Nisza, Igor Jarek, Debiuty w Staromiejskim Domu Kultury, Staromiejski Dom Kultury
Debiuty w Staromiejskim Domu Kultury - Igor Jarek
“Rajcuje mnie to, że ludzie opowieścią budują własną, bardzo subiektywną rzeczywistość. Niektórzy mi zarzucają, że nie ma takiej Nowej Huty, Pewnie, że nie ma. To są subiektywne spostrzeżenia tych ludzi, to jest mój wymyślony wszechświat. Moja Nowa Huta polega na tym, że ja się w niej nadal gubię”.
Zapraszam do lektury fragmentów mojej wczorajszej rozmowy w Staromiejskim Domu Kultury z nominowanym do Paszportów “Polityki” Igorem Jarkiem. Kto dostanie Paszport - Mira Marcinów, Patrycja Sikora, czy Igor Jarek - dowiemy się już wieczorem.
---
IJ - Cieszę się z tego, że książka została dostrzeżona. No i zobaczymy - jak mawiał trener Smuda - jak pogramy. Już znalezienie się w finale Paszportów Polityki to dla mnie sukces i choć wiadomo, że chciałbym wygrać, bo przecież wszyscy chcą wygrywać, to staram się o tym nie myśleć.
(...)
Zadebiutowałem tomem poezji w 2008 roku, mając kilkanaście lat. Jak masz 17 czy 18 lat, to co możesz powiedzieć o świecie komuś, kto ma 35 czy 40 lat? To nie był jeszcze mój język i już wtedy zdawałem sobie z tego sprawę. Cieszyłem się, że jestem po debiucie, ale myślałem jeszcze o tym, że zagram w Manchesterze United. (...) Chciałem, żeby było ładnie i żeby wygrywać konkursy, ale to nie jest dobry przepis na drogę literacką, prawda?
(...)
“Górnik zarabia 1800 zł na kopalni” - tak był zatytułowany reportaż Jarosława Mikołajewskiego, a ja pojawiłem się na okładce “Dużego Formatu”. To było pokłosie mojej rozmowy z Mikołajewskim, który, gdy przyjął jakiś mój wiersz do swojej rubryki w “Gazecie Wyborczej”, napisał do mnie maila z pytaniem, czy naprawdę pracuję na kopalni. No i przyjechał, pogadał, zrobił z tego reportaż. Zostałem trochę przyspawany do tego “górnik-poeta”. Miałem kolegów na kopalni, którzy malowali kiczowate obrazki po godzinach i bałem się, że ktoś sobie pomyśli, że ja po robocie przychodzę do domu i coś tam sobie rymuję. A ja czułem się najpierw poetą, a potem górnikiem. Nie traktowałem siebie jako górnika-poety, a osobę, która pracuje na kopalni, żeby utrzymać siebie, rodzinę, a po godzinach wykonuje pracę pisarza. (...)
Pracowałem na kopalni “Wieczorek”, na której pracował też mój pradziadek, a on z kolei z Teofilem Ociepką, Erwinem Sówką i całą bandą z Grupy Janowskiej.To byli malarze, którzy mieli wystawy na całym świecie. Robili kawał porządnej pracy, do której podchodzili w górniczy, oblężniczy sposób. Taki malarz kończył szychtę, wdupiał żur, stawał przed sztalugą i malował. (...)
Po kilku miesiącach na kopalni powiedziałam: “z pisaniem daj sobie spokój”. Przychodziłem do domu zajechany, zmęczony i nie chciało mi się już nic. Myślałem - odpuść sobie, będziesz pracował dwadzieścia lat, daj spokój. Potrwało to może z pół roku, ale brakowało mi pisania i dopiero wtedy przekonałem się, że jest mi ono potrzebne, że jest to ważna część mojego życia. Pokłosie tego mamy dzisiaj.
Zawsze chciałem spróbować z dramatem, od czasu zobaczenia w Teatrze Telewizji “Tamy” Connora McPhersona. To sztuka o trzech facetach w irlandzkim pubie, którzy zaczynają się popisywać przed kobietą. Jak to zobaczyłem, pomyślałem: “Wow”. Do tego czasu teatr to była dla mnie “Balladyna”. Nie mówię, że zła, ale tu zobaczyłem coś, co rozumiałem w stu procentach. Kolesi, którzy piją browary i ze sobą rozmawiają! To mi zapadło w głowę. Teatr to jest medium, które może coś powiedzieć trzynastolatkowi, może go zatrzymać.
Zostało to ze mną i wiele razy próbowałem napisać dramat, ale długo zajęło mi wyrobienie się w tym. Po “Spodoustych” napisałem kilka sztuk. Wszystkie były do dupy. A potem napisałem kolejną i została opublikowana w “Dialogu”
Fascynuje mnie monodram, to że jest tylko jedna osoba i ona musi opowiedzieć wiele postaci.
Od tego wychodzę. Nie buduję świata od góry. Nie jestem na tyle inteligentny, żeby budować wielkie światy. Dla mnie to wszystko bierze się z gadki. Słucham sąsiadki i z jej gadki wychodzą ludzie - od pani w sklepie, która ją wkurwiła, po księdza proboszcza i sześć innych osób. Każda wprowadzona w idealny sposób, tak że rozumiesz, o co jej chodzi.
Rajcuje mnie to, że ludzie opowieścią budują własną, bardzo subiektywną rzeczywistość. Niektórzy mi zarzucają, że nie ma takiej Nowej Huty, Pewnie, że nie ma. To są subiektywne spostrzeżenia tych ludzi, to jest mój wymyślony wszechświat. Moja Nowa Huta polega na tym, że ja się w niej nadal gubię.
(...)
WSZ - Trafiłeś do mainstreamu literackiego w Polsce, ale pojawiasz się w nim dopiero, gdy to wszystko, co piszesz, jest ubrane w prozę, zbiór opowiadań, nie monodramów. Gdy to się staje produktem - czymś na kształt powieści. Wtedy mainstream cię dostrzega i przytula do siebie.
IJ - I to mnie dziwi, bo tych tekstów nikt przez długi czas nie chciał. Sam też się zabezpieczyłem, bo pisząc je wiedziałem, że będą trzy opowieści, które się ułożą w książkę. Tak jak mówisz - gdyby to było wydane jako monodramy, to sam bym pewnie po coś takiego nie sięgnął. Nie ma się co oszukiwać.
---
Dobra książka według Igora Jarka to taka, w której “czytelnik wypełnia treść swoimi przeżyciami” i trudno się z nim nie zgodzić. Kibicuję dzisiaj Igorowi Jarkowi, bo jego droga literacka jest niezwykle różnorodna, bogata i zaskakująca, a literacki mainstream może częściej będzie zwracał uwagę na to, że dzisiaj najciekawsze rzeczy nie dzieją się w prozie, a w poezji i dramacie.
Skomentuj posta