Sine Qua Non, Paweł Radziszewski

[RECENZJA] Paweł Radziszewski, "Pomiędzy"

Ktoś musiał mieć naprawdę zły dzień, że książka Pawła Radziszewskiego ma tak okropną okładkę. Niczym na nią nie zasłużyła.

Ani nie jest kiczowata (choć to czasem proste bajki), ani nie jest nadmiernie uduchowiona (autor sporo tu ironizuje z konstrukcji właśnie takiej boho-opowieści), ani też nie jest brzydka, bo język Radziszewski ma choć może nie erudycyjnie bogaty, to z pewnością porusza się w polszczyźnie ponadprzeciętnie dobrze. Nic nie usprawiedliwia tej okładki poza może chęcią trafienia do klienteli, która na hasło “świeże literackie mięcho”, jak o powieści Radziszewskiego wypowiedziała się nie owijająca w bawełnę Joanna Bator, ucieka gdzie pieprz rośnie, bo lubi literackie, zatęchłe pierza. Mam nadzieję, że krzywda za duża się autorowi nie stanie i mimo tego czegoś na okładce, sięgniecie po “Pomiędzy”, bo naprawdę warto.

To idealna książka na ten czas, gdzie literatura ma nam dać otuchę, że będzie lepiej, rozrywkę i wciągającą opowieść, bez męczenia przesadnymi dramatami. Choć nie brakuje w “Pomiędzy” dramatyzmu, to jest on obudowany humorem, ironią, bajką, mitem i groteską. W efekcie nie mamy tu może wagi ciężkiej, jak u Radka Raka, ani też emocjonalnego pobudzenia jak w pamiętnym “Dygocie” Małeckiego, ale dostajemy opowieść wciągającą i kojącą nerwy. Świat stworzony przez Radziszewskiego jest pełen stereotypowych postaci - pożądliwy hrabia, biedna służąca, Cyganie, upadli szlachcie i szlachcianki oraz lubiący gruszki niedźwiedź, to tylko niektórzy z bohaterów tej opowieści, która dzieje się gdzieś tam w naszej historii, gdzieś tam w bajce, która jakoś każdy z na trochę zna, a gdzieś w wyobraźni autora. Ze wszystkiego korzystając z umiarem, po trochu, wyszła Radziszewskiemu naprawdę udana jak na debiut książka.

Podoba mi się ironia, z którą traktuje autor swoich bohaterów i dzieło, jak we fragmencie gdy przyszły straszny fornal odwozi zbzikowaną matkę do klasztoru, “bo w książkach, które czytał, właśnie tam trafiali (...) bohaterowie, których wątki przestawały być potrzebne w dalszej części fabuły”. Lubię takie gry i zabawy z powieściową materią, nawet gdy są wyrażane tak wprost, jak robi to Radziszewski. Podoba mi się również to, że historia, którą opowiada w “Pomiędzy” sięga do tradycji polskiej literatury “realizmu magicznego”, czyli mamy tu zmitologizowaną wieś ze srogim panem, obok wsi równie mityczny i legendarny las, a do tego niestworzone historie i kobiety, które sprawiają, że facetom odbija i świat ulega zmianie. Tylko, że na tą przewidywalną warstwę Radziszewski nakłada filtr z komizmu i niepokornie zmienia jej elementy.

Jest taki typ powieści, dość popularnej w Polsce, w której obowiązkowymi elementami są błoto, dużo błota i jeszcze więcej błota. Jakieś Polesie, dworki szlacheckie, dziewki oddające się na sianie, Żyd tułacz, Cygan wędrowca, biedny chłop z jakimś muzycznym talentem, wszystko to dzieje się w Polsce wyglądającej jakby Fałat z Kossakiem postanowili wspólnie stworzyć jakiś widoczek, ale przyszedł Ruszczyc i powiedział - orka! W takich powieściach ważny jest ugór, pole, rów i miedza, do tego strach na wróble i wyładowania elektryczne. Robert Nowakowski w “Ojczyźnie jabłek” potraktował tą materię na serio i poniósł kontrolowaną porażkę, Paweł Radziszewski zrobił z tego lekką komedię, bez czajenia się na arcydzieło i dzięki czemu napisał powieść, którą po prostu przyjemnie się czyta. A to dziś ważne, żeby nam było po prostu choć trochę przyjemnie.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kaśka u Zapolskiej