a5, Tomasz Różycki
Tomasz Różycki, "Litery"
“Litery oblazły mnie niczym rój szczypawek” pisze poeta, który na swój nowy tom kazał nam czekać kilka lat. Czytelnik podpisany poniżej jako WSZ stęsknił się za poezją Tomasza Różyckiego i jakże przyjemnie się zaskoczył, gdy okazało się, że poeta Różycki również za czytelnikiem się stęsknił. “Litery” to niezwykle liryczna, acz bardzo przebiegła, rozmowa z odbiorcami, w których chyba Różycki niezbyt wierzy. Szczęśliwie wydaje mi się, że wierzy w psy, ale to być może zbyt optymistyczna interpretacja kilku fragmentów; gdyby ktoś był na wieczorku poetyckim Różyckiego, to proszę zadać pytanie ode mnie - czy Autor ma psa i czy jest to pies spacerkowo wymagający, bo mam wrażenie, że raczej kanapowiec.
Autor wielokrotnie zaczyna swoje wiersze od zwrotu “Szkoda, że cię tu nie ma” lub podobnych, co podkreśla poczucie odosobnienia i samotności w świecie, w którym jedynym narzędziem obrony poety są litery. “Żyjemy w dzikich czasach, stawiamy literę za literą” i może przemówimy do kogoś, a może jest to monolog, którego równie wdzięcznym odbiorcą będzie pies.
Mam dla nas wszystkich dobrą wiadomość - niezależnie od tego, że spora część “Liter” to wiersze dla czytelnika faktycznie lubiącego nurzanie się w wątpliwościach, samotnościach, którzy znoszą bez protestu “kręcenie się w kółko po kuchni i pokoju”, by usłyszeć “rytm tych obrotów przy zlewie” i “chaos rozlanej kawy”, to znajdziecie w nich wiersze-przeboje, które z pewnością nie jeden raz sprawią, że poezja ta szerowaną będzie. Zatem ponieważ literaturoznawcze omówienia wersyfikacji lajków nie robi, przejdźmy do szerów. Otóż absolutnym hitem internetu powinny być fragmenty wiersza “Kryzys czytelnictwa polskiego”. Oto fragment:
“Tymczasem w auli spotkanie z Czytelnikiem,
na sali sami autorzy książek,
dla niektórych zabrakło miejsc siedzących.
Wreszcie wchodzi nieco spóźniony,
chwiejnym krokiem.
Łyknął sobie jednego dla kurażu w garderobie.
Brawa i flesze, transmisja na żywo.
Czytelnik wymienia dwa lub trzy wybrane tytuły,
streszcza fabuły.
Na sali jęk zachwytu, jęk zawodu.
Pisarze zadają pytania:
Jak pan to właściwie robi?
Jak pan znajduje moment?
Na kanapie? Przed snem?
W podróży? Papier czy czytniki?
Co pan lubi?
(...)
Czy pan się nie boi? - pada ostatnie pytanie.
To trudne hobby, by nie rzec powołanie.
Niech ktoś sam spróbuje”.
Spieszę donieść, że “Litery” Różyckiego czytałem przy stole w kuchni, gdzie czytam większość literatury sortu wyższego, cechuje mnie żelazna konsekwencja w godzinach lektury - w nocy minimum godzinę dziennie, przed snem choć czasem zasnąć przez to czytanie nie mogę, zdecydowanie papier, lubię bezy (niestety). A teraz wiersz według numeracji tomiku dwudziesty czwarty, o tytule prostym - “Pies”:
“Skłon dnia. Deszcz. Liść.
Psia sierść. Jej błysk.
Psi wzrok. Na drzwi.
Jest ktoś. Ma przyjść.
Jest ktoś, kto wie,
czy to ma sens.
Krok, dźwięk, szmer, mysz:
pies śni skok wzwyż
Czas gra. Deszcz mży.
Cóż ja bez ty?
Czas gra w złe gry.
Mrok pcha swój pysk.
Pies drga, lśnią kły.
Już dwa, trzy dni.
Twój brak mnie ssie.
On mnie chce zjeść.
Cień kpi na szkle.
To maj, krew wrze.
Zmierzch lgnie do szyb.
Przyjdź, daj mi być.
Daj być, żyć daj.
Nie wyć do gwiazd.
Wyć, gryźć, łkać, kląć,
wróć, weź mnie stą.
(...)
Wtem syk, wrzask zgasł.
Pies wstał, coś chciał.
Miał kość pod łbem
Grzbiet zgiął, strząsł sen,
Dał głos, dał dwa.
Świat trwał i trwa”.
Nie wiem jak wy, ale ja się lekko rozklejam przy tym wierszu i łzawą miłością w oczach patrzę na mojego starego kundla o spojrzeniu uczciwie głupawym. Świetlicki też ma psa, a raczej ma sukę (psiarze pytają się - “a to piesek?” - kilka razy odpowiedziałem, że przecież widać, że nie motylek), co sprawia, że mit poety-kociarza na szczęście napotkał na wybitnie utalentowane przeszkody.
Na koniec bardziej refleksyjnie, bo niby o literach, a przecież wiemy, że nie:
“I kiedy piszesz słowo “wolność”, to zaraz z języka
polskiego wypełza cały rój pasożytów
i drobin sadzy, lepiących się od liter,
i zaczyna szeleścić, brzęczeć, wykrzywiać
czcionkę, mlaskać i z każdym słowem robić grymas
dodając małpią minę: Ą, Ż, Ć, (...)”.
(“Zawijas”)
W podsumowaniu minionego roku umieściłem “Litery” wśród najważniejszych dla mnie książek i zdania nie zmieniam po kolejnej lekturze. To był rok niezwykłych poezji, mistrzowskich powrotów wielkich mistrzów i wielu tomów naprawdę wybitnych. Ale gdy poeta pisze mi coś takiego, to ja się delektuję i niczego mi więcej nie trzeba:
"(...) Wiersz zostawiam tutaj
na stoliku dla ciebie jak pusty kieliszek
żeby go napełnić przynieś tylko wino".
Tomasz Różycki - można wysłać kurierem? “Opole. Do Pana Różyckiego, poety”. Do poetów ponoć dochodzą takie przesyłki. Przynajmniej chciałbym w to wierzyć.
Skomentuj posta