Agata Ostrowska, Art Rage, Nona Fernández
[RECENZJA] Nona Fernández, "Space Invaders", tłum. Agata Ostrowska
Skromne, a piękne. Niewielka to nowelka. Może z 50 stron tekstu, do tego w formacie bardzo kieszonkowym (i łatwym do zgubienia). Ale jest w tej opowieści moc, którą mam nadzieję, że odkryjecie.
“Santiago de Chile. Rok 1980. Dziesięcioletnia dziewczynka wchodzi z tatą za rękę do szkoły w dzielnicy Avenida Matta”. Skórzany tornister, rozwiązane sznurówki. Zwykła scena dzieje się w niezwykłych okolicznościach. Właśnie przyjęto nową konstytucję. Autorzy: junta wojskowa. Schludnie ubrane dzieci śpiewają chilijski hymn narodowy, modlą się do Matki Bożej i co roku odtwarzają sceny z wojny na Pacyfiku. Od początku jednak wiemy, że coś tu się przecież wydarzy. Ktoś zginie. Tylko kto i kiedy? Jak w grze komputerowej - czekamy na to, aż ktoś popełni błąd.
Kim była dziewczynka? “Czasem o niej śnimy”, pisze narratorka “Space Invaders” (tłum. Agata Ostrowska). My, czyli dawne dzieci ze szkoły w dzielnicy Avenida Matta, wspominają dziewczynką. Czy miała warkocze, a może czarne, gęste włosy, okalające twarz? W głowach dorosłych trwa “ciągłe sprawdzanie listy obecności”. Czasem o kimś zapomną, ale nigdy nie zapomną Estrelli Gonzales.
Pozornie pomysł Nony Fernandez na “Space Invaders” nie należy do zaskakujących, ani szczególnie wyrafinowanych. “Nasza klasa” wspomina i rekonstruuje dramatyczną historię, która dzieje się w pochłoniętych przez pinochetowską dyktaturę Chile. Nie ma tu jednego narratora, do lektury dostajemy nawet listy pisane przez Estrellę do przyjaciółki. Warto jednak zauważyć, że chilijska pisarka podzieliła książkę na cztery części, odpowiadające czterem życia, które gracze mają w tytułowej grze. Finalnie naprawdę robi wrażenie to, ile zabiegów na narracji dokonano w tej niewielkiej książeczce.
Największe wrażenie robi jednak zdolność Fernandez do przechodzenia pomiędzy historią indywidualną, a tą “wielką”, w której dzieją się ważne rzeczy i w której występują poważni dorośli. Pisarka wspaniale odtwarza atmosferę lęku, która ogarnia także dzieci. Opisuje również to, jak dzieci tracą niewinność i nagle stają się dorosłymi. Przejmująca to historia.
Czytając “Space Invaders” myślałem o tym, że nie znam żadnej polskiej powieści, która by tak dobrze rozliczała się choćby ze stanem wojennym, łącząc indywidualne ze zbiorowym. Legendę i zmyślenie, z faktami historycznymi. Fernandez pisze w pierwszej kolejności o ludziach, a nie o Chile. I to jest piękne. Polecam.
Skomentuj posta