Czesław Miłosz, Jerzy Andrzejewski, Biblioteka Więzi

Czesław Miłosz, Jerzy Andrzejewski, "Listy 1944-1981"

Tak, czytam tego rodzaju literaturę namiętnie i mam snapchata. Koniec wstępu.

Nie recenzuje się dokumentów życia codziennego, nad nimi się duma, że człowiek maile kasuje a napisanie do kogoś listu na ponad 15 tysięcy znaków (tak, są tam takie) to wyzwanie równe próbie napisania powieści (nigdy nie podejmowałem, ale opowiadania dane mi było popełnić, szczęśliwie są to wciąż inedita). Duma się także na tym, że można z okładki wyrzucić współautorkę tych listów - Janinę Miłosz, Jankę.

Co z tego, że już w pierwszym liście z listopada 1944 roku Miłoszowa pisze, że ściska Andrzejewskich? Zaś w liście z 25 lipca 1946 roku to żona Miłosza napisze zdecydowaną większość listu? A, że bywają listy wyłącznie przez nią napisane?

Los żon pisarzy bywa niestety ograniczany do roli przypisu, a to właśnie Janina Miłosz pisze jeden z najładniejszych passusów, jakie w tych listach znalazłem:


Kochany Jerzy, powinieneś tu "wpaść", bo cóż to jest dla znakomitych i zamożnych pisarzy? Postaram się napisać, ale moje listy, zanim jeszcze je napiszę, ropzpływają się w rozmyślaniach o świecie. Potem wstajesz i co? Wszystko wydaje się inne: maszyna albo pióro blednie wobec zadań, które mam przed sobą. Codziennych, ale jakże doniosłych zadań. Więc przyjedź, tu jest wspaniale! Całuję Cię

Janka
(s. 149, list z 1962 roku)

Nieobecność na okładce Janiny Miłosz jest rażąca, tym bardziej, że konsekwentnie w całej książce na górnej paginie odnajdujemy informacje tego rodzaju

A w listach takie niezwykłe przykłady tego, o czym przypominała kiedyś Brach-Czaina, że codzienność stanowi podstawę naszego istnienia:

(...) jestem bardzo przyciśnięta sprawami ziemskimi, bardzo wzmocnionymi w swojej ziemskości przez Czesława na przykład, który w swoim parciu do regionów wyższych potrzebuje więcej spraw przyziemnych, niż mu się to wydaje. Wystarczy, jeśli ja odłożę na krótki okres zajmