W.A.B, Kinga Sabak
[RECENZJA] Kinga Sabak, "Trochę z zimna, trochę z radości"
Na takie debiuty czekam! Kinga Sabak choć porusza się po terenie, na którym wydeptano już tysiące ścieżek, znajduje własną, nową drogę.
Kolejny debiut, w którym wracamy do dzieciństwa, na szkolny korytarz i do grania w gałę? Tak. Ale tym razem będzie inaczej. Inny będzie język, inna będzie bohaterka. Inaczej przecież świat widzi Ola, która nie miałaby nic przeciwko temu, żeby mówić do niej Olek. Przynajmniej, gdy gra w gałę z chłopakami.
Otwierający książkę rozdział "gramy w gałę" to popis literackiej dojrzałości. Sabak fantastycznie opisuje historię dziecka, które wie, że akceptację zdobywa się tylko, gdy się dobrze gra. I wcale nie chodzi o grę w piłkę.
"Olek jestem, mówię, jak już do nich podchodzę. Wiem, że pewnym głosem muszę, żeby podejrzeń nie było". Stoją, sprawdzają. "Czuję, że zatrzymują wzrok gdzieś w okolicy moich ud”. Na co patrzą? A może jednak na spodenki Realu? Olek, który dla rodziców jest Olką, choć pełen strachu, nie poddaje się i walczy o akceptację stada. Udaje mu się - już po chwili grają w nogę, a umiejętności Olka robią wrażenie na dzieciakach. Jest pięknie. Dopóki ojciec nie zawoła. - Ola!
Jak już pograliśmy, to idziemy na pielgrzymkę. A tam Beata, która niesie krzyż, choć już się chwieje, już za chwilę potknie, to jednak nie poddaje się. “Oczy ma zaszklone, jak stawia krzyż, odwraca się, to widzę, i opiera krzyż o drzewo, siada, płacze”. Narratorka chciałaby pocieszyć Beatę, powiedzieć, że każdy niesie w sercu, coś co boli, ale “przecież po to tu jesteśmy, żeby jakoś lżej nam było”. I już, już ma się zebrać do wejścia w rolę pocieszycielki, ale wracają chłopaki z mlekiem truskawkowym w kartoniku.
Pielgrzymka - wciąż niedoceniony przez literaturę element polskiej codzienności, Jarocin dla grzecznych, Orla Perć dla katolików. Sabak wspaniale opisuje pielgrzymkowy epizod, skupiając się nie tylko na odmienności narratorki. Podobnie będzie w kolejnych opowieściach - człowiek u debiutującej pisarki jest wielowymiarowy, złożony z różnych przemocy i pocieszeń.
Bardzo podoba mi się, że choć “Trochę z zimna…” opowiada o doświadczeniu dorastania nieheteronormatywnej osoby, to autorka nie skupia się wyłącznie na opisywaniu tożsamości budowanej na poczuciu wyobcowania.
Wszyscy mieliśmy jakieś problemy - z akceptacją, z rodzicami, z nawiązywaniem relacji, ze szkołą. Przeżywanie dorastania zasadniczo do miłych nie należy, niezależnie od tego, kogo wyobrażamy sobie obok siebie. Oczywiście, jedni muszą narobić się więcej, inni mają przywileje, ale to wciąż nie jest wszystko.
Sabak udało się stworzyć powieść, która nie trąci dydaktyzmem, w której bohaterka nie zostaje sprowadzona do reprezentowania “lesbijki” i “odmieńca”. Ale z drugiej strony autorka nie zapomina o tym, że poczucie odmienności i niedopasowania rzutuje na całe życie bohaterki powieści. W efekcie dostajemy książkę o życiu. W której życie jest. A to w prozie wcale nieczęste.
Sabak bardzo sprawnie wciąga czytelnika na swoje pole gry. Gdy już wydaje nam się, że będzie to opowieść grzecznie poukładana, złożona z kolejnych epizodów pokazujących niedopasowanie Oli-Olka do społecznych oczekiwań, a autorka pozwoli nam na gładkie przebrnięcie do dorosłości, nagły drybling sprawia, że gra zmienia tempo. I to - poza świetnym, dopracowanym i niezwykle konsekwentnym językiem - jest największym osiągnięciem literackim Sabak. Bez tego kolejny debiut o dojrzewaniu w niesprzyjających okolicznościach, byłby nieznośny. Okoliczności zawsze są niesprzyjające, dzieciństwo sielskie i anielskie nie istnieje, a na pewno jest literacko nieatrakcyjne. W efekcie naprawdę można już mieć dość książek o dojrzewaniu. Sabak sprawia, że jednak chce się czytać.
Czytając debiuty zastanawiam się - co dalej. Gdy już się wyrzuciło z siebie pierwszą, często najważniejszą opowieść, trzeba stanąć przed pytaniem - czy są we mnie inne historie, co chcę opowiedzieć światu? Jakie historie do mnie przychodzą? I czy mogą stać się początkiem innej opowieści? Wierzę, że Sabak znajdzie swoje miejsce w literaturze, bo w “Trochę z zimna…” widać mrówczą pracę nad językiem i konstrukcją. Pisanie to żmudna praca, a nie tylko wylewanie z siebie tego, co w duszy gra. Orkiestra potrzebuje dyrygenta. Sabak ma kontrolę nad tym, co i jak pisze. Dzięki temu dostaliśmy naprawdę dobrą książkę.
Znalazłem też cytat, który postanowiłem zapamiętać.
“W kawie z mlekiem taka łagodność jest. Że jak ktoś pije z mlekiem, to jest delikatniejszy jako człowiek. Nie wiem, czy to ma coś wspólnego z prawdą. Może i nic. Tak samo jak to, że jak ktoś książki pisze, to jest jakiś mądrzejszy. Nieprawda, poznałam ostatnio kilku pisarzy i ch*** to jest prawda, tak samo głupi jak inni”. Prawda to.
Czytajcie Sabak, bo czuję, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. I namiesza nam w literaturze.
Skomentuj posta