Czarne, Tomasz Pindel, Benjamin Labatut

[RECENZJA] Benjamin Labatut, "Straszliwa zieleń"

Nocnego ogrodnika spotykamy dopiero pod koniec tej wspaniałej książki.

Nocny ogrodnik był kiedyś matematykiem “i teraz opowiada o matematyce jak były alkoholik o alkoholu, z czymś między tęsknotą a lękiem”. W pewnym momencie kariery, po zapoznaniu się z pracami Alexandra Grothendiecka, nocny ogrodnik - podobnie jak ten wielki matematyk - “porzucił dom, rodzinę, karierę i przyjaciół i zaczął żyć jak mnich ukrywając się w Pirenejach”. Nocny ogrodnik odkrył, że “to matematyka - a nie bomby atomowe, komputery, wojna biologiczna czy apokalipsa klimatyczna - zmienia nasz świat do tego stopnia, że w ciągu co najwyżej kilku dekad przestaniemy nawet rozumieć, co to znaczy być człowiekiem”.

“Nie żebyśmy wcześniej wiedzieli”, pisze narrator “Straszliwej zieleni” Benjamina Labatuta w przekładzie Tomasza Pindela. Książki, która budzi niepokój.

Jest to książka, która budzi niepokój, zwłaszcza u tych lubiących - w opowieściach dziejących się na przecięciu fikcji i rzeczywistości - wiedzieć, co jest prawdą, a co zmyśleniem.

Labatut w “Straszliwej zieleni” umiejętnie zaciera granice między fikcją, a historią, zmyślonymi biografiami, a bohaterami i bohaterkami jak najbardziej realnymi. Bo czym jest matematyka - główny przedmiot rozważań tej powieści - jak nie historią o abstrakcji przeradzającej się w - często przerażający w skutkach - konkret.

Labatut, chilijski pisarz urodzony w Holandii, zaczyna swoją opowieść fantastycznym esejem “Błękit pruski”. Co łączy zbrodniarzy wojennych, cyjanek i niebieski barwnik zastosowany przez van Gogha na obrazie “Gwieździsta noc”? To doskonale skonstruowany tekst o naukowcach, których odkrycia stały się narzędziami masowych zbrodni - od wojny chemicznej w I wojnie światowej, po komory gazowe kilkadziesiąt lat później.

Przejmujący, jak choćby w historii Fritza Habera, genialnego chemika, który w 1918 otrzymał Nagrodę Nobla. To Haber po raz pierwszy otrzymał ciekły amoniak metodą umożliwiającą jego masową produkcję. Dzięki temu można było przestać importować saletrę z Chile, a nowy nawóz uratował prawdopodobnie świat przed klęską głodu. Habert, jak mówiono, „zrobił chleb z powietrza”. Haber był jednak oddanym, niemieckim obywatelem i gdy już zarobił miliony na amoniaku, stanął po złej stronie historii. Był jednym z najważniejszych producentów gazów bojowych, w latach 20 XX. wieku pod jego nadzorem opracowano technologię produkcji cyklonu

Zasługi dla Niemiec nie pomogły Haberowi i na początku lat 30. musiał uciekać z Niemiec. Zmarł w Szwajcarii w 1934 roku.

W 1915 roku samobójstwo popełniła żona Habera, Clara Immerwahr (pierwsza w historii doktorka na Uniwersytecie Wrocławskim). Ponoć na wieść o skutkach użycia podczas walk gazów bojowych wyprodukowanych przez męża.

W 1946 roku - to Labatut akurat ominął - samobójstwo popełnił syn Clary i Fritza, Hermann. Ponoć na wieść o tym, że wszyscy pozostali Haberowie zginęli w Auschwitz.

Okrutna acz fascynująca to historia. Jak przyznaje autor, w “Błękicie pruskim” tylko jeden akapit jest fikcyjny. A teraz wyobraźcie sobie, że to zaledwie przedsmak tego, co was czeka, gdy sięgniecie po Labatuta.

Wychodząc od opowieści o faktach i krocząc przez krainę niełatwej do zidentyfikowania fikcji, Labatut tworzy opowieść o tym, że najniebezpieczniejszym narzędziem, jaki posiadamy, jest nasz własny mózg, a bronią - matematyka. O tym, że historia ludzkości to wykorzystywanie odkryć, które miały pomóc w narzędzia zbrodni. Oraz o tym, jaką cenę płaci się, gdy chce się rzeczoną ludzkość powstrzymać.

Wspaniale chilijski pisarz konstruuje sieć skojarzeń i prowadzi nas przez biografie wybitnych matematyków, którzy zmienili oblicze tej dziedziny w XX wieku. Jest tu Alexander Grothendieck, matematyk-anarchista i twórca najważniejszych założeń geometrii algebraicznej, jest też Shin’ichi Mochizuki, geniusz, którego własna teoria - inter-uniwersalnej teorii przestrzeni Teichmüllera - jest jedną z najważniejszych propozycji w matematyce XXI wieku. O co w niej chodzi - zaskakująco, czytając Labatuta można odrobinę przybliżyć się do zrozumienia tego, co - poza poświęceniem nauce i próbach ucieczki od niej - łączy tych dwóch panów.

Z bardziej zrozumiałych i bliższych nam sporów, przyglądamy się w “Straszliwej zieleni” temu jak Einstein nienawidził mechaniki kwantowej, oraz na czym polegał spór między Erwinem Schrödingerem a Wernerem Heisenbergiem.

Labatut czaruje słowem, ma niesamowitą wyobraźnię, której towarzyszy erudycja i umiejętność poruszania się po świecie nauki na paluszkach, by nikt nie zauważył, że autor zmyśla. Fikcyjne teorie wydają się być niezwykle realne, te realne wydają się fikcyjne, a erudycja pisarza łączy je w opowieść zarówno przerażającą, jak i fascynującą.

Mam do tej całej wspaniałości jedną krytyczną uwagę - Labatut powiela i opiewa mit naukowca-samotnika, szaleńca mającego wgląd w tajemnice wszechświata. Taki naukowiec obowiązkowo jest mężczyzną. I Labatut pływa sobie w akwenie, w którym nie napotyka na żadną rafę. Bo gdyby miał stworzyć powieść fikcyjną, musiałby zmierzyć się z próbą podważenia narracji historycznej i stworzenia czegoś na przekór opowieści, do której przywykliśmy od pokoleń. I choć w finale udaje mu się wywrócić stoliczek narracji historią “nocnego ogrodnika”, to - ponownie - widać w “Straszliwej zieleni” ograniczenia “powieści non-fiction”, jak sam autor określa swoje dzieło. Innej historii nie wymyślisz. A trochę jednak jej przecież potrzebujemy.

W finale książki Labatuta “nocny ogrodnik” opowiada o tym, jak obumierają drzewa cytrusowe. Kończą one swój cykl życiowy dając gigantyczny plon. “Dziwne to, powiedział, taka obfitość tuż przed śmiercią”. Czyż jest lepsze podsumowanie tego, jak od pewnego czasu wygląda nasze życie? Czyżby była to dziwna obfitość tuż przed katastrofą?

“Straszliwa zieleń” to literatura perfekcyjnie skonstruowana, erudycyjna, wciągająca i może jako jedna z niewielu naprawdę otwierająca czytelników i czytelniczki na inne światy. I na koniec naszego świata.
 

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: W jaki dzień zaczyna się poniedziałek? W mianowniku.