Sława Lisiecka, Od Do, Leszek Libera

[RECENZJA] Leszek Libera, "Buks Molenda"

Kolejny dzień z Leszkiem Liberą, a raczej z jego dziełem, obfitował w momenty zaskakujące, jak choćby ten, gdy - jakkolwiek to nie brzmi - utopek znany z “Utopka”, który zmienił imię i stał się Buksem Molendą, odkrywa prawa fizyki newtonowskiej i okazuje się w tym całkiem pojętny.

Jesteśmy kilka lat po wydarzeniach z “Utopka”. Wszyscy myśleli, że przygłupi chłopak o dziwnym wyglądzie zginął w pożarze domu, o czym zaświadcza nagrobek i pochowane w nim truchło. Świńskie, jak się później okaże. A jednak nie, a jednak Utopka nie tak łatwo zabić. Nasz bohater jednak przeżywa i po kilkuletnim śnie gdzieś pod ruinami (a tych sporo na Śląsku w 53 roku) wychodzi na powierzchnie. Nie ma domu, matka żebrze na rynku (a raczej terroryzuje przechodniów), nie ma też swojej ukochanej beczki na kapustę i jednego utopka. Lokum znajduje w ponurej krypcie, gdzie spoczywają zwłoki Leszka Raciborskiego, czasem zwanego tez Lestkiem von Ratibor. Libera za przeproszeniem - drze łacha z Piastów już w pierwszym tommie trylogii. Jadowita ironia skierowana wobec “wielkiego” rodu oczywiście przypomina o tym jak PRL budował mitologię “ziem odzyskanych” i piastowskiego rodowodu większości tego, z czego Polska po 45 roku się składała. Leszek Raciborski choć wychudzony, to ubrany w “wspaniałe szaty”, które dodają “mu dostojeństwa, zawsze charakterystycznego dla Piastów”.

Utopek realizuje wobec Leszka politykę rewindykacyjną. Otóż przypomina sobie, że był to jednak władca zły, bo złożył hołd królowi Czech Janowi Luksembirskiemu, a więc był “ śląskim zdrajcą”, a dla takich nie ma miejsca w całkiem dobrze zachowanej trumnie. “Książę z wielkim hukiem wyleciał z trumny. (...) Zapach wzniosły, kadzidło z odrobiną zgnilizmy, położyłem się”.

To oczywiście nie koniec niezwykłych wydarzeń na Śląsku dobry umierającego Stalina. Znana nam z “Utopka” kompanija - Hans Ciomperlik, Paulek Kolosska, Anton Pijafka, Max Krupa od tych Kruppów, choć nie ujawniający się zbytnio, Barabbas Mikka (jakże katolickie imię!) i Ferdinand Trompetta, jako Niemcy doskonale mówiący po polsku i pamiętający już, żeby nie śpiewać nazistowskich hymnów, a lokalne sprośne piosenki, dalej siedzą w gospodzie “Irena”, piwo żłopią, pierdzą i bekają. No i chcą przysłużyć się ojczyźnie. A może tak by podbić Czechów? Zbudować samolot i zaatakować? Skończy się na budowie balonu i wątpliwościach - jako kto mają zaatakować sąsiedni kraj? Decydują się na ORMO. Tak też ORMO złożone ze śląskich Niemców, a może niemieckich Ślązaków będzie tu dokonywać cudów, by wzlecieć w niebo. A w nagrodę marzą o Krzyżach Żelaznych, by po chwili się zorientować, że to nie w tym kraju jest rozdawane.

