Jean-David Morvan, Severine Trefouel, Timof Comics, Kim Jung Gi, Małgorzata Fangrat-Jastrzębska
[RECENZJA] Kim Jung-Gi, Severine Trefouel i Jean-David Morvan, "McCurry, Nowy Jork, 11 września 2001"
Intrygujący wręcz przykład na to, że można mieć w rękach: świetny temat (fotografowanie zburzenia WTC), ciekawego bohatera (Steve McCurry, jeden z najwybitniejszych współczesnych fotografów), doskonały materiał wyjściowy (zdjęcia) i bardzo uzdolnionego rysownika (urodzony w Korei Południowej Kim Jung Gi) i mimo to zero pomysłu na ciekawy scenariusz, choć jest się uznanym duetem piszącym scenariusze komiksowe (Severine Trefouel i Jean-David Morvan znani w Polsce choćby dzięki serii “Irena” opowiadającej o życiu Ireny Sendlerowej).
“McCurry. Nowy Jork, 11 września 2001” w przekładzie Małgorzaty Fangrat-Jastrzębskiej jest niestety przykładem tego jak można nie wykorzystać wszystkich posiadanych atutów, wierząc w to, że komiks może się obronić właściwie bez scenariusza. Wydany przez Timof Comics album to opowieść o jednym dniu z życia McCurry’ego. Dniu, który - tak się składa - jest jednym z najważniejszych dni w historii współczesnego świata. Nasz bohater właśnie wraca z Tybetu, męczy go jetlag i jest poranek 11 września.
Dalej - łatwo to sobie dopowiedzieć - dostajemy historię fotografa goniącego pod wieże, by udokumentować ten tragiczny moment współczesnej historii, przerywaną wspomnieniami na temat jego dotychczasowej kariery (m.in. słynne zdjęcie dla “National Geographic”), garścią rozważań pt. “odpowiedzialność fotografa za dokumentowanie rzeczywistości” i - najciekawszą w tym całym banale - klamrą o tym jak McCurry, czternaście lat po wydarzeniach 11 września, znajduje się na paryskim stadion Stade de France w momencie, gdy tuż obok wybucha bomba, co było jednym z elementów paryskiego zamachu terrorystycznego, do którego ochoczo przyznało się Państwo Islamskie.
O ile bardzo ładnie łączą się tu fotografie z ilustracjami, to niewiele z tego wynika dla samego komiksu i jego formy. Spore rozczarowanie, bo od lat jestem zafascynowany możliwościami, które tworzy takie połączenie i liczyłem, że seria firmowana przez agencję Magnum, będzie w jakiś sposób kontynuować choćby to, co w “Fotografie” (tłum. Wojciech Birek) pokazali Guibert i Lefèvre. Na końcu albumu wydanego przez Timof Comics znajdziecie opowieść samego McCurry’ego, która jest ciekawsza od samego komiksu i jednocześnie powtarza wszystkie zawarte w nim informacje. A są tu momenty, które - gdyby potraktować je jako początek większej opowieści - starczyłyby na wielką, nie tylko komiksową, opowieść - jak choćby pobyt fotografa w Afganistanie i jego relacja z Ahmadem Masudem. Albo opowieść o bohaterce zdjęcia ze słynnej okładki “National Geographic” przedstawiającej Szarbat Gulę, wtedy jeszcze anonimową, młodą dziewczynę w pakistańskim obozie uchodźców. Jej niesamowite spojrzenie sprawiło, że nazwano ją - trochę kolonialnie - “afgańską Moną Lisą”, a przez wiele lat anonimowa bohaterka - stała się symbolem uchodźców na całym świecie.
Ale wtedy trzeba by było wyjść poza skrótową dość i oczywistą opowieść z kategorii “wspaniały mężczyzna dający świadectwo i ryzykujący życie”. Biografie - niezależnie od formy, czy to prozatorskie, czy komiksowe - pisane za życia opisywanego, a do tego z logotypem jego pracodawców, zawsze będą hagiografią, a te mnie od czasu lektury Legendy o świętym Aleksym, zupełnie nie interesują.
Rysunki ładne, zdjęcia świetne, ale czytać nie ma czego.
Skomentuj posta