Ośrodek KARTA, Jens Orback, Justyna Kwiatkowska

[RECENZJA] Jens Orback, "Gdy inni świętowali zwycięstwo. Historia mojej matki"

“Historia żyje w nas wszystkich. Świadkowie wojny i ich dzieci tworzą misterną sieć o drobnych oczkach, która oplata całą Ziemię”, pisze szwedzki dziennikarz i polityk, Jens Orback w książce “Gdy inni świętowali zwycięstwo. Historia mojej matki” (tłum. Justyna Kwiatkowska).

Historia może żyć w nas przez lata i rzucać długi cień na codzienność, ale czasem warto i trzeba ją komuś opowiedzieć. Orback, syn Niemki, której rodzina od pokoleń mieszkała na Pomorzu przez lata domyślał się, że w przeszłości jego rodziny kryją się tajemnice, które rzutują jego życie. Zarówno to czego doświadczyła jego matka uciekając przed Sowietami w marcu 45 roku, jak i związki z narodowym socjalizmem, które miała jego rodzina były przemilczane i konsekwentnie pomijane. Orback postanowił zmierzyć się z demonami przeszłości i efektem jest miejscami wstrząsająca opowieść o - zwłaszcza - kobiecym doświadczeniu wojny.

Jestem bardzo ciekaw jak inaczej czytamy ją od Niemców czy Szwedów. Przyzwyczajeni jesteśmy przecież do polskiej narracji wojennej, w której wiosna 45 roku jest albo przemilczana, albo opisywana jako chaos, w którym co prawda działy się rzeczy straszne, ale to straszność usprawiedliwiona przeszłością i przyszłością. A w “Gdy inni świętowali…” spotykamy się z historią Niemców wypędzonych ze swoich domów, mordowanych mężczyzn i gwałconych kobiet, szczegółową rekonstrukcją uchodźstwa.

Rozmowa z rodzicami o historii to nie jest prosta sprawa i wiedzą o tym wszyscy, którzy chcieliby ale się boją - jak zapytać, jak rozpocząć, czy na pewno chcemy skazać rodziców czy dziadków na ponowne przeżywanie wojennych okropności? Orbackowi też nie jest łatwo i choć jego rodzina po wojnie wracała do miejscowości, z której pochodziła i nie była odgrodzona od przeszłości murem całkowitego milczenia, to jak dorosły syn ma rozmawiać z matką o gwałcie? - Mamo, ile razy cię zghwałcili? Tak o to syn nie spyta, w każdym razie nie ja - pisze.

Na pomoc Orbackowi przychodzi dziennikarka, Maarja Talgre która pierwsza nagrywa rozmowę z jego matką. “Nie pamiętam dokładnie, o czym wiedziałem już wcześniej, ale czuję się tak, jakbym znał te fakty od dawna. Mimo to robi mi się nieswojo. (...) Może mieszam się w sprawy, które należałoby zostawić w spokoju? To w końcu nie jest moja trauma, tylko trauma mamy” - pyta siebie Orback. Cóż, traumy mają zadziwiającą zdolność do przechodzenia z pokolenia na pokolenie nie pytając o to czy sobie tego życzymy. I nie ujawniając się nam wprost. Katja i i Jens zaczynają rozmawiać. I nie jest to łatwa lektura.

Gdy do Wittenbergu na Pomorzu Tylnym przyszli sowieccy żołnierze nieliczni tylko wierzyli, że wszystko skończy się dobrze. Wśród nich Fritz, mąż Karin. Niemiec powtarzający często, że “Rosjanie to naród kochający dzieci”, szanowany nauczyciel, który tak zawrócił w głowie Karin, że ta popełniła mezalians i wyszła za niego, mimo że planowano jej inne, bardziej pańskie życie. I tak losy rodziny Fliessbachów, właścicieli majątku w Słajkowie połączyły się z losami rodziny o rodowodzie nie obfitującym w zamożnych włościan.

Karin doskonale spełniała najważniejszą rolę niemieckiej kobiety i dzieci rodziła prawie co roku. Czy sama się w tym spełniała, trudno dziś powiedzieć. Jak pisze Orback, większość czasu była w ciąży. Najstarsze dziecko, Katja rodzi się w 1927 roku, czyli Karin była w ciąży przed ślubem, a to dopiero był skandal. Najmłodsze, dziewiąte dziecko, Friedrich przyjdzie na świat w 1942 roku. Całą rodziną będą uciekać i ukrywać się przed Sowietami. Orback przypomina też, że pomorscy Niemcy w 45 roku nie byli sami - szopy pełne były niemieckich uchodźców z Prus Wschodnich zdążających na zachód. Ofiarami wojny byli wszyscy, dzisiaj dzielenie ich na ofiary słuszne i mniej słuszne, jest niezbyt humanitarnym pomysłem.

Orback drąży w tej historii, znajduje zwolenników Hitlera, jak i tych, którzy choć bierni, to nie podzielali kultu Führera, ludzi dobrych i złych, ale przede wszystkim odnajduje tragiczną sytuację kobiet, które wspierały się i ratowały przed przemocą seksualną w zupełnej ciszy. Gdy porwana przez żołnierzy kobieta wracała do swoich, wszyscy wiedzieli co się wydarzyło. Nikt nie musiał Katji tłumaczyć o co chodzi, gdy matka cały czas dbała, by dziewczynki były jak najmniej widoczne w uchodźczym tłumie. Gwałt był codziennością, którą starano się przemilczeć, bo jakoś żyć trzeba było dalej. I był doświadczeniem zbiorowym, co doskonale książka Orbacka pokazuje.

Jest tu jeszcze kilka ciekawych wątków, jak choćby wizyta Jensa z matką i dziećmi w rodzinnej Białogórze-Wittenbergu i dziwne uczucie, które ogarnia autora - uczucie, że to jego miejsce na świecie. Ale też wrażenie, że to przecież nie tylko jego miejsce metaforycznie. “Coś mi mówi, że to, co widzę, jest moje. Jak mogę coś takiego czuć? Czy doświadczam tego samego uczucia, które pchnęło Serbów do zbrodni na Chorwatach, czy wręcz przeciwnie? Czy tak czuje się prawdziwy nacjonalista?” - pyta Orback.

To książka poświęcona odkrywaniu rodzinnej tajemnicy, skupiona na historii kobiet, ich sposobach radzenia sobie z przemocą seksualną, traumie, ale też - zwłaszcza pod koniec - relacjach między przejeżdżającymi na “piastowskie” Pomorze obcokrajowcami, a Polakami, którzy są różni - niektórzy zakładają stowarzyszenia dbające o lokalne miejsca pamięci i historię, niektórzy chcą dać w mordę Szwabowi. Orbackowi bardzo sprawnie udaje się pokazać różne strony tej sytuacji. Mądra, wyważona ale też szczera i gdy trzeba nie bawiąca się w metafory to książka.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Iwasiów jak lody