Libera dalej krytycznie przygląda się modelom śląskości. Takiej, w której najważniejszy jest “heimat”, a poza nim nie ma innego świata, o czym przypomina nam Utopek-Buks, który przeglądając regał z książkami nie zwraca zbytniej uwagi na dzieła Goethego, bo to “bliżej nieznany” mu autor, za to z namaszczeniem bierze do rąk “Taugenichts” Josepha von Eichendorffa. Rozpoznaje też “Mein Kampf” autora, który kiedyś “na zmianę z radiowymi muzykantami dbał o dobry nastrój”. Mając te książki postanawia ułożyć program edukacyjny dla “niewykształconego Piasta”, który utknął ze swoją wiedzą w średnich wiekach. Co prawda, sam utopek musi przyznać, że z książki Hitlera trudno się czegokolwiek nauczyć, bo Fuhrer “krzyczał w niej i rzęził tak samo jak w radiu”. Ale niech to nas nie pociesza - “Fausta” Buks Molenda również dezawuuje, bo diabeł występuje tam pod postacią psa, a “u nas diabeł nigdy nie pojawiał się pod postacią psa, zawsze był dumnym panem , nosił się jak niemiecki szlachcic i ludzie wielbili go jak świętego”.

“Buks Molenda” to komediowa fantastyka, w której odjeżdżający na “Zastępczy Śląsk” utopek Fiziołek przyrzeka swoich braciom-utopkom, że będzie o nich pamiętał i wysyłał im pomarańcze i banany, zapominając, że utopki nie jedzą tych owoców. Na Śląsku Zastępczym, a więc w Niemczech dzieje się cud gospodarczy, o który utopki podejrzewają diabła, bo przecież utopki lubią ruinę i kurz. Fiziołek jedzie zatem z misją, by “tam, gdzie zdarza się cud gospodarczy”, nie była to tylko sprawa diabła, a ludzie mieli “także rodzimego utopka, żeby nie zapomnieli o prawdziwej ojczyźnie”. Heimat w postaci wygnańca-Fiziołka zawsze o sobie przypomni, ostrzega Libera mieszkający od lat w Niemczech.

Jest w “Buksie Molendzie” też bezwzględna krytyka samych Ślązaków, którzy nieumiejętnie przebierają się w różne szaty (piastowskie choćby) i tylko niekiedy im się wyrywa choćby złość na Hitlera za to, że przegrał wojnę, bo “gdyby nie to, wszystko na Śląsku byłoby po staremu albo może nawet jeszcze lepiej”. I choć wiemy jak wyglądała historia, to trochę jesteśmy w stanie empatyzować z biednym, pomstującym na “nowoczesne czasy” utopkiem, który wciąż ma uraz do Włochów za udział ich wojsk w powstaniach śląskich.

W “Buksie Molendzie” Libera częściej sięga po apokryficzne pisanie historii Polski - obok Leszka Raciborskiego odnajdziemy tu brawurowy opis tego jak to Polacy Krzyżaków sobie sprowadzili i nie mogli się ich pozbyć. Na szczęście pod Tannenbergiem gdy już szala zwycięstwa przechylała się po stronie maryjnych zakonników, “nagle śląskie utopki, które nadciągnęły potajemnie, zaczęły ściągać niemieckich rycerzy z rumaków”, a polska szlachta ich dobijała “jak świnie”. Niestety potem, Polacy “z właściwą sobie głupotą” pozwolili Krzyżakom zostać w Prusach, a ci zaprzedali się Lutrowi.

Dla Utopka nie ma nic piękniejszego nic niż “wzniosły widok zniszczenia”, bo życie bez ruin byłoby nudne, zwłaszcza w dzieciństwie. Nie ma zatem nic bardziej okrutnego wobec utopka niż Plan Sześcioletni, a piosenka “A dołem Wisła płynie” będzie go irytować, bo to zwyczajnie głupie śpiewać o Wiśle nad Oder czy Psinną, “zwaną teraz Psiną”. A jednak “oznaczało to zmianę w historii”, której nawet utopki cytujące z pamięci “Lata nauki Wilhelma Meistra” nie były w stanie zatrzymać.

Sława Lisiecka w tej książce jest cały czas z nami, przekładając dzieło Libery z wyraźną przyjemnością, o czym z pewnością świadczy przypis: “Narrator ma spore problemy z interpunkcją”. Czytajcie “Buksa Molendę” i trylogię Libery po to, by zobaczyć jak inaczej można pisać o polskiej historii, jak można ją opowiadać z humorem, ale też boleśnie i ze świadomością, że to tylko opowieść, a historia i tak robi swoje, z czym nawet utopki sobie nie poradzą.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jak nazywał się chomik Ewy Kuryluk?