Znak, Sofi Oksanen, Katarzyna Aniszewska
[RECENZJA] Sofi Oksanen, "Psi park"
Przeczytałem, a teraz czas na Was, bo to naprawdę idealna powieść na ten czas.
---
Powieść Sofi Oksanen jest dowodem na to, że czasem fikcja lepiej zdaje relację z rzeczywistości niż najlepszy reportaż. “Psi park” to powieść niezwykle aktualna - nie tylko dlatego, że opowiada z kobiecej perspektywy wieloletnią wojnę u naszych sąsiadów.
Gdy fińska pisarka zaczyna od sceny dziejącej się w 2016 roku Helsinkach czytelnik raczej nie spodziewa się tego, że za chwilę wyląduje dziesięć lat wcześniej w Ukrainie. A tu już po dwóch stronach jesteśmy na wsi w obwodzie mikołajowskim. Bohaterka i jednocześnie narratorka powieści po latach wchodzi do izby, w której spędziła dzieciństwo. “Moje zdjęcia, każde oprawione, na stole, na komodzie, na ścianach”. Matczyna kolekcja. “Przesyłałam je matce na dowód, że pracuję jako modelka”. Matkę zachwycały. Narratorkę - przyprawiają o mdłości.
Jasne jest, że Olenka nie pracowała jako modelka. Była jedną z wielu ukraińskich kobiet, które zostały surogatkami, lub dawczyniami komórek jajowych. Ale czytelnik tego jeszcze nie wie. Oksanen bardzo powoli odsłania kolejne fakty z życia Olenki doskonale grając ze stereotypami czytelnika - czasem wyprowadza go w las, a czasem trafiamy w dziesiątkę.
Ta ostrożność w dokładaniu kolejnych elementów do tej układanki sprawia, że “Psi park” (tłum. Katarzyna Aniszewska) czyta się zachłannie, czekając na to, co jeszcze tu się może wydarzyć. Kim tak naprawdę jest Olenka i co zaszło między nią, a Darią, która pewnego dnia pojawia się na helsińskim psim wybiegu. Olenka przychodzi tu oglądać psiaki, poczytać książkę. A może Olenka kogoś śledzi? Chłopczyka, lub dziewczynkę zaskakująco do niej podobną? To thriller, więc uchylam się od wyjaśnień.
Poza warstwą gatunkową jest to też powieść o losie ukraińskich dziewczyn, które chcąc znaleźć pieniądze na studia, muszą szukać pracy. A za komórkę jajową czy bycie surogatką mogą zarobić naprawdę sporo. Oksanen dokładnie, bez znieczulenia, przeprowadza czytelnika przez proces surogacji, pokazując jak działa ten biznes i kiedy może być dla kobiet wyzwoleniem, a kiedy przekleństwem. Nie jest to narracja jednostronna, dzięki czemu udaje się uniknąć autorce nadmiernej publicystyczności.
Na historię Olenki i Darii nakłada się też opowieść o Ukrainie, kraju, który zjednoczył się całkiem niedawno. Olenka opowiada o zmianach, jakie nastąpiły po Euromajdanie, o tym jak nagle jej kraj przestał być postsowiecką kolonią. I to jest niesamowite, że pisze to fińska pisarka, a książka wyszła w oryginale trzy lata temu. Czytając, miałem wrażenie jakby Oksanen pisała to dwa-trzy miesiące temu, chcąc pokazać zachodniemu czytelnikowi, co przegapił w historii Europy ostatnich kilku lat. Jednocześnie świetna jest perspektywa, którą przyjmuje Oksanen. Bo czy wiecie, że po Euromajdanie “radzieckie rysy wychodziły z mody, nawet jeśli jeszcze chwilę wcześniej były godne wszelkich wielkich ról filmowych”, a po 2014 roku zakazano surogacji dla par z Rosji?
2014 rok. Helsinki. “Mówiłam, że jestem z Kijowa, nie ze wschodniej Ukrainy, a usłyszawszy to, Finowie wzdychali z ulgą, zapewniając, że jest im przykro. O ile wcześniej byłam dla nich niewidzialna, rewolucja uczyniła mnie aż nazbyt widoczną, a wojna (...) sprawiła, że patrzyli na mnie jak na chodzący wykrzyknik”. Czy tak dzisiaj czują się kobiety z Ukrainy w Warszawie? Zapewne.
“Psi park” to książka o emigracji, szukaniu własnego miejsca na świecie, w tym poszukiwaniu dość przewidywalna - odrzucenie rodzinnej wsi na rzecz Kijowa, później próba odbudowania życia w Helsinkach, przerwana nagle wracającą przeszłością. To szkielet prosty i można było go trochę bardziej skomplikować, ale Oksanen udaje się w niezwykły sposób wczuć w sytuację kobiety, która nie jest nią. I przedstawić tak, że naprawdę nie mogłem uwierzyć, że była to w stanie napisać osoba z dość bezpiecznego kraju. Choć może mieszkańcy Finlandii bezpiecznie się nie czują, dzięki czemu łatwiej im zrozumieć Ukrainę?
Oksanen napisała - jak przystało na thriller - powieść trzymającą w napięciu. A przy okazji za gardło. Trzy dni, trzy zarwane noce, pięćset stron. Polecam sprawdzić, choć może w dawkach bardziej stonowanych.
(Już chyba zawsze wybieg dla psów będzie mi się kojarzył z Oksaną szpiegującą… a właśnie, miałem nie zdradzać. To już się zamykam)
Skomentuj posta