Adam Lach, Dyba Lach

Prezenty 2020 cz. 6 - Dyba & Lach, “Rewizje”

Czas na kolejną polecajkę prezentową. Przypomnę tylko, że za żadną z nich nikt nie zapłacił, choć zdarzyło się sytuacja odwrotne - duże wydawnicywo wydawnictwo kazało mi zapłacić za zrecenzowanie ich książki, tzn zaproponowało, żebym ją kupił z rabatem. Kuriozalność tej sytuacji wzrosła w tym tygodniu, bo dostałem od tego wydawnictwa kartki świąteczne. Odesłałem.

A teraz czas na książkę, której nigdy bym nie odesłał - “Rewizje” Dyby i Lacha, czyli pary Dyba Lach i Adam Lach. Nie mam pojęcia czy można go gdzieś jeszcze dostać, ale dla chcącego nic trudnego i jak was znam, za chwilę w komentarzach pojawią się odpowiednie namiary. Wróćmy jednak do “Rewizji”, otóż jest to album, w którym autor i autorka próbują opowiedzieć Polskę wychodząc poza swoją bańkę społeczną, co już samo w sobie jest wyzwaniem i choć przysłowiowy już “powrót do Reims” jest niemożliwy, to sam proces poszukiwania drogi do niego bywa fascynujący. I tak jest w tym albumie, który łączy niezwykłą sprawność fotograficznego oka, które oferuje nam widzenie zaskakujące, nieoczywiste z fascynującą reporterską opowieścią o Polsce, którą nawet rzadko spotykamy w najlepszych reportażach wydawanych przez renomowane oficyny.

Doklejone na czerwonych kartach historie to czasem wypowiedzi bohaterów, jak Krzysztofa z Kadłub Wolnych, który swojemu jeszcze mało kumającemu synowi mówi, że najważniejszy jest prywatny las, który młody odziedziczy, a wszystko to dzieje się we wsi, która już u progu XVII wieku wykupiła się z poddaństwa. Czasem opowieści autorskie o szukaniu drogi, działaniu i własnych obserwacjach. “Złapać tę prawdę, która wyziera wąską strużką, samym środkiem źrenicy, trwa przez ułamek sekundy” - w “Rewizjach” to się udało i pozostaję pod ciągłym wrażeniem.

Bardzo lubię takie zbytkowne prezenty, których nie mam jak na półce postawić, bo mam je skrojone do innych formatów. I później je przenosze z regału na regał, potykam się o nie, zrzucam czasem, bo ja nie mam do form idealnych zacięcia, brudzą się, niszczeją, ale miło mieć świadomość, że są na półce, bo są czymś ważnym i do czego kiedyś wrócę ponownie, albo będę wracał robiąc swoją pisarską robotę. Dobry reportaż, świetny album, redakcja czuła na urodę języka, czasem może zbyt usilnie poetyzowana, “krallowana”, ale w towarzystwie zdjęć wszystko wypada. Prezent dla tych, co jednak Polskę lubię i bardzo boją się tego czarnego uczucia w serduszku, które od lat kiełkuje.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kto ocalił Izabelę Czajkę-Stachowicz?