Znak, Piotr Smolar, Agnieszka Grudzińska

[RECENZJA] Piotr Smolar, "Zły Żyd"

Szczęśliwym trafem byłem zapisany na dzisiaj do czytelni Biblioteki Narodowej, dlatego udało mi się przed kolejnym zamknięciem popracować poranną porą w miejscu, które darzę gorzkimi uczuciami. Dlatego dzisiaj trochę później niż zwykle kilka słów o książce, którą uważam, że warto przeczytać, choć też warto uniknąć pewnego rozczarowania. 

Piotr Smolar, z którym miałem naprawdę niezwykłą przyjemność wczoraj rozmawiać podczas premiery “Złego Żyda” w Instytucie Reportażu, napisał książkę intrygującą i ciekawą faktograficznie, to co w niej zgrzyta to próba łączenia eseistycznego i filozoficznego tonu z dziennikarskim rejestrem. Nasuwają się oczywiste porównania między “Złym Żydem” a “Domem z dwiema wieżami” Macieja Zaremby (tłum. Mariusz Kalinowski). Obie są napisane przez osoby z polskimi korzeniami, obie powstały w innych językach (książkę Smolara przełożyła Agnieszka Grudzińska), obie są opowieścią rozliczeniową i historią rodziców i dziadków oraz świadectwem mówiącym o uniwersalności wartości humanistycznych w kontekście europejskiej integracji - co bardzo wybrzmiewa u Smolara, słabiej u Zaremby. Obie wreszcie są opowieściami o rodzinnej traumie i jej dziedziczeniu. Różni je jednak język i maestria prowadzenia opowieści. Co nie sprawia, że książka Smolara jest zła, po prostu więcej tu dziennikarza, który zajmuje się bierzącymi problemami Izraela, a mniej reportażysty-filozofa. 

Smolar próbuje połączyć kilka wątków z historii swojej rodziny z tym, jaki jest współczesny świat, który wymaga od jednostki posiadania konkretnej, jednej tożsamości. W przypadku Smolara - żydowskiej, choć autor Żydem się nie czuje, a nawet uważa - przynajmniej w niektórych momentach - że nim nie jest. Urodzony we Francji, żyjący w laickim świecie, bardziej - przez ojca - związany z polskością niż żydowskością, odkrywa, że niezależnie od jego woli, Żydem jest i będzie - dla innych. Odkrycie obcego w sobie, którym trzeba się jakoś zaopiekować sprawia, że Smolar przygląda się rodzinnej historii i tożsamościom, które przybrali jego dziadek i ojciec. Z drugiej strony opowiada o tym, jak tożsamość zbudowała państwo, albo może państwo zbudowało tożsamość ludziom, którzy zdecydowali się w nie wierzyć. Mowa tu oczywiście o Izraelu. Dziadek - komunista do kości, gdyby ktoś miał być ilustracją stereotypu “żydokomuny” to akurat Hersz Smolar i jego biografia odpowiadają mu prawie w stu procentach; ojciec - działacz komunistyczny, ale z tych lepszych, co się szybko nawrócili i stanęli po odpowiedniej stronie historii. Syn… no właśnie. Buduje opowieść i szuka odpowiedzi, ale też przygląda się temu, co poszukiwanie tożsamości zrobiło ze stosunkami izraelsko-palestyńskimi. Zwłaszcza, że skutki tego obserwował po drugiej stronie - w Palestynia i strefie Gazy. 

“Zły Żyd” to łączące biografię, historię i teraźniejszość rozważania o tym jakie skutki ma właśnie tożsamość tworzona w opozycji wobec innych i przeciwko innym, a nie probująca zrozumieć, że można być kim się chce, byleby nie być złym człowiekiem. Paradoksalna, ciekawa, choć - jak wspominałem na początku - nierówna językowo książka. Warto się z historią Smolara zapoznać, zwłaszcza, że jest to narracja trzeciego pokolenia, która jeszcze dość rzadko wybrzmiewa w Polsce. 
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaka woda u Żywulskiej?