Wielka Litera, Piotr Ibrahim Kalwas
[RECENZJA] Piotr Ibrahim Kalwas, "Dziecko Księżyca"
Książkę Piotra Ibrahima Kalwasa warto czytać w różnego rodzaju szkołach pisania, by pokazać uczestnikom i uczestniczkom jak łatwo można z wciągającej opowieści na granicy kiczu i przegięcia popaść w sztampę i nudę. “Dziecko Księżyca” zaczyna się mocno - lata 70., kolonie, dziecięce miłości i emocje, wychowawca kolonijny na ostro romansujący z księdzem, jest duszno, soczyście, erotycznie i nieoczywiście, a do tego sadomaso. Czym Piotruś nasiąknie za dziecka, tym zakiełkuje później.
Kalwas bawi się autobiograficznymi nawiązaniami, bo bohater, Kalwasik zapożycza wiele od swojego twórcy, ale od początku ta gra jest tylko puszczeniem oka do czytelnika, a nie jakimś poważniejszym balansowaniem na pograniczu eskapizmu, zatem formuła dość szybko się wyczerpuje. Podobnie jak cała opowieść, której najmocniejsza i najbrutalniejsza historia zostaje wyciągnięta na początek. A potem już nuda, a brutalność przemienia się w powtarzalność, trudno nie zadać sobie w pewnym momencie pytania, po co się to jeszcze czyta? Dobrnąłem po prawie dwóch miesiącach walki z tym tekstem i poza przyznaniem, że autor ma wyobraźnię, ale wszystko, co ciekawe upakował do pierwszych scen książki, które faktycznie są bardzo udaną, nieoczywistą i dość nową w polskiej literaturze opowieścią (są źli geje). Byłoby z tego bardzo dobre opowiadanie. Tylko, że jeszcze trzeba było przebrnąć przez to wszystko, co Kalwasik musiał zrobić w ramach “Planu Kary”.
Tak mi się lektury ułożyły, że najpierw czytałem Kalwasa u którego “wioskowy głupek” jest traktowany jak erotyczna zabawka, a potem Kaczanowskiego, u którego ważnym wątkiem była gra między dorosłymi sugerująca ewentualne trójkąty czy inne układy międzymałżeńskie. Przyznaję, że nic mi w żadnym momencie nie drgało - Kalwas poszedł w przemocowość, a Kaczanowski w estetykę biurowej pornografii, jedno i drugie, podobnie jak na filmach gatunkowych jest podniecające tylko w pierwszym momencie - gdy już zaczyna się dziać, staje się to długie, nudne i przewidywalne.
O ile filmy gatunkowe mają służyć dość szybkiemu rozładowaniu emocji, tak literatura powinna jednak bardziej różnicować napięcia, bo człowiek obcuje z nią odrobinę dłużej. Niestety zarówno w “Dziecku Księżyca” jak i “Utracie” mamy do czynienia z nudą, a nic gorszego niż powieść która wiele obiecuje, a potem jak w polskim filmie gatunkowym - najbardziej interesujący staje się wystrój wnętrza.
Skomentuj posta