Gazeta Wyborcza, rynek książki, Legimi

[GAZETA WYBORCZA] "Afera z Legimi: "Rynek książki to bagno". Czas na interwencję?"

"Rynek książki to bagno", powiedział mi kilka dni temu znany pisarz.

Choć sam nie lubię takich mocnych sformułowań, wbrew pozorom mam naturę zdolną do łagodności — zgadzam się.

Od 15 lat jestem — jako autor, dziennikarz, dawniej wydawca i współwłaściciel dużej księgarni internetowej — jego częścią. I wiem, że jest źle. Jak bardzo źle pokazuje choćby aktualna "afera Legimi".

***

Rynek książki to dziwne umowy z wydawcami, nieprzejrzyste rozliczenia i banki udające biblioteki. Czas na wielką dyskusję o zmianach. I interwencję państwa.

Afera wokół Legimi zbulwersowała wydawców i czytelników. Jeden głos szczególnie przykuł moją uwagę. Przemysław Czaja, dyrektor radomskiej biblioteki napisał w komentarzu pod moim postem poświęconym sprawie, że w "środowisku bibliotekarskim i w gronie wydawców od dawna dyskutuje się na temat sposobu rozliczania tantiem autorskich w Legimi. Wiele sygnałów wskazywało na nieprawidłowości, które pomniejszały zyski wydawców i autorów".

Wiele sygnałów, dyskusje od dawna — tylko czemu wszystko wychodzi na jaw po tylu latach? Otóż dzieje się tak, bo nieprzejrzystość jest na rękę wszystkim. Tylko nie autorom. Nimi nikt tu się nie przejmuje. Czas to zmienić.

Dyskusja o abonamentach i rozliczeniach z wydawcami pojawia się na tzw. rynku książki (biblioteki są jego częścią) co kilka miesięcy. Często jednak pomija się w nich autorów. Tym razem jest inaczej.

Legimi samo dało asumpt do tego, uzasadniając wprowadzenie dodatkowych opłat za książki, tzw. "Pakietu Klubowego" właśnie nowelizacją ustawy o prawie autorskim, która daje organizacjom takim jak ZAiKS możliwość ściągania opłat od przychodów firm oferujących streamingi. I przekazywania ich twórcom.

Ma rację Zygmunt Miłoszewski, że gdyby wydawcy poważnie traktowali autorów, to — wiedząc o błędach w rozliczeniu i oszustwie, które polegało na udostępnianiu bankom i innym korporacjom abonamentów opartych o system stworzony dla bibliotek — powinni wycofać się ze współpracy z księgarnią.

Nic takiego jednak się nie dzieje. I raczej się nie wydarzy. Część wydawców wycofała jedynie książki ze sprzedaży dla bibliotek, ale pewnie niedługo wrócą. Co z błędnymi rozliczeniami i nieraportowaniem sprzedaży, wykazanym w prywatnym śledztwie samych wydawców, którzy zakupili elektroniczne wersje starszych, rzadko kupowanych e-booków?

Najbardziej stratni na tym są autorzy, którzy dowiadują się o wszystkim z mediów.

Lektura grup dyskusyjnych dla wydawców jest trudnym doświadczeniem. Bo ci martwią się głównie o wizerunek, utratę obrotów i to, że sytuacja stawia ich w złym świetle. Nieliczni wspominają o autorach i domagają się rozliczeń. Większość zauważa, że nie ma żadnych mechanizmów kontroli nad rozliczeniami firm sprzedających pliki elektroniczne. I tyle.

Większość wydawców może liczyć na to, że afera niedługo się wyciszy i będzie można spokojnie wrócić do wystawiania faktur. Etyka przegrywa z pieniądzem, co jest porażką bolesną, acz raczej niezaskakującą.

(…)

Państwo jednak zupełnie odpuściło kwestię udostępnienia e-booków czytelnikom bibliotek, licząc na to, że "niewidzialna ręka rynku" zadziała. I zadziałała. W ten sposób, że usługa przygotowana dla bibliotek była oferowana bankom i innym wielkim korporacjom. A autorzy zarabiali na udostępnionych w ten sposób książkach grosze, bo stawki nie są niczym regulowane.

Powstaje pytanie, czy wydawcy — po doświadczeniach z Legimi — dalej będą stosować politykę, w myśl której najważniejsze jest dostać przelew od księgarni, a nie pilnować transparentności rozliczeń?

Polityka ta doprowadziła do sytuacji, w której wydawcy musieli przeprowadzić kontrolowane zakupy własnych książek.

(…)

"Rynek książki to bagno", powiedział mi kilka dni temu znany pisarz, gdy rozmawialiśmy o tym, jak wydawcy — za pomocą nieprzejrzyście sformułowanych umów handlowych — sprawiają, że koszty promocji książki obciążają wysokość tantiem wypłacanych autorom.

Takich problemów są dziesiątki. Od podtykanych autorom umów skonstruowanych na ich niekorzyść, przez przecenianie książek niezgodnie z zapisami tych umów, czy pośrednie obciążanie autorów kosztami promocji książek, po przejmowanie się przez wydawców i sprzedawców książek głównie własną kieszenią.

(...)

Jacek Dehnel, jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich pisarzy, napisał w komentarzu do afery Legimi, że "konieczne jest po prostu całościowe uregulowanie rynku książki, gdzie ukróci się ogromne zyski dystrybutorów i marże, które zabijają rynek (...). To po prostu kolejna odsłona tej postawionej na czubku, absurdalnie odwróconej piramidy". Wtóruje mu Zygmunt Miłoszewski oraz wielu członków i członkiń Unii.

(…)

Wydawcy mają teraz okazje pokazać, że dbają nie tylko o własne kieszenie, ale i to jak będzie wyglądał rynek książki za kilka lat. Bo od tego jak zakończy się afera Legimi zależy — i tak już naruszone — zaufanie między autorami, wydawcami, a dystrybutorami.

W całej tej aferze wciąż brakuje głosu choćby Polskiej Izby Książki. Może dlatego, że przewodniczącym Wielkopolskiego Oddziału PIK w lipcu został wybrany prezes Legimi, Mikołaj Małaczyński, który jest także w Radzie organizacji?

Komu wierzyć i ufać? Autorzy są wściekli i może — w końcu — tym razem nie skończy się tylko na postach.

Albo uznamy, że wszyscy wszystkich oszukują i nic z tym się zrobić nie da, albo zaczniemy naprawiać to, co zostało popsute.

***

Trzeba postawić kilka pytań. I poszukać odpowiedzi. To dobry moment, żeby wspólnie usiąść do rozliczenia się i poważnej dyskusji.

Ale czy to jest możliwe?

Więcej pytań, odpowiedzi i postulatów znajdziecie w tekście.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kaśka u Zapolskiej