Cyranka, Kaja Gucio, Krzysztof Majer, Deborah Eisenberg
[RECENZJA] Deborah Eisenberg, "Twoja kaczka jest moją kaczką"
Tytuł intryguje, zwłaszcza w kraju, gdzie mianem “kaczki” określa się pojemnik na mocz. Wyobrażałem sobie ironiczną opowieść o dwójce złośliwych staruszków, którzy w chwili trudnej podkradają sobie tytułową kaczkę i odechciewało mi się lektury. W polskich warunkach mogłaby to być również opowieść o populistycznych rządach, których namnożenie w różnych krajach zatrważa. Tak, czy inaczej - zaintrygowało.
Gorzej było z pierwszymi stronami. Opowieść malarki, która w środku kryzysu twórczego poznaje zamożną parę i przyjmuje zaproszenie do ich domku w Grecji początkowo stawiała przede mną tylko jedno pytanie - co mnie to interesuje? Przygody nadzianych ludzi fraternizujących się z artystyczną bohemą w amerykańskiej prozie pojawia się tak często, że - podobnie jak książki, których akcja zaczyna się podczas pogrzebu lub wesela - przestały mnie interesować. Jednak zanim się zorientowałem, opowiadanie Debory Eisenberg wciągnęło mnie i wyrzuciło na brzeg dopiero, gdy doczytałem ostatnie zdanie. Poprawiłem poduszkę i uznałem, że ten wieczór spędzę z amerykańską pisarką i jej niezrównanym pisaniem. Nie żałuję, choć trochę dzisiaj przysypiam.
Cechą charakterystyczną zebranych w “Twojej kaczce…” opowiadań jest wrzucanie czytelnika w środek akcji bez żadnych wyjaśnień. Jak w opowiadaniu “Tadź Mahal”, gdzie grupa aktorów, którzy dawniej byli skupieni wokół wybitnego reżysera, czyta wspomnienia jego wnuka, Antona. Eisenberg łączy tu fragmenty fikcyjnej książki o dziadku, rozmowy aktorów i Emmę - trzecioosobową narratorkę, córkę nieżyjącej aktorki. Finalnie jest to opowieść o pamięci i o tym, że “sensem przeszłości jest to, że pozostaje niezmienna”.
W innym opowiadaniu, “Było minęło” pisarka opowiada o relacji matka-córka, co samo w sobie jest niezbyt oryginalne, ale jeśli dorzuci się do tej historii trzy siostry nieobecnego ojca i z matki zrobi się emocjonalnego potwora… no to zaczyna się dziać. Historia o wyzwoleniu spod władzy matki, ale też pogodzeniu się z tym, że przeszłości nie wybieramy i nie zmienimy. Z chyba najładniejszymi w całym tym zbiorze zdaniami. Jak choćby to: “W naszym małym mieście, gdzie wiecznie zalegają mrok i chłód, a większość rzeczy pachnie i smakuje jak wata, jęczę z tęsknoty”.
Mógłbym tu zrobić wam zamiast recenzji wypisy z Eisenberg, ale jednak ufam, że sięgnięcie po tę - przełożoną przez Kaję Gucio i Krzysztofa Majera - książkę. Ale jakbyście dalej się zastanawiali nad tym, to mam jeszcze akapit dla Was:
“W młodości wszyscy trzymają się za ręce, wszyscy twoi znajomi, nawet ci, których nie lubisz, wszyscy na świecie, ale w pewnym momencie, kiedy się starzejesz, odrywasz się trochę od ziemi. Wszyscy wznoszą się ponad powierzchnię, coraz dalej od siebie – już nie trzymacie się za ręce, próbujesz, ale nie możesz nikogo dosięgnąć, a kiedy zerkasz w dół, widzisz, że to, co uważałaś za cały świat, to tylko opakowanie, luźne, rozpadające się opakowanie, na którym widnieje wyblakły obraz świata. Świat jest tam, gdzie żyją młodzi ludzie”.
Eisenberg w “Twojej kaczce…” najbardziej zajmuje właśnie czas, zarówno jako problem czysto konstrukcyjny, jak i jego znaczenie dla współczesnego człowieka. Sporo tu o starości i starzeniu się, ale bez mitologizacji, ubierania tego doświadczenia w cukierkowate metafory. Starzy ludzie u Eisenberg bywają wcale nie lepsi niż młodzi. Ba! Bywają okropni i z trudem kibicuje się dalszemu ich istnieniu. Jednocześnie w tej bardzo precyzyjnej prozie, gdzie język bywa jak skalpel, a konstrukcja opowiadania zdaje się być rozpisaną na diagramie, jest sporo miejsca na nagły liryzm, tak piękny, że gdyby wypełniał całą książkę stałby się nieznośny.
Eisenberg się nam należała. Choć debiutowała w latach 80., w Europie jest pisarką mało znaną, a niesłusznie. Czekam na więcej, ale żeby tak się wydarzyło to musimy - jak zawsze - zagłosować wyborami konsumenckimi. Idźcie i kupcie to proszę, chcę więcej Eisenberg po polsku sobie poczytać. Będę zobowiązany. I niewyspany.
Skomentuj posta