Julian Barnes, Dmitrij Szostakowicz
Moja lewa ręka
Na lewej ręce mam tatuaż. Nie ma w tym nic niezwykłego i nigdy być nie miało. Moje ciało jest moje i zamierzam się ilustrować, nie bacząc na cudze opinie.
Ale nie o tym miało być. Miało być o tym, co jest na tym tatuażu. Państwo przyjrzą się zdjęciu. Oto moja lewa ręka. Dokładnie wewnętrzna część przedramienia. Kilka dźwięków na celowo nierównej pięciolinii. Bez klucza wiolinowego, żeby obniżyć stężenie kiczu. Kilka dźwięków prosto z Rosji.
Patron mojej lewej ręki do partii komunistycznej wstąpił dopiero w 1960 roku. Wcześniej jako “bezpartyjny bolszewik” w “II Symfonii”, napisanej na dziesiątą rocznicę rewolucji październikowej, użył libretta Aleksandra Biezymienskiego, poety oddanego władzy na tyle, by bez szemrania pisać wersy w rodzaju: „Tyś wykuł, Leninie, wolę cierpienia, tyś wykuł wolę spracowanych rąk!”. Na patronie mojej lewej ręki decyzję o takim, a nie innym libreciście wymusiła ponoć władza. Nie był człowiekiem niepokornym.
Julian Barnes, zafascynowany postacią patrona mojej lewej ręki, pytał w “Zgiełku czasu” (tłum. Dominika Lewandowska-Rodak), czy kompozytor wierzył w komunizm? Sam sobie odpowiedział: - Na pewno tak - jeśli po drugiej stronie był faszyzm. Brytyjski pisarz charakteryzował go jako człowieka “słabego charakteru i niezdecydowanego”. Gdy już się na coś decydował - nie trafiał z decyzjami. Życie prywatne miał równie chaotyczne.
Pisywał na zamówienie władz, choć był niezwykłą indywidualnością. Potrafił skomponować filmowy hit, jakim stała się piosenka do filmu "Turbina 50000" zaczynająca się od słów "Świt chłodem nas wita i rosą". Tekst napisał Korniłow, ale to muzykę patrona mojej lewej ręki gwizdały miliony widzów. Do historii muzyki nie przeszedł jednak muzyką filmową, a symfoniami. Muzykolog Bohdan Pociej nazywał go największym - po Mahlerze - ich twórcą. Pisał: “Bieguny [jego] stylu (...) wyznaczają: groteskowe scherzo oraz mistyczne adagio”.
Bywał groteskowy i mistyczny, jak kraj, w którym żył.
Obawiał się, że pamięć o nim nie przetrwa. Że zostanie wymazana. Strach przed cancel culture, zanim ona nastała? Wiedział, że wielu rzeczy mu nie wybaczą. Komuniści i ich przeciwnicy. Twierdził - to za Barnesem - że “z perspektywy czasu tragedie wyglądają jak farsy”. Tu się z nim nie zgadzam. Zgadzam się z nim, gdy czasem wyczuwał, że jego “życie jego kraju, jest tragedią; tragedią, w której bohater, chcąc rozwiązać swój nieznośny dylemat, może się tylko zabić”. Nie był bohaterem sztuki Szekspira. Zmarł na raka płuc w 1975 roku.
Barnes: “Zamiast go zabić, pozwolili mu żyć, a pozwalając mu żyć, zabili go”. Na tym polega radziecka, a dzisiaj rosyjska ironia.
W 1960 roku skomponował VIII Kwartet smyczkowy c-moll op. 110. Dzieło poświęcone ofiarom faszyzmu. Przynajmniej oficjalnie, bo przecież nikt w komunizmie nie zagrałby utworu poświęconego samemu autorowi. Zbiorowy los zawsze wygrywał z opowieścią jednostki. Patron mojej lewej ręki uważał się za ofiarę systemu i z pewnością nią był - śledzony, kontrolowany, nieprzesadnie nagradzany. Nie wierzył, że ktoś skomponuje utwór mu poświęcony, postanowił więc wyprzedzić historię chociaż w tym względzie.
Pełen cytatów z własnej twórczości, nawiązujący do Wagnera i Czajkowskiego utwór grany jest często, bo - jak mi powiedziała kiedyś bywalczyni warszawskich salonów - ludziom trzeba to czasem puścić, żeby się podobało. Jak sam patron mojej lewej ręki pisał - jest w tym utworze "pewnego rodzaju zachwyt nad samym sobą, który być może szybko przejdzie". Jest w nim też dźwiękowy podpis kompozytora. Sekwencja dźwięków D-Es[=S]-C-H. I ona właśnie znalazła się na mojej lewej ręce.
Zamierzam dalej słuchać Szostakowicza i nadal planuję emeryturę spędzić czytając Tołstoja. O ile dożyję, co do czego mam narastające wątpliwości. Rozumiem doskonale odwoływanie występów rosyjskich twórców wspierających putinowski reżim, ale mam nadzieję, że sytuacje, w których - jak w szczecińskiej filharmonii, która Czajkowskiego zastąpiła Brahmsem - będą skrajnością wywołaną emocjami, które są nam wspólne, choć prowadzą czasem do innych wniosków.
Barnes pod koniec książki o Szostakowiczu pisze pesymistycznie, że wojna i strach - które tak dobrze znał Dmitrij Dmitrijewicz - będą nam zawsze towarzyszyć i jedynie muzyka będzie wolna “od zgiełku czasu”. I przeżyje nas wszystkich. Także rosyjska.
Skomentuj posta