Sława Lisiecka, Od Do, Leszek Libera
[RECENZJA] Leszek Libera, "Testament Utopka"
“Testament Utopka” to niestety najsłabsza ze wszystkich części trylogii Libery i wydaje mi się, że autor już ją pisząc to wiedział i zastosował w powieści wiele trików, które mają odwieść krytyka od wyrażenia takiej opinii, ale ja się na te zabiegi nie łapię, za dużo tu wypełniaczy stron o wikipedyjnym uroku, za dużo biadolenia na wszystko bez ładu i składu, a metafora dwóch kaczorów walczących z utopkami w Psinie jest może krotochwilna, ale też dość prostacka. Podobnie jak pisanie o niemieckiej Balbinie i polskim Ptysiu, czy “fuhrerku Polski” mnie absolutnie nie bawi, mam wtedy poczucie, że autor swoje prywatne frustracje przerabia na wcale nie interesujący wątek poboczny, który psuje to, co w historii Utopka właśnie najcenniejsze - perspektywę. Za to - podobnie jak w dwóch poprzednich tomach - “Testament Utopka” przynosi wiele ciekawych momentów i czyta się go zachłannie, choć z przerwami.
Utopek się nam zestarzał, dostał tytuł honorowego strażnika wieżu ciśnień w Raciborzu i mieszkanie w tejże. Po beczce i książęcej krypcie czas na akomodację w budynku, który przed wojną został zamieniony w miejsce nazistowskiej propagandy, a dziś mieści produkcję firmy cukierniczej. Jesteśmy już w czasach późnego kapitalizmu, a pan Utopek zamierza napisać swój testament, w czym przeszkadza mu nielegalnie przebywająca w Polsce Ukrainka, którą znalazł pod pomnikiem Eichendorrfa, a raczej to ona znalazła jego. To będzie historia o tym jak Utopek poszedł do centrum handlowego, gdzie wydał fortunę na ciuchy dla Swietłany, o tym razem wybierają wózek inwalidzki, którym Swietłana rozbija się po Górnym Śląsku, o szukaniu skarbów i przygodach ze służbą zdrowia. Będą apokryfy (historia wieży ciśnień przedstawiona w “Testamencie…” nie do końca zgadza się z “prawdziwą” historią) i smakowita opowieść o tym jak Utopek chciał zostać franciszkaninem. Dowiemy się też, co wydarzyło się po nieszczęsnym locie z “Buksa Molendy”, ale to już, żeby nie spoilerować, zostawiam Państwu do lektury.
To będą jak w poprzednich tomach historie nieprawdopodobne i wspaniale, ale niestety sporo tu zgrzytów, książka pisana była najwyraźniej przez autora już zbyt zapatrzonego w swoje umiejętności i zdolności, zbyt połechtanego świetnym odbiorem poprzednich książek, który zamiast zabawny, staje się przemądrzały.
Libera wielokrotnie, dużo częściej niż w poprzednich książkach zwraca się do czytelników. Gdy opowiada i zapędza się w dygresje, zaznacza że pewnie czytelnik “pali się” do czegoś innego, do akcji i tempa, ale on sobie pozwala, bo “czytelnik jest dla mnie absolutnie niepożądanym gościem w tym przedsięwzięciu”. To tak naprawdę są umizgi do czytelnika, które z jednej strony mają nam uświadomić wielkość intertekstualnej gry autora (zostawia nam nawet fragment na dopisanie własnej wyliczanki ludzi, którzy są diabłami), a z drugiej podkreślić jego niezależność i wyjątkowość. Oraz wpłynąć na samoocenę czytelnika, bo przecież gdy pisze Libera w pewnym momencie, że zastanawia się, czy “czytelnik gdzieś tam jest. Bo pewnie już się wystraszył i zwiał”, to jest oczywiste, że czyta to ten, co nie zwiał. Wyjątkowo nie cierpię takiego mizdrzenia do czytelnika w dawce podanej w “Testamencie…” I żeby było jasne (niestety zgubiłem cytat) - co robi Libera? Libera do oczywiście jedzie po krytykach literackich, że ci są najgorszymi czytelnikami. Zawiązywanie wspólnego paktu autor-czytelnik przeciwko krytyce literackiej to zabieg starszy Utopka jak mniemam, a niestety zawsze widzę go jako reakcję na własną niepewność, czy to co piszę jest wystarczająco dobre i ciekawe. A dobrze, że Libera miał takie wątpliwości, bo po dwóch świetnych tomach ten tylko momentami dorównuje ich lekkości.
Gdy krytyka, ironia i groteska w poprzednich tomach dotyczyła przeszłości, zaangażowanie emocjonalne autora było mniejsze, przez co te nawiązania miały swoją lekkość, którą tracą w “Testamencie…”. Jak zawsze okazuje się, że najtrudniej nam oderwać się od czasów, w których żyjemy. Wciąż oczywiście bawi narzekanie Utopka na Polaków, którzy to są “do niczego niezdolni”, bo “nie jest to szczególnie mądry narodek”, zakłamani, leniwi i “bezwstydnie skorumpowani”. O ile poprzednie tomy za kilkanaście lat dalej będą czytane jak opowieść o historii, tak “Testament…” będzie raczej relacją z rzeczywistości, w której autor obawia się, że “z kaczorami nie pójdzie tak łatwo”.
Wciąż fascynują gry z historią literatury i literaturą w przestrzeni, o których pisze Libera, jak choćby wyrzekanie, że pomnik Eichendorffa, ulubionego poety Utopka, który to gardzi Goethem, znajduje się na ulicy Mickiewicza, a to - jak łatwo się domyślić - również nie jest poeta, którego nasz bohater by sobie cenił. Choć tu trzeba przyznać, że jest Utopek, a może raczej Libera, niekonsekwentny, bo jednak “Über allen Gipfeln…” Goethego uznaje za językowe arcydzieło, a Państwo samo mogą je ocenić w przekładzie choćby Andrzeja Lama:
Nad wszystkimi szczytami
Cisza,
Drzew koronami
Nie porusza
Najlżejszy wiew;
Ptactwo w lesie ucichło.
Poczekaj, rychło
Ty spoczniesz też.
Trochę żal, że w przypisie nie znalazło się miejsce dla polskich przekładów, bo wiersz tłumaczyli zarówno Staff jak i Maria Dąbrowska.
Nie ceni też Utopek Schillera (“pisał ballady, żałosne lapsusy sztuki poetyckiej, nieporadne i śmieszne), ale co fascynujące nad wszystkim unosi się duch “Lat nauki Wilhelma Meistra” tak wspaniale w tym roku wydany przez Fundację hrabiego Augusta Cieszkowskiego w przekładzie Wojciecha Kunickiego i Ewy Szymani. “Ten przeklęty Goethe”, napisze Libera.
Bardzo bawią mnie za to gry Sławy Lisieckiej z Liberą w przypisach, które czytam jako ironiczne - redakcja w jednym z miejsc poprawia autora pisząc, że Ozyrys nie był bogiem słońca, jak twierdzi narrator, lecz śmierci, ale już pozostawia bez przypisu różne konfabulacje autora dotyczące choćby historii wieży ciśnień.
Człowiek jest “piaskową istotą”, który stwarza świat z i na piasku, o czym przypomina narrator. Historia zaś to jedna wielka “wojna człowieka przeciwko człowiekowi”, dlatego zapewne Utopek tak dobrze w swojej wieży słyszy nuklearne wybuchy w innych częściach naszej planety, a i sam jest dobrze obeznany z konstrukcją bomby jądrowej.
W “Testamencie... “ Libera kontynuuje tworzenie własnej, utopkowej kosmogonii. Przypomnijmy - na początku był Prautopek, który stworzył Utopka i za jego pośrednictwem “powołał Boga”, któremu kazał opowiadać świat. Czy w praplanie było miejsce na Szatana? Raczej wymyślił go Bóg, bo był “łatwowierny i lekkomyślny zarazem, na co w historii znajdujemy wystarczająco dużo przykładów”. W efekcie “Szatan stoi nawet nad Stworcą świata, to znaczy Prautopkiem”. Wnioski z tego są przerażająco smutne.
Libera w “Testamencie…” pisze obszernie, choć trzeba to wyłuskiwać, o własnej filozofii historii i wizji świata, będąc świadomym tego, że “prawdziwa historia w ogóle nie istnieje” pozwala sobie na jej przepisanie od nowa, ryzykowne czasem i groteskowe, humorystyczne i boleśnie brutalne, czasem obrazoburcze. “Wydziobuje”, jak sam pisze, “co chce, a co z tego wyjdzie na koniec, zawsze będzie słuszne”.
Trzy tomy trylogii Libery choć nierówne i - w ostatnim tomie - jakby pisane za szybko i za bardzo na akord, już ze świadomością istnienia czytelników i czytelniczek czekających na zamknięcie historii Utopka - to będące jedną z najciekawszych w literaturze prób zmierzenia się z polską i niepolską historią. Mam po lekturze poczucie, że taka próba mogła powstać tylko w innym języku. Bardzo Państwu polecam lekturę, Sławie Lisieckiej gratuluję dobrnięcia z Liberą do finału.
A ja tym samym kończę rok, była to ostatnia recenzja w 2020 roku. Napisałem ich ponad 150, aktualnie ponieważ od czasu historii z FB mam totalny kryzys sensowności swojej działalności, zastanawiam się - po co, ale powiem jak Edith Piaf - Non, je ne regrette rien. A co i jak dalej? Muszę to sobie przemyśleć, bo mam sporo wątpliwości i odnoszą się one do pewnych modeli tak krytycznych jak i życiowych, które przyjąłem. Ale o tym będę pisał w najbliższych dniach, zapraszam do podsumowań i rozmów.
Skomentuj posta