Znak, Piotr Tarczyński

[RECENZJA] Piotr Tarczyński, "Rozkład. O niedemokracji w Ameryce"

W 2018 roku sondaż Ipsosa pokazał, że “więcej Republikanów ma pozytywną opinię o Kim Dzong Unie niż o Nancy Pelosi”. Rok temu amerykańscy prawicowi wyborcy lepiej oceniali Putina niż Bidena. Pytanie “dokąd zmierzasz Ameryko?” zadaje wielu komentatorów, ale niewielu z nich odpowiada na nie w tak ciekawy sposób jak Tarczyński.

“Rozkład” jest dziełem olbrzymim i zdecydowanie wartym lektury, nawet jeśli nie potraficie wymienić dwóch ostatnich amerykańskich sekretarzy stanu. Dodam, że książkę miałem ochotę kilka razy porzucić nie dlatego, że mnie nudziła, ale po prostu wydawało mi się, że mam ciekawsze lektury niż ta “o niedemokracji w Ameryce”, a jednak niemal codziennie do niej wracałem. To dobrze świadczy o jej autorze.

Czymś trzeba się nie interesować, powiedziałem sobie kilkanaście lat temu i od tego czasu o amerykańskiej polityce wiem niewiele. Na szczęście z pomocą przychodzi Tarczyński i wyjaśnia mi krok po kroku dlaczego miałem rację, że nie spędzałem godzin nad rozwikłaniem mechanizmu filibustera, a poczekałem na jego książkę. Otóż to wszystko jest bardzo skomplikowane.

Wywód Tarczyńskiego jest niezwykle logiczny, perfekcyjnie zorganizowany i wciągający nawet wtedy, gdy autor odrobinę przesadza z nagromadzeniem informacji, z którymi uznał, że musimy się zapoznać. Jest bowiem “Rozkład” książką skierowaną zarówno do słuchaczy i słuchaczek jego - prowadzonego razem z Łukaszem Pawłowskim - “Podkastu amerykańskiego”, ale też dla takich jak ja, co to wiedzy mieli tak mało, że na widok gościa w “szamańskim” stroju łażącego po Kapitolu, śmiali się całkiem szczerze. Tarczyński pokazuje dlaczego nie ma się z czego śmiać. Przyszłość amerykańskiej demokracji - o ile stan obecny w ogóle można tak nazywać - maluje współtwórca Maryli Szymiczkowej i jej dzieł raczej w ciemnych barwach.

“Rozkład” to książka na przecięciu podręcznika, wykładu politologicznego i socjologicznego, a nawet reportażu. Tarczyński opowiada o kolejnych elementach amerykańskiej polityki - wyborach prezydenckich, uprawnieniach prezydentów, Kongresu, Senatu, czy właśnie o owym filibusterze, który jest jednym z kilku mechanizmów “zabijających” demokrację. Książka - trzeba to zauważyć - dość niebezpieczna dla czytających, którzy mają dostęp do sieci i lubią w trakcie lektury “sobie posprawdzać”. Ile ja się nasprawdzałem, naoglądałem i naczytałem przez Tarczyńskiego!

Czy wiecie, że na przełomie XIX i XX wieku w Stanach Zjednoczonych działała Partia Ludowa? Jej zaczynem były dwie organizacje. Pierwszą z nich był Grange (National Grange of the Patrons of Husbandry), jak to ładnie ujmuje wikipedia zajmująca się: “społecznym i politycznym rozwojem rolników”. Drugą - “Farmers Alliance” (Sojusze Rolnicze}, które miały pomagać nawiązywać współpracę między rolnikami, a w finale stały się organizacją lobbystyczną.

Pod koniec lat 80. XIX wieku amerykańskich rolników ze Środkowe Zachodu dotknęła susza, problemem były niskie ceny towarów rolnych spowodowane zwiększeniem wydajności rolnictwa i dostępności terenów rolniczych (na marginesie marginesu to ciekawe, że rasistowska polityka wobec rdzennych Amerykanów miała też negatywne skutki wobec “osadników”). Do tego doszło zniesienie niewolnictwa i klientalny system własności terenów rolnych (właściciele - dzierżawcy - poddzierżawcy) sprawiły, że ludzie utknęli w spirali długów. W ciągu zaledwie kilkunastu lat do Granges przystąpiło ponad milion osób… A teraz przyspieszmy. Pod koniec lat 80. XIX wieku niezadowolonych rolników zagospodarowała Partia Populistyczna. W wyborach w 1890 udało im się zdobyć dwadzieścia miejsc w Kongresie. Podczas pierwszej konwencji populistów w 1892 roku delegaci zamierzali obalić system polityczny Stanów Zjednoczonych, który uznawali za beznadziejnie skorumpowany przez wielki kapitał. Nie brzmi to dla nas zaskakująco, zgodzicie się? Takimi słowami otwierano konwencję:

