W.A.B, Zeruya Shalev, Magdalena Sommer

Zeruya Shalev, "Ból"

Nieufność to słowo trafnie określające uczucia, które jeszcze dwa tygodnie temu żywiłem wobec książki Zeruyi Shalev, “Ból”. Obietnica, że przez 500 stron mam czytać o kobiecie, która w wyniku zamachu terrorystycznego “cudem” uszła z życiem, do którego końca towarzyszyć będzie jej ból, nie napawała optymizmem. Z jednej strony główny temat książki można koncertowo spalić opowiadając znane i wielokrotnie przetworzone dyrdymały o “kobiecym” odczuwaniu świata, walce z przeciwnościami i walką o rodzinę, z drugiej - można z niego zrobić coś na kształt soft-thrilleru. W tę stronę podążyła Shalev i utkała obraz gęsty i interesujący.

“Ból” to powieść zaskakująca - w momentach, gdy wydawało mi się, że wiem co będzie dalej (a w zbyt dużej liczbie powieści udaje mi się to przewidzieć), autorka bardzo sprawnie koncentrowała moją uwagę na innym wątku, a jednocześnie żaden z nich nie zginął i na końcu, zespolone, dały zaskakujący rezultat.

U Shalev oprócz fizycznego bólu jest też ból fantomowy, dawnej miłości, która pojawia się po latach (sposób jej pojawienia się jest jednak odrobinkę pretensjonalny i przekombinowany). Są świetne opisy zdrady, rozterek osoby zdradzającej, która obawia się ostatecznego zerwania z rodziną i podążenia za czekającą dziesiątki lat wielką miłością. Są świetne opisy relacji w rodzinie i wciągające wątki walki o dzieci (plus za postawienie pytania - czy rodzice zawsze muszą pomagać swoim dzieciom?). Nie chcę wam zdradzać szczegółów, bo zepsuję przyjemność bycia zaskakiwanym/zaskakiwaną. A warto Shalev dać się zaskoczyć.

Wśród materiałów od wydawcy znajduje się blurb, w którym napisano, że główna bohaterka książki to najdojrzalsza z dotychczasowych postaci stworzonych przez Shalev. To prawda, kilka lat temu otarłem się o jedną z jej powieści i w “Bólu” jest dużo lepiej rozegrana psychologia postaci, motywy są czytelniejsze i wiarygodniejsze a autorka naprawdę posiedziała nad planem powieści - konstrukcyjnie, warsztatowo wyszło udane dzieło.

O klasie tej literatury świadczy zakończenie, które chyba u większości autorów i autorek sprawiłoby, że rzucałbym książką o ścianę (a potrafię) i zemścił, a tu łyknąłem jak vibovit kilkanaście lat temu. Ale już sznuruję jęzor, co by wam nie powiedzieć, że….

Powinno się spodobać nawet osobom bardzo sceptycznym wobec czegoś co pachnie jak “literatura kobieca". Może nie wybitna, ale bardzo udana powieść, choć brutalności Yanigahary się nie spodziewajcie. Bonus dla wszystkich uwikłanych teraz czy w przeszłości w klasyczne, “powieściowe” zdrady - uwierzcie mi - bliska wam będzie Iris. Zaręczam.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W jaki dzień zaczyna się poniedziałek? W mianowniku.