Literacki Nobel, Jon Fosse
Jon Fosse, "Cichy język" (fragment)
Pięknie mówił dzisiaj Fosse w wykładzie noblowskim zatytułowanym "Cichy język".
Opowiadał o tym, że w gimnazjum paraliżowała go myśl o głośnym czytaniu. Prosił nauczyciela, by nie musiał tego robić.
---
W jakimś sensie strach odebrał mi język i musiałem go odzyskać. A jeśli miałem to zrobić, to nie na warunkach stawianych przez innych, ale na własnych.
Zacząłem pisać teksty, krótkie wiersze, opowiadania.
I odkryłem, że daje mi to poczucie bezpieczeństwa, coś będącego przeciwieństwem strachu.
W pewien sposób odnalazłem w sobie miejsce, które było tylko moje i z tego miejsca mogłem pisać to, co było tylko moje.
(...)
Cała “Septologia” zawiera w sobie wspomnienia o wielu innych dziełach, które napisałem, ale ukazane w innym świetle. To, że w całej powieści nie ma nie ma ani jednej kropki nie jest wymysłem. Po prostu tak ją napisałem, jednym ciągiem, jednym ruchem, który nie wymagał kropki.
Powiedziałem kiedyś w wywiadzie, że pisanie jest rodzajem modlitwy. Czułem zażenowanie, gdy zobaczyłem to zdanie w druku. Ale później przeczytałem, ku pewnemu pocieszeniu, że Franz Kafka powiedział to samo. Więc może - mimo wszystko?
(...)
Kiedy ogłoszono, że otrzymałem literacką Nagrodę Nobla, dostałem mnóstwo maili z gratulacjami i oczywiście bardzo się ucieszyłem, większość wiadomości była radosna, ale niektórzy pisali nawet, że krzyczeli ze szczęścia, inni, że wzruszyli się do łez.
To naprawdę mnie poruszyło.
W mojej twórczości jest wiele samobójstw. Więcej niż lubię o tym myśleć. Obawiałem się, że w ten sposób mogłem przyczynić się do legitymizacji samobójstwa. Tym, co poruszyło mnie bardziej niż cokolwiek innego, były wiadomości od tych, którzy napisali, że moje pisanie po prostu uratowało im życie. W jakimś sensie zawsze wiedziałem, że pisanie może uratować życie, być może nawet uratowało moje własne życie. A jeśli moje pisanie może również pomóc uratować życie innych, nic nie może uczynić mnie szczęśliwszym.
Skomentuj posta