Świat Książki, Justyna Kopińska, OsnoVa
[RECENZJA] Justyna Kopińska, "Współczesna wojna"
Gdyby chcieć określić styl literacki, jakim Justyna Kopińska napisała “Współczesną wojnę”, trzeba by odwołać się do popularnych ostatnio prób rozmawiania ze “sztuczną inteligencją”. Język tekstów Kopińskiej nie odstaje zbytnio od możliwości automatu, a czytany na głos brzmi jakby powstał w kolaboracji SIRI, Alexy i AI. Książka jest zbiorem kilkudziesięciu niesamowicie pretensjonalnych “felietonów” i jednego tekstu bardzo chcącego być reportażem. Zacznijmy od początku.
Otwierającą “Współczesną wojnę”, “Modlitwę o nawrócenie Rosjan” trudno nazwać reportażem. To zlepek scen z trzech “wizyt dokumentacyjnych”, w którym wybrzmiewa okropny wręcz patos, a całość jest raczej świadectwem nieumiejętności reporterskiego przyglądania się światu, niż udanego tekstu dokumentalnego. “Urok” tego tekstu najlepiej odnajdziecie w tym akapicie:
“Mieszkańcy Lwowa pokazują mi liczne schrony w instytucjach kultury i domach prywatnych. Żołnierze podkreślają gotowość do walki. Politycy i osoby z sektora bojowego deklarują: miasto jest przygotowane do wojny”.
Aż kusi o parodię. Na przykład taką:
Justyna Kopińska pokazuje nam świat ogarnięty wojną. Ludzie w nim występujący mówią bardzo uroczyście. Wszystko jest napisane właśnie w ten sposób. Kopińska deklaruje: “Na twarzach ludzi w Kijowie, w Połtawie, Charkowie, Donbasie czy we Lwowie widzimy smutek i strach”. Nie trzeba jechać na front, by pisać takie oczywistości.
Zaskakująco Kopińskiej nie udaje się ani pokazać wojennych okropności (a bardzo się stara, by był to katalog co gorszych), ani strachu, ani nagłych radości. Okropny, pozbawiony jakiegokolwiek polotu język sprawia, że czyta się “Modlitwę…” jak nadmiernie rozbudowaną depeszę agencyjną. Depeszę, w której można znaleźć niepokojące sformułowania, jak choćby to, że “zgoda na aneksję Krymu nie zakończyła roszczeń Putina i z tego powodu Ukraińcy nie chcą słyszeć rad dotyczących rezygnacji z terytorium”.
Kto się zgodził na aneksję Krymu? Ukraińcy? I czy naprawdę Ukraina nie chce rezygnować z Donbasu, bo oczekiwała, że po Krymie Putler się uspokoi? I co to jest za określenie “rezygnować z terytorium”, gdy mówimy o terenach, na których już prawie dekadę trwa wojna?
Kuriozalne jest również zakończenie tego “reportażu”. Kopińska pisze w nim, że "światowi przywódcy" nie chcą wprowadzać "radykalnych sankcji" na Rosję, gdyż... panuje tam "niewyobrażalna bieda", a "Rosjanie nie podniosą się z wojny i jej konsekwencji". Niesamowita naiwność.
Akapit o Rosjanach kończy autorka stwierdzeniem, że "Ukraińcy zwracają się ku życiu. Walczą o tożsamość i prawo do samostanowienia". Wydaje mi się, że jednak Ukraińcy o żadną tożsamość nie walczą, może o jej “zachowanie”, ale i tu bym był ostrożny. Ukraińska tożsamość, jak można było zauważyć przez ostatni rok, jest bardzo silna. Nie jest to też wojna wyzwoleńcza, by walczyli o “prawo do samostanowienia”, bo te mają od dawna. Niby niuans, ale jednak nawet najbardziej metaforyczny i pełen symboli (to nie ten przypadek) reportaż niekiedy wymaga precyzji języka.
Ale nie dajcie się zwieść, wojna jest dla Kopińskiej tylko pretekstem, by sprzedać Wam zbiór swoich felietonów pisanych przez kilka lat dla “Vogue”, z których większość jest napisana w podobnie okropnym stylu, a autorka daje sobie prawo do wypowiadania się na każdy temat - od psychiatrii po religijność Polaków (i Polek). Kopińska przyciąga tytułem, bo przecież wojna się dzisiaj klika. Co z tego, że w książce pisze o tym jak powinniśmy spać, co sądzi o papieżu Franciszku i Black Lives Matter? Wojna jest na pierwszym miejscu. Podobnie jak tradycyjny napis “Laureatka European Press Prize”. Wydarzyło się to w 2016 roku i nie miało nic wspólnego z żadną z książek Kopińskiej. Nagrodę dostała za jeden reportaż dla “Dużego Formatu” i warto o tym pamiętać, podobnie jak o tym, że jej teksty niewiele mają wspólnego z felietonem, jak i z dobrym tekstem prasowym, nie wspominając już o reportażu. Kolejny prosty przykład? Proszę.
Tekst “O polskim Kościele w XXI wieku”. Można go porównać z wersją na stronie magazynu. Okazuje się, że tekst w książce ma inny, dużo mniej czytelny układ. Reporterka rozmawia z “właścicielką małej kwiaciarni w Małopolsce”. Jak pisze: "Przy kasie zauważam portret Jana Pawła II. Rozmawiamy o religijności". Temat rozmowy powinien wynikać z treści rozmowy, nie trzeba tego anonsować. Raczej nikt się nie spodziewa, że rozmowa będzie o klockach. W innym “felietonie” - “Sny są głosem Boga” - autorka powołuje się na “artykuł o mocnym tytule ‘Śnij lub umieraj’” z pewnej strony internetowej. Okazuje się, że strona ta, to sklep internetowy, a po wpisaniu do wyszukiwarki jedynym śladem po tekście jest… felieton Kopińskiej.
Takich kwiatków jest tu mnóstwo, brak bibliografii i przypisów w cytowanych tekstach jest nagminny. A w kończącej książkę bibliografii ani razu nie podano tłumaczy wymienionych dzieł. Składają się na ten spis oczywistości takie jak “Pożegnanie z Afryką” Karen Blixen (tłum. Józef Giebułtowicz, ale tego już się nie dowiecie), ale nie ma tam dziesiątków z pozycji, z których korzystała autorka. W ogóle robienie fact-checkingu tej książce jest ciekawe i prowadzi do odkrycia tego, że Kopińska z reporterki i dobrej dziennikarki zamieniła się w copywriterkę piszącą pod SEO. Ten los czeka chyba wszystkich piszących, więc też niespecjalnie mnie to dziwi. Ktoś musi wyznaczać trendy.
Z tymi przekładami i podawaniem osób tłumaczących to jest też ciekawa sprawa, bo przecież Osnova (współwydawca książki Kopińskiej), czy Wydawnictwo Poznańskie niby należą do tych przyjaznych tłumaczom i tłumaczkom, a jednak także w, recenzowanym przeze mnie ostatnio, reportażu Urszuli Chylaszek redakcja nie zwróciła uwagi na brak nazwisk tłumaczy. Na szczęście pod “Współczesną wojną” nie podpisała się żadna osoba redaktorska, dzięki czemu mamy przynajmniej pewność, że nikt tych tekstów nie redagował. Czemu na szczęście? Bo byłby to dowód na spartaczenie się tego zawodu.
Trzy lata temu o "Obłędzie" Kopińskiej pisałem, że autorka udowodniła w nim iż "pisząc o 'złu absolutnym', można napisać książkę absolutnie złą”. We "Współczesnej wojnie" Kopińska już nawet nie próbuje pisać ciekawie literacko, szukać tematów, o których nie mówi "cały internet", a jej tekst o wojnie w Ukrainie będzie można wykorzystywać na zajęciach z pisania literackiego w części poświęconej prezentacji złych praktyk.
Mój student ostatnio napisał o jakiejś książce, że nie miała "wartości estetycznych". Poprosiłem go, by jednak mi wyjaśnił, co ma na myśli. Po lekturze "Współczesnej wojny" już wiem jednak, co to znaczy “książka bez wartości estetycznych”. I trochę etycznych. Bardzo zła to jest książka i wieloletnie dyskontowanie dawnych sukcesów, za którymi w większości stały redaktorki i redaktorzy w “Dużym Formacie”, sprawiło, że Kopińska (i wydawcy) uwierzyli w to, że nie ważne co się napisze, ważne by było napisane i by była wojna i Ukraina i jedziemy z koksem, cztery dychy się należą. Nie dajcie się na to nabrać, proszę.
Skomentuj posta