Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Jan Mencwel

[RECENZJA] Jan Mencwel, "Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta"

Radiowcy podczas audycji proszą, byście wpisywali im miasta, z jakich słuchacie, to ja mam inną prośbę - wpiszcie miasta, w których coś wam zabetonowano. Albo wyłożono kostką, czy usunięto drzewa? Zapraszam.

Producent kostki Bauma podpowiada: “Jak uzyskać trwałą i estetyczną nawierzchnię wokół domu? Najlepiej zastosować kostkę brukową”. Po co komu drzewka, krzewy, jakieś badyle, nie daj bogini - patyki? Kostka jest estetyczna i trwała, a drzewa to się łamią, liście opadają, trzeba wokół tego chodzić, podlewać. Coś, co na małą skalę często widzimy w obejściach domów, czyli wybrukowanie jak największej powierzchni, dorzucenie do tego trawniczka z tują, która powoli staje się rodzimym gatunkiem, przeniosło się też na przestrzeń publiczną, choć niekiedy się zastanawiam czy to raczej nie organizacja przestrzeni publicznej wpłynęła na wzrost popularności brukowania przestrzeni.

W lipcu ubiegłego roku Pracownia Projektowa Maćków zaprezentowała na FB zdjęcie podwórka podzielonego na strefę kostki i trawy podczas ulewnego deszczu. “Pokazujemy inwestorom jak działa retencja na twardym i na miękkim”, napisano w komentarzu. Podwórko - dodajmy - nie należało do pracowni, a osoby robiły to “po lekcjach”. Oczywiście jest dużo dobrych przykładów działań i wiele osób angażujących się w walkę z betonozą, ale problem polega na tym, że - jak przytomnie stwierdza jeden z raportów przytaczanych przez Jana Mencwela w “Betonozie” - na jedno stuletnie ścięte drzewo trzeba czekać sto lat.

Mencwel łączy aktywizm z reporterską robotą całkiem przytomnie i choć oczywiście wiadomo po jakiej stronie ma serce reporter, to poziom alarmistycznego jęczenia nie jest tu tak duży, jak się obawiałem. Bo ja mam spory dystans do nadmiernie zaangażowanych reporterów, zwłaszcza w sprawach klimatyczno-przyrodniczych. Racjonalność wywodu i dowody są ważne, ale jak ktoś przez dwieście stron na sto sposobów mówi o tym samym, tylko w coraz to innych tonacjach, to odpadam. Albo można jak Trammer w reportażu o kolejach zasypać osobę czytającą taką stertą danych, że osoby nie rozpoznające rodzaju, a zapewne i miejsca produkcji lokomotywy po samym jej dźwięku, mogą mieć kłopoty z dobrnięciem do końca lektury.

“Betonoza” jest klasyczną książką reporterską zaangażowaną, w której najważniejszy jest temat i czas, w którym powstaje. Czytana już za kilka lat będzie - miejmy nadzieję - opowieścią o tym, jak żyliśmy, ale ten brak czasowej uniwersalności jest typowy dla reportaży mających uchwycić “na gorąco” jakieś zjawisko. I nawet nie wiem, czy bym o niej pisał, bo osobiście to ja się z niej niewiele nowego dowiedziałem (no poza kilkoma zupełnie mi niepotrzebnie psującymi nastrój historyjkami), ale trzeba przyznać Mencwelowi, że pisze sprawnie, chwilami potoczyście i z zaangażowaniem, ale zna umiar.

A najbardziej mnie skłonił do wspomnienia o tej lekturze pewien fragment. Pisze Mencwel gdzieś w pierwszych rozdziałach: “Możemy sobie tylko wyobrazić , ile drzew musiało paść, by zyski były aż tak duże”. “Wyobrazić” jest tu słowem kluczowym, bo czy my mamy wyobraźnię? W wyobraźni urzędników odpowiedzialnych za wycinki drzew to drzewa atakują narąbanych kierowców, wyskakują im zza zakrętu, zatem trzeba je usunąć. Więc może nie mamy wyobraźni? I słusznie pisze dalej Mencwel: “może należałoby to szczegółowo wyliczyć”. I Mencwel to liczy! Wiem, że zachwycam się jak sikorka na widok niedosolonej słoniny, ale czytam sterty tekstów non-fiction i tam ciągle jest “w wyobraźni”, “jak wiadomo”, “każdy chyba”. No i tak Mencwel zwyczajną przyzwoitością reporterską sprawił, że mi przyjemniej na synapsach się zrobiło. Milej tak jakoś, rzetelniej, uczciwiej.

Za to niezbyt dobrym pomysłem było uraczenie nas zdjęciami, które przeważnie zajmują dwie sąsiadujące ze sobą strony, co przy złamaniu książki (mamy tu miękką oprawę) sprawia, że wiele z nich jest nieczytelnych i da się oglądać tylko z daleka. W ogóle warstwa fotograficzna jest najsłabszym elementem tej udanej pozycji.

Na koniec mam dla Was dwa cytaty. Pierwszy:

“Upadający świerk może zabić człowieka”.

Jaki wniosek wyciągają z tego cytatu polscy urzędnicy? Tak, brawo! Świerki w Puszczy Białowieskiej trzeba wyciąć. A ile osób zginęło zamordowanych przez zdradzieckie drzewo, które w przypływie szału rzuca się na spacerowiczów? “Na razie nikt, ale przecież nie będziemy na to czekać z założonymi rękami” - odpowiedziała rzeczniczka Lasów Państwowych. Bardzo mi się logika tego wywodu podoba. Bardzo.

No to co tam wam wybetonowano?

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Wakacyjne morze Zofii Posmysz