“Spotykamy się jako naród doprowadzony na skraj moralnej, politycznej i materialnej ruiny. Korupcja dominuje przy urnach wyborczych, w ciałach ustawodawczych, Kongresie i dotyka nawet sądów… Z tego samego płodnego łona rządowej niesprawiedliwości wyhodowaliśmy dwie wielkie klasy – włóczęgów i milionerów”.

Dzisiaj, gdy mówimy o tym, że najbogatsi nie płacą podatków, a tysiące Amerykanów - co pokazała w “Nomadland” Jessica Bruder - wybiera niemal koczowniczy tryb życia - te słowa zupełnie nie zaskakują. Tak właśnie rodzi się populizm.

Rozwój Partii Populistycznej został zahamowany dzięki poprawie sytuacji finansowej kraju po odkryciu złóż złota na Alasce, a także wybuchowi w 1898 roku wojny hiszpańsko-amerykańskiej. Wszystkiego tego doszperałem się, gdy Tarczyński w “Rozpadzie” napisał, że William Jennings Bryan, kandydat na prezydenta z ramienia Partii Ludowej był “pierwszym populistą z prawdziwego zdarzenia”. Bo chyba właśnie to w książce Tarczyńskiego jest najcenniejsze - że daje nam mnóstwo okazji do poznawania historii, za każdym razem pokazując, jak bardzo wydarzenia z przeszłości są podstawą tego, co dzieje się współcześnie.

Tarczyński wielokrotnie podkreśla, że sprawą, która najbardziej wpłynęła na wygląd amerykańskiej demokracji współcześnie było niewolnictwo. Choć często nie mówiono o nim wprost, to właśnie kwestia posiadania, lub nieposiadania niewolników najbardziej dzieliła Amerykanów, a jednocześnie ich łączyła. “Poszerzenie zakresu praw nie odbiera praw innym” - pisze autor “Rozkładu”, ale jak zauważą - przyczynia się do “osłabienia pozycji białych mężczyzn - grupy dominującej gospodarczo, kulturowo i politycznie od początku istnienia kraju (a nawet wcześniej)”.

Innym tematem, któremu poświęcono w “Rozkładzie” wiele uwagi jest przesuwanie się granicy tego, co w polityce dopuszczalne i przechodzenie - zwłaszcza republikanów - na do coraz skrajniejszych pozycji. Centryści są szantażowani o zdradę ideałów (dodajmy, że ideałów i tradycji, które nieraz narodziły się w ostatnich dziesięcioleciach). Problemem amerykańskiej demokracji, ale też każdego innego, populistycznego systemu władzy, jest też to, że często partie nie są w stanie ze sobą współpracować nawet w sprawach, wobec których są ze sobą zgodne. W Stanach prowadzi to do absurdów godnych komedii pomyłek. Ale wszystko to nie jest zabawne, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że mówimy o kraju, który ma ambicje dowodzenia światem.

Jeśli chcecie w końcu zrozumieć co i dlaczego wydarza się “za oceanem”, dlaczego kiedyś to demokraci byli na “Południu”, dlaczego liberalnych Republikanów spotkał “los bizonów”, jakie motto widnieje na prezydenckiej Bestii i czemu świadczy o niemocy amerykańskiego wyborcy, oraz dlaczego Kalifornijczycy wierzą, że do wszystkiego doszli dzięki temu, że matczakowali i pracowali po szesnaście godzin, a nie dzięki “rządowym kontraktom i rządowym inwestycjom”, książka Tarczyńskiego przychodzi wam z pomocą. Jeśli chcecie spędzić wiele godzin z wyszukiwarką i przyswajaniem wiedzy pozornie bezużytecznej - to lektura idealna dla was.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W 1993 roku literackiego Nobla dostała... (podaj imię i nazwisko)