Wydawnictwo MG, Agata Tuszyńska, Lońcia

Agata Tuszyńska, Loncia, "Jamnikarium"

Dzisiaj o książce kuriozalnej, godnej celebrytki, a nie ważnej postaci polskiej literatury. Agata Tuszyńska to pisarka nierówna, obok świetnych i wzbudzających kontrowersje biografii Singera, Krzywickiej, Tyrmandów czy Wiery Gran, napisała wciągającą “Rodzinną historię lęku”, pretensjonalne “Ćwiczenia z utraty” i odrobinę kuriozalną “Narzeczoną Schulza”. Oceniam, bo przeczytałem każdą jej książkę i niestety zauważam, że autorka śmiało kroczy ku literackiemu piekłu, które wypełnione jest banałem, wtórnością i śmiesznością. “Jamnikarium” czyta się jak list motywacyjny do pracy w tymże..

Książka, której współautorem jest Lonia, jamnik Tuszyńskiej, to opowieść zrodzona z miłości do psów, zwłaszcza (niespodzianka!) jamników. Znajdziecie w niej trochę historii, kilkadziesiąt dobrze wybranych cytatów ze znanych i lubianych, ciekawostki o Lońci (i Tuszyńskiej), sporo ilustracji (z jamnikami) oraz almanach (jamników) znanych postaci (i tych trochę mniej znanych, ale z autorką zaprzyjaźnionych). Książek ze zbiorami anegdot i opowiastek o zwierzętach były dziesiątki, w tym m.in. świetne “Nasze zwierzęta” Anny Iwaszkiewicz, “Między zwierzętami” Nałkowskiej, co by wymienić ostatnio wznawiane pozycje. Obok tych pozycji “Jamnikarium” jednak stać nie powinno, chyba że ustawiacie książki na regałach na zasadzie “wysp tematycznych”. Ale to wątłe usprawiedliwienie.

Oczywiście Tuszyńska potrafi posługiwać się aparatem reporterskim i zrobiła do książki olbrzymi “research”, poskładała opowieść z setek wątków i dygresji ale utknęła w braku dystansu i przeroście formy nad treścią. Nawet świetne ilustracje, za które odpowiada Zuzanna Malinowska, swoim nadmiarem sprawiają, że zamiast cieszyć się z ich ciętej ironii i specyficznego uroku, zaczynamy błagać o jakieś urozmaicenie.

Trochę próbuję się powstrzymać przed tym, co za chwilę napiszę, bo to będą słowa ostre, ale przyszły mi one do głowy gdy tylko zobaczyłem o czym Tuszyńska napisała książkę i już nie odejdą ode mnie, zatem pozwólcie, że się podzielę. Otóż w zawód reportera, zwłaszcza “pracującego” swoją biografią wpisana jest chęć dzielenia się z czytelnikiem każdą chwilą i Tuszyńska to przez lata wykorzystywała doskonale. Już podczas lektury “Ćwiczeń z utraty” odczuwałem swoisty dyskomfort z powodu tej manieryczności i nic nie wnoszącego do literatury ekshibicjonizmu. Książką o Loni i jamnikach Tuszyńska pokazuje, że żadne stworzenie znajdujące się w jej otoczeniu nie jest bezpieczne i może znaleźć się w jej kolejnej książce. A ponieważ nie jestem szczególnie przekonany, że będzie to portret literacko wartościowy, to jednak z Czarkiem na spacerach pozdrawiać będziemy autorkę z bezpiecznego dystansu.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Iwasiów jak lody