MOCAK, Janina Turek

Janina Turek, "Zapiski codzienne"

W lutym 1971 roku Janina Turkowa - jak sama się podpisuje - przegrała dwa złote i pięćdziesiąt groszy. Zanotowała pismem wyraźnym datę przegranej i zsumowała swoje miesięczne “dochody” z pokera. Grała w niego tylko raz, więc z rachunkami nie było problemów.

Grywała w pokera, brydża, tysiąca licytowanego, remibrydża (“Remi-bridża”). Przeciwników, zwycięstwa i porażki notowała w słynnych już zeszytach, które od kilku miesięcy można oglądać na wystawie w krakowskim MOCAKu.

Janina Turek dzisiaj jest postacią wręcz legendarną. Robi się o niej wykłady, pisze reportaże, jest bohaterką sztuk teatralnych. Turek - autorka 745 zeszytów zapisywanych w latach 1943-2000 i podzielonych na 36 kategorii - fascynuje i chyba trochę przeraża. W końcu wszystkie swoje zapiski robiła w tajemnicy przed rodziną. Jak słusznie zauważa w tekście “Dziennik jako forma uzależnienia” Anna Maria Potocka, nie wiemy czy autorka zeszytów wracała do ich lektury, odtwarzała przeszłość, a zapiski służyły jej jako oryginalna metoda mnemotechniczna. Wśród kategorii, na które podzieliła swoje życie Turek są oczywiste, takie jak “tańce”, “śniadania”, czy “noclegi”, ale też zaskakujące - “Ważne Widzenia Mimochodem” i “Spotkania Przypadkowe” świadczą o filozoficznym usposobieniu diarystki, która pracowała jako kasjerka i urzędniczka.

Była bohaterka “Zapisków codziennych” jedną z tych “zwykłych” osób, które po prostu żyły - bawiły się, chodziły do kina, gotowały “barszcz czerwony, czysty na wodzie spod polędwiczki”, robiły “tort fasolowy z migdałami” i zwiedzały “pomnik ku czci poległych w walce o utrwalanie władzy ludowej na Podhalu, projektu Władysława Hasiora”. Ale miała też niezwykłą pasję, o której pisała w pamiętniku z czasów okupacji:

“Ja jestem jak budowniczy, który zbiera materiał, aby ktoś inny na nim wybudował”

Oglądając wystawę w MOCAKu, czy przeglądając ten album wydaje się, że każdy z nas coś innego buduje dzięki Turek. Dla mnie jej praca jest fantastycznym przykładem na to, że w życiu trzeba mieć coś tylko dla siebie. Turek miała dziennik, o którego istnieniu nikt w rodzinie nie wiedział. Nie był to dziennik, o którym się rozmawiało szeptem, na którego lekturę polowało się, gdy autorka wychodziła po pietruszkę. Jak możliwe jest tworzenie czegoś takiego w tajemnicy? Niedostrzegalność aktu twórczego w przestrzeni prywatnej nie powinna nas jednak zaskakiwać. Bo - być może - notatki Turek były dla niej elementem codziennej krzątaniny. Podłogę zamieść, dziennik uzupełnić. Akt twórczy nie musi wymagać osobności i być wypreparowany z doświadczenia codzienności. Nikogo z Was pewnie nie zdziwi, że w tomie znajdziecie słynny esej “Krzątactwo” Jolanty Brach-Czainy.

“Sztukę można stworzyć ze wszystkiego: faktów, przedmiotów, zdarzeń, myśli”, pisała autorka “Szczelin istnienia” w jednym z tekstów. Sama z myślenia stworzyła sztukę. Janina Turek pokazała, że sztuką może być zapis codzienności sprowadzony do wyliczenia faktów. Jest coś hipnotyzującego w zapiskach Janiny Turek, jakaś obietnica opisania świata w całości, odkrycia jego skrywanej tajemnicy.

W "Opisaniu świata" Marco Polo obiecywał (w liczbie mnogiej): “Więc podamy rzeczy widziane jako widziane, a słyszane jako słyszane, aby nasza księga była uczciwa i prawdziwa, bez żadnego kłamstwa” (tłum. Anna-Ludwika Czerny). W księdze weneckiego kupca nie wszytko okazało się prawdą. Postulat “widziane jako widziane, słyszane jako słyszane” zrealizowała dopiero mieszkanka Krakowa, Janina Turek.

***

Zarówno osobom fanowskim, jak i tym, co nie znają jeszcze Turek - jeszcze zdążycie na wystawę - polecam książkę wydaną przy tej okazji przez MOCAK. Możecie też sięgnąć po reportaż Mariusza Szczygła “Reality” z “Kaprysiku”.

dwa komentarze

LS

28.08.2023 14:19

Osoba z traumą na granicy zaburzeń psychicznych (czynności kompulsywne). Może traumą okupacyjną, gdy przekonała się, że życie jest kruche i możne zniknąć w kilka sekund, więc rozpaczliwie próbowała je jakoś utrwalić. Uwznioślanie tego nieszczęścia to hochsztaplerstwo. Nie ma tam żadnej metafizyki, filozofii, sztuki. Albo inaczej: jest jej dokładnie tyle, co w rejestrach log mojego komputera, który też skrzętnie zapisuje rozmaite "zdarzenia". Na przykład "pliki utworzone", "połączenia z internetem", "pliki otrzymane", "strony przypadkowo przeglądane" (jak ta tutaj) etc. Smutna prawda jest przecież taka, że nikt tych 745 zeszytów nie przeczytał i przeczytać nie zamierza. Każdemu wystarczy drobny ułamek tego "dzieła", by przekonać się, że nie kryje ono żadnych rewelacji i jest jedynie ciekawostką, jak wiadomość, że ktoś tam podbił piłkę 35 tysięcy razy.

Bożena

10.05.2024 11:10

Płyną dwie młode ryby. Wyglądają na zadowolone z życia. Mija je ryba -senior i zagaduje: Hej, jaka woda dzisiaj? Patrzą na siebie zdziwione: A co to jest, do cholery, woda?! Powtarzając za DFW (Dawid Foster Wallace) tę słynną już anegdotę, myślę, że te zeszyty Janiny Turek to właśnie woda.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kaśka u Zapolskiej