Tomasz Pindel, Kultura Gniewu, Paco Roca

[RECENZJA] Paco Roca, "Powrót do Edenu"

Zanim niebo opanowały samoloty, pokazy baloniarstwa przyciągały niezliczone tłumy gapiów. W Warszawie, Paryżu czy Walencji całe miasta wylegały na ulice i place, by podziwiać gigantycznych rozmiarów, często fantazyjnie przybrane, konstrukcje wzbijające się w przestworza.

Bohaterem hiszpańskiej gawiedzi był pod koniec XIX wieku Antonio Martínez Latur, gimnastyk znany z ryzykownych akrobacji. Antonio został zatrudniony przez firmę Joana Mili i pod pseudonimem Milá lub Kapitan Milá w balonie "Błyskawica" latał nad francuskimi, włoskimi i oczywiście, hiszpańskimi miastami. Zginął w 1889 roku podczas feralnego lotu nad baskijską Vitorią. Na pogrzebie żegnały go tłumy.

Tej historii w komiksie Paco Roki, "Powrót do Edenu" nie znajdziecie. Znajdziecie za to bajkę o "Kapitanie don Milanie", który uniósł się nad Walencją i odleciał w przestworza. Nigdy nie wrócił, ale na zawsze zapisał się w pamięci Antonii, matki autora. Choć sama nigdy nie widziała Kapitania Mili, wielokrotnie opowiadała o nim synowi, łącząc i plącząc różne historie. Z tych opowieści, skrawków wspomnień, niedomówień i jednej fotografii utkał Roca wzruszającą, ciepłą opowieść o losie (niektórych) kobiet w dwudziestowiecznej Hiszpanii.

O tym, że plaże bywają rajskie wiemy wszyscy. I choć zatłoczona plaża w Walencji, na którą czasem jeździła tramwajem rodzina Antonii, nie wygląda na zbyt rajską, to dla bohaterki tego komiksu oznaczała wszystko to, co w raju można znaleźć - chwilę spokoju, radości, wytchnienia od codziennego życia pełnego przemocy, upokorzeń i biedy. Fotografia, na której znalazła się wraz z częścią rodziny, była dla Antonii najcenniejszą pamiątką. Trzymała ją pod szkłem na nocnym stoliku. Chciała mieć swój Eden zawsze blisko.

"Powrót do Edenu" opowiada losy Antonii, jej matki i sióstr, które żyły w biedzie, terrorze państwa, religii i patriarchatu. To historia o tyle zaskakująca, że Antonia nigdy nie nauczyła się pisać i czytać. Pozostała analfabetką, bo nigdy nie miała czasu na naukę - w domu zawsze trzeba było coś posprzątać, ugotować, wyprać. A gdy dorosła przeszła z jednego domu do drugiego, nowego kieratu. Antonia żyje, ma dziewięćdziesiąt lat, a jej syn stworzył komiks będący hołdem wobec matki, która całe swoje życie poświęciła rodzinie.

Żyjąca w świecie ludzi pozbawionych edukacji, w którym filmy nie są bajkami, a opowiadają prawdziwe historie, w którym nie ma miejsca na wyjazd poza rodzinne miasto, szczęście znajdowała Antonia we wspomnieniach, bajkach, mieszaniu zasłyszanych historii z własnym doświadczeniem. Komiksowa forma wydaje się wręcz idealna do opowiedzenia historii łączącej realne, zasadniczo smutne i ciężkie życie Antonii z wyobraźnią, po którą, starzejąc się, sięgała częściej.

Komiks po raz kolejny (i nie wiem już który) udowadnia, że jest idealnym medium do opowiadania historii rodzinnych, dzięki szybkim skrótom i możliwościom zastosowania zróżnicowanych stylistyk, zmian kolorystyki, łatwiej niż w prozie można pokazać nie tylko przemiany społeczne, historię przez każde “h”, ale też to, co nam w głowach siedzi - bajki i mity. Paco Roca również kolejny raz - przypominam choćby jego genialny “Dom” i wciąż niewydane w Polsce “Arrugas” - pokazuje, że jest nie tylko fantastycznym rysownikiem, ale i pisarzem, kimś kto potrafi opowiadać prywatne, intymne historie tak, by nabrały epickiego rozmachu.

Dzień, w którym zrobiono zdjęcie Antonii i jej rodzinie na plaży wcale nie był dniem szczęśliwym. Co się wydarzyło i kogo nie ma na tej fotografii - warto się tego dowiedzieć z lektury.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jak nazywał się chomik Ewy Kuryluk?