Jacek Giszczak, Mohamed Mbougar Sarr, ArtRage
[RECENZJA] Mohamed Mbougar Sarr, "Bractwo"
“Bractwo”, debiutancka powieść Mohameda Mbougara Sarra to powieść brawurowa, wciągająca i choć momentami zbyt oczywista w przesłaniu, zapowiadająca wielki talent literacki.
“Bezgwiezdna noc pełni księżyca spowiła Kalep i miasto, które po południu ożywiały rozmowy o porannej egzekucji, wydawało się teraz bezludne”. Stracono parę kochanków. “Byli piękni i mieli zaledwie po dwadzieścia lat”, zauważa narrator. Opanowane przez islamskich fundamentalistów miasto codziennie jest scenerią przemocy, której postanawiają przeciwstawić się nieliczni jego mieszkańcy, którzy w tym celu planują wydawać podziemną gazetę informująca o działaniach tytułowego Bractwa. Sarr - mimo bardzo realistycznych opisów - nie tworzy jednak powieści zbliżonej do reportażu, a fikcję która ma uświadomić czytelnikom, którzy nie znają sytuacji w krajach Sahelu, od początku drugiego dziesięciolecia XXI wieku najeżdżanych przez dżihadystów, jak wygląda tamtejsza rzeczywistość.
W “Bractwie” pojawiają się elementy pisarstwa Sarra, które tak doskonale zagrają w “Najskrytszej pamięci ludzi” - skłonność do zapożyczeń, cytatów z innych dzieł literackich (od bardzo rozpoznawalnych jak Victor Hugo, po literaturę afrykańską), a także umiejętność wplatania do powieści różnych form narracji - wymiany korespondencji między matkami ofiar, artykułów prasowych. Dzięki temu - mimo prostoty tej opowieści - “Bractwo” staje się powieścią symfoniczną, w której wybrzmiewają różne głosy. Łatwo też zauważyć skłonność pisarza do odrobinę kiczowatych z naszej perspektywy wstawek jak choćby ta przytoczona na początku tej recenzji - Sarr najwyraźniej postanowił wzruszyć czytelników i dokładnie powiedzieć im czym powinni być poruszeni. Takich eseistycznych momentów, wprost mówiących co mamy czuć i myśleć, jest w tej powieści kilka, na szczęście Sarr stawia raczej na chaos wielogłosowości skontrastowany z prostotą i jednowymiarowością przekazu najeźdźców.
“Bractwo” nie jest tylko czarno-białym obrazem społeczności walczącej ze złym najeźdźcą. Świetnie skrojona jest postać przywódcy dżihadystów, Abdela Karima, postaci diabolicznej, jakby wyciągniętej z Bułhakowa, a finał powieści wymaga od czytelnika trochę pracy intelektualnej i samodzielnego wyciągnięcia wniosków, co bardzo mi się podobało.
W swoim debiucie Sarr, podobnie jak w tak dobrze przyjętej przez krytykę i czytelników, “Najskrytszej pamięci ludzi”, opowiada o sile słowa, przypominając nam, że autorytarny reżim wytwarza iluzję tego, “że porozumiewanie się jest bezcelowe”, a “z lenistwa wobec języka udaje mu się uczynić indywidualną i zbiorową cnotę”. Znamy to doskonale z naszej historii i teraźniejszości, zatem trzeba przyznać, że książka Sarra jest powieścią o uniwersalnym znaczeniu.
Może nie wybitna, miejscami zbyt łopatologiczna i retorycznie przeźroczysta, ale też wciągająca, pełna emocji, naprawdę udana proza.
Książki Sarra na polski przekłada Jacek Giszczak, niezależnie od wydawnictwa, w którym się ukazują i to jest naprawdę warte docenienia. Okładka Adama Walasa przykuwa wzrok i bardzo udanie odwołuje się do rewolucyjnej estetyki.
Skomentuj posta