warszawa w dziejących się współcześnie kryminałach czy sensacjach zbyt często jest miejscem akcji i to bywa irytujące. Do tego nie wiedzieć czemu Szamałek podobnie jak Pasierski i wielu innych uważa, że komenda dzielnicowa na Pradze-Północ musi mieć największy bardak i umieszcza tam jednego ze swoich bohaterów. Rozumiem, że więcej niż połowa rodaków kojarzy Pragę z patologią, ale dzisiaj więcej patologii jest w chemicznych blokowiskach na Wilanowie, niż na Pradze. Mimo to wciąż będę się upierał przy twierdzeniu, że mądrym pisarzem jest Szamałek i doskonale wie, co chce opowiedzieć.

W pierwszej książce głównym tematem jest nasza nieumiejętność w korzystaniu z sieci i opisanie jej jako systemu powiązań, w którym prawie nikt nie może czuć się bezkarnym. Szamałek jest dość przebiegły i w pierwszym tomie uczy swoich czytelników i czytelniczki podstawowych pojęć (VPN, sieć TOR, protokoły, zabezpieczenia, bugi), by następnie w “Kimkolwiek jesteś” zająć się konkretnym problemem sieciowym, a więc śladami, które pozostawiamy w sieciach społecznościowych. Doceniam to, że nie jest to ani łopatologicznie przeprowadzone, ani nadmiernie dydaktyczne. Innymi słowy - bohaterowie Szamałka nie zatrzymują się na środku drogi do “pana kanapki” i przez pięć stron nie wyjaśniają sobie technicznych problemów. Jest nawet autor czuły na mansplaining i w pierwszym tomie znajdziecie całą scenę temu poświęconą. Poglądowo Szamałek jest po dobrej stronie historii i całe szczęście.

Najgorzej sobie radzi autor z uczuciami swoich bohaterów i bohaterek, a zwłaszcza wątkami romantycznymi. Jakoś za szybko główna bohaterka, będąca początkującą dziennikarką zaplątana w wielką aferę, w której ważną rolę odegrają jej bardzo prywatne zdjęcia, związuje się z jednym z bohaterów, za mocno w tomie drugim próbuje rozkręcić domowy dramat. A może i życie jest takie szybkie, tylko ja wciąż taki powolny? Możliwe.

W ostatnich dniach widzę, że wydawca przygotował całą Szamałkową ofensywę, bo piszą o jego książkach kolejni insta i fejsowpływowi ludzie z bańki książkowej, sporo mi go wyskakuje z reklam i postów. Całkiem się cieszę z tego, że załapałem się na kawałek tego tortu budżetowego, bo nie dość że od kilku dni czytam wciągające książki sensacyjne, w których są mili geje i palące trawkę lesbijki, to jeszcze mi trochę za to zapłacą. W ramach akcji promocyjnej jutro znajdziecie nas tutaj na żywo - porozmawiam sobie z autorem o tym, czego najbardziej się boi, bo mam wrażenie, że tematem tych książek jest też lęk przed tym, co nadejdzie. I wizja, że już nie jest dobrze, a będzie dopiero fatalnie. Autor pracuje w firmie produkującej gry komputerowe, więc jest szansa, że dowiemy się iż przyszłość dzieje się na naszych oczach. A może jednak nie?

Trylogia Sienkiewicz odpowiadała na zapotrzebowanie społeczeństwa skatowanego grafomańskimi książkami Kraszewskiego, lektura Szamałka też ratuje przed sięganiem po mniej utalentowanych kolegów i koleżanki. Jednocześnie dla mnie jest fascynujące jak na jego przykładzie widać kreacje pisarza - porównajcie choćby wizerunek autora za czasów pisania dla Muzy, a teraz. Często obserwuję jak wydawcy pakują sporo kasy w taki rebranding czy promocję, by wylansować nowe gwiazdy literatury i namiętnie sięgam po ich książki. Przy Szamałku po raz pierwszy jestem szczerze zaskoczony literacką jakością. Przede mną dzisiaj trzeci tom “Ukrytej sieci”. Nie spieprz pan tego, proszę.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaka woda u Żywulskiej?