Czytelnik, Tomasz Łubieński

[RECENZJA] Tomasz Łubieński, "Ćwiczenia"

Książki sprzed lat mają specyficzny urok - brak opisu od wydawcy sugerującego, co będziemy czytać, okładki pozbawione atrakcyjnej ilustracji czy choćby ciekawego liternictwa. Tomasz Łubieński poszedł jeszcze dalej i zatytułował swój debiutancki zbiór opowiadań minimalistycznie i nieco odpychająco - “Ćwiczenia”. Ćwiczenia debiutantów są cenne, ale czy trzeba narażać na ich lekturę czytelników? Nawet w 1962 roku?

Z recenzji z epoki wnioskuję, że książeczka Łubieńskiego miała jednak obwolutę, ale ta najwyraźniej nie zachowała się do naszych czasów. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie - chętnie dowiem się, co wymyślono, by jakoś opisać tą niezwykłą książkę.

Debiut Łubieńskiego przypadł na czas, gdy - niczym rozpędzony pociąg - na scenę literacką wparował Marek Hłasko wydając w zaledwie kilka lat tak ważne dla literatury książki jak "Pierwszy krok w chmurach", czy "Następny do raju". Niełatwo być 24-letnim debiutantem po czymś takim. Trzeba było wymyślić coś własnego, a jednocześnie wpisać się w jakąś dykcję szerzej pochwalaną. Korzystać z własnego doświadczenia, które u 24-latka nawet jeśli ten przeżył wojnę, nie jest szczególnie obfite, a przy tym zrobić coś “po swojemu”, na własnych zasadach.

Uwaga biograficzna za wiki: Łubieński “taternictwo uprawiał najbardziej aktywnie w latach 1955–1961, zarówno w lecie jak i w zimie, członkiem Klubu Wysokogórskiego został w 1957. W lecie 1958 wspinał się w Kaukazie, w 1961 w Alpach Delfinatu”.

Łubieński w “Ćwiczeniach” jest zarówno awangardowym twórcą ujawniającym własny pomysł na literaturę, jak i kimś, kto chce jednak być zrozumiałym. Rozkrok pomiędzy tymi dwoma pomysłami na debiutancką książkę sprawił, że Łubieński nie mógł cieszyć się ani pozytywnymi recenzjami, ani szczególnie pogłębionym odbiorem krytycznym.

“Ćwiczenia” Łubieńskiego to książeczka, w której dzieją się rzeczy literacko niezwykłe, ale też dzieją się rzeczy zupełnie nieciekawe. Autor nie udźwignął zadania, które przedsięwziął. Ale przyjrzenie samemu zadaniu, daje sporo do myślenia o tym, jaka literatura jeszcze jest możliwa - na przecięciu prozy, poezji, sztuczności dramatu (jakże to przypomina Łuczeńczyka z lat 80.!) i jakiegoś - jednak - bogactwa filozoficznej myśli autora.

Książeczka jest zbiorem dziewięciu opowiadań, w których - jak pisał przewodnik “Literatura piękna. Adnotowany rocznik bibliograficzny” - “autor, zapalony taternik, porusza głównie tematykę sportową, dając interesujące opisy wspinaczki wysokogórskiej”. I taka recepcja finalnie sprawiła, że do literatury wrócił dopiero czternaście lat później książką "Bić się czy nie bić?, ciekawą i wielokrotnie wznawianą, ale będącą już czymś zupełnie innym.

Łubieński rzeczywiście opowiada historie związane z taternictwem - wyjściem w góry, z tragicznym w nich wypadkiem, nagłością zmian pogody, hartem ducha, ale też tegoż ducha wątpliwościami. Próbuje jednak dostać się do swoich bohaterów nie tylko od strony opisu, relacji, ale od wnętrza. Jak w pierwszym opowiadaniu, “Jeden dzień życia”, gdzie pierwszoosobowy narrator budząc się, próbuje opisać ten dziwny stan pomiędzy człowiekiem, a byciem samym śpiącym ciałem, wokół którego “faluje światło jak ślepa roślina” (porównanie zaskakujące i do rozważenia w innym miejscu). To “bycie puszystym”, odgrodzonym od powietrza w swoim kokonie z brezentu, przydarza się nam nie tylko na górskiej wyprawie. Łubieński szuka innych sposobów opisywania ludzkiego postrzegania, sensualności.

To pisanie, w którym jest miejsce na powtórzenia zdań, rytmizację, przepływanie między świadomym, a nieświadomym, między konkretem, a wrażeniem. Opowiadając o wypadku, do którego doszło podczas wspinaczki, miesza Łubieński linearną historię z jakimiś przebłyskami świata spoza codziennego porządku, poezję z prozą. W “Śniegu” opowieść o brnącym przez zaśnieżony las mężczyźnie jest dla pisarza pretekstem do próby filmowego, niemal poklatkowego opisu rzeczywistości. “Oprzytomniał. Ciężar spada z ramion płaszcz. Peka wielki grzyb uformowany na kapturze w śniegu, który wiruje wszystkimi kierunkami. (...) Gdzie pion, gdzie poziom - on nie wie. Wciąż tylko zanurza, wyciąga, zanurza, wyciąga pooblepiane buty”. Szkoda, że niemal w każdej z tych naprawdę trzymających w tekstualnym napięciu historii, Łubieńskiemu zabrakło konsekwencji i wraca do “zwykłej” narracji, która już jakoś szczególnie ciekawa nie jest.

“Ćwiczenia” to świetny przykład prozatorskiego debiutu, który przerósł autora. Może gdyby ktoś Łubieńskiego odważył do bycia konsekwentnym w obranej metodzie pisarskiej, mielibyśmy do czynienia z wielkim dziełem literatury, które studenci by czytali na zajęciach niczym “Czarny potok” Leopolda Buczkowskiego, czy jak literaccy zapaleńcy odkrywający “Gwiezdnego księcia” Andrzeja Łuczeńczyka. Kto wie?

W rozmowie z Heleną Zaworską w 1990 roku Łubieński powiedział, że w górach "dowiedział się chyba co to jest noc przed bitwą, jak czuje się człowiek, który może umrzeć". I o tej dramatyczności ludzkiego losu są “Ćwiczenia”, a nie o taternictwie, jak chcieli niektórzy recenzenci z lat 60. Przyznawał jednak Łubieński: - “Mnie ta wykoncypowana konstrukcja po prostu rozleciała się”. Dodał: - “prawdę mówiąc chyba pisałem to, żeby wszystkich zadziwić”.

“Ćwiczenia” to intrygujący przykład debiutu, który zaprzecza często dzisiaj lansowanej tezie, że w debiucie literackim można sobie pozwolić na odwagę i eksperyment. Formalne poszukiwania sprawiły, że odniósł Łubieński coś na kształt - jakkolwiek nie jest to sport, to jednak sformułowanie nie wydaje się bezzasadne - literackiej porażki. Ale warto sięgnąć po “Ćwiczenia”, bo są tu momenty pisania absolutnie niezwykłego, w którym autor próbuje choćby połączyć zachwyt nad nieprzewidywalnością natury z jej jak najbardziej konkretnym, fizycznym opisem i odczuciem. Dla Łubieńskiego wspinaczka jest metodą inne komunikacji z naturą i przyrodą. By ją pokazać, potrzebny był literacki eksperyment, który nie w pełni się powiódł. Ale fragmentami jest tu niezwykle, polecam zajrzeć.

Czytam ostatnio na akord różne książki, dlatego bardzo potrzebuję powrotów do dziwnych tytułów sprzed lat, odkrywania niekoniecznie najwybitniejszej literatury, ale takiej, w której zadziało się coś, co nigdy nie miało szans wypłynięcia na szersze wody. Stąd moja miłość do Łuczeńczyka, fascynacja Buczkowskim i sympatyzowanie z debiutującym Łubieńskim, który na szczęście w literaturze poradził sobie doskonale, choć już inaczej niż chciał w “Ćwiczeniach”.

Książkę poleciła mi E., ale może Państwo by chcieli mi polecić coś równie odjechanego? Tak do 200 stron, bo kapitalizm mi nie pozwala na powrót do Zoli?
 

jeden komentarz

Stowarzyszenie RWE

02.03.2023 00:48

Obwoluta na życzenie: https://wolnaeuropapl.wordpress.com/2023/03/01/pisarz-dramaturg-i-eseista-tomasz-lubienski-konczy-85-lat/

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jakie stopy opisała Szmaglewska?