Jakub Jedliński, Elizabeth Kolbert, Filtry
[RECENZJA] Elizabeth Kolbert, "Pod białym niebem. Natura przyszłości"
- W tej historii zaintrygowało mnie wszystko - pisze Elizabeth Kolbert o karpieńcach diablich, które żyją w Devils Hole, niewielkim acz głębokim zbiorniku wodnym w amerykańskim stanie Newada. Walkę o przetrwanie małych rybek, których liczebność waha się od kilkudziesięciu do ponad stu osobników, prowadzą biolodzy i biolożki z kilku instytucji, a jej koszty sięgają milionów dolarów. Żeby uchronić zwierzątka przed turystami zbudowano nawet Devils Hole Junior, która imituje oryginalną pieczarę, co ma umożliwić rozmnożenie gatunku. Nie jest to łatwe, bo natury - jak się okazuje - nie można skopiować. Choć walka o to trwa na różnych frontach.
W tej historii zaintrygowało mnie wszystko - powtarzam słowa amerykańskiej dziennikarki mając na myśli jej książkę “Pod białym niebem. Natura przyszłości”. To dzieło imponujące skalą - Kolbert odwiedza Grenlandię i Australię, lata z naukowcami nad deltą Missisipi i pływa po kanałach zarybionych przez tołpygi białe, które wypierają inne ryby i mogą przyczynić się do degradacji bioróżnorodności w Wielkich Jeziorach. Każde zdanie w tej książce to efekt gigantycznej pracy, która ma na celu pokazanie czytelnikom w jaki sposób walczy się dzisiaj z katastrofą klimatyczną, w jaki sposób badacze i badaczki zajmujący się tą nierówną walką próbują wyprzedzić rzeczywistość i skierować losy świata na nowe trajektorie. Od imponujących projektów, jak geoinżyniera solarna, której twórcy uważają, że dzięki wypuszczonym w stratosferze cząsteczkom uda się rozproszyć światło i zmniejszyć ilość energii docierającej do ziemi (oraz sprawić, że niebo będzie białe), po projekty mikroskopijne w skali, a mające - być może - decydujące znaczenie dla naszej przyszłości, jak właśnie walka o przetrwanie karpieńców.
Kolbert zagląda do laboratoriów, gdzie poddaje się genetycznej modyfikacji zwierzęta, tak by kolejne pokolenia nie miały genów odpowiedzialnych za reprodukcję, czyta raporty omawiające zmianę klimatu - od tych z lat 60., po najnowsze ustalenia. I choć każdy z przedstawionych przez dziennikarkę sposób walki o przyszłość planety wydaje się być usprawiedliwionym i słusznym, to w każdym Kolbert dostrzega też niebezpieczeństwa. Nie brak w tej książce fascynacji autorki kolejnymi rozwiązaniami, ale również trzeźwego i krytycznego oglądu. Na każdy z problemów patrzymy w tej książce z wielu punktów widzenia i dostrzegamy, że walka o zachowanie bioróżnorodności jest walką o kontrolę nad i tak już kontrolowaną naturą.
Jaki jest sens wydawać miliony dolarów na zachowanie karpieńców, których łączna waga jest równa rybnemu kotlecikowi dołączanemu do bułki w sieci fast-foodów? Zwłaszcza, gdy w innej części Stanów odmawia się ratowania przed zalaniem przez morze ziemi należącej do rdzennych plemion? Człowiek niszczy planetę przez jej kontrolę. Pomysły na ratunek - zawracanie rzek, budowę sztucznych zapór, czy przechwytywanie dwutlenku węgla, który zamieniany jest w skałę - to też kontrola. Dlaczego każda próba odwrócenia tego procesu wciąż jest kontrolą kontroli? To - pisze Kolbert - jakby leczyć uzależnienie od jednej używki, drugą.
Jestem zachwycony tym, że autorka “Pod białym niebem” nie podsuwa czytelnikowi odpowiedzi na rodzące się pytania i sama też - choć zafascynowana pracą ludzi, którzy są bohaterami i bohaterkami jej książki - ma do nich dystans. To książka niesamowicie uczciwa i imponująca skalą. A jednocześnie fascynująca, bo zabiera nas Kolbert w miejsca niedostępne dla zwykłego śmiertelnika, gdzie fascynaci i szaleńcy myślą o naszej przyszłości w nieszablonowy sposób. A czeka nas - jak pisze autorka - bezprecedensowy świat, w którym będzie panował bezprecedensowy klimat. I mimo starań i walki niż już na to nie poradzimy. Możemy aplikować lekarstwa, ale czy organizm wytrzyma eksperymentalną terapię? Raczej nie, ale próbować trzeba. Wciąż jednak największym problemem nie jest ludzka pomysłowość i wyobraźnia, a fundusze i polityka - większość projektów opisywanych przez Kolbert może w każdej chwili być zawieszona, jeśli politycy uznają, że są one zbyt kosztowne, a efekty zbyt mało imponujące, by chwalić się nimi w kampaniach wyborczych. Jesteśmy zakładnikami samych siebie.
Niezwykły jest również lakoniczny, a jednocześnie momentami całkiem poetycki, literacko sprawny styl pisania Kolbert. Udanie porusza się między artykułem prasowym, publicystyką, a reportażem dzięki czemu ta niezwykle bogata w treść książka nie ma nawet trzystu stron.
Świat widziany oczami naukowców opisywanych przez Kolbert jest światem, w którym ludzie nie tylko będą ustalać warunki przemian, ale i kontrolować - w najbardziej futurystycznych wizjach - ich rezultaty. W efekcie może i przetrwamy, ale czy naprawdę o to chodzi? Czy czeka nas życie “pod białym niebem” i czy nie zatęsknimy za niebieskim firmamentem? Lubię książki, które skłaniają do zadawania nowych pytań. To zdecydowanie jedna z nich. Bardzo Państwu polecam.
Skomentuj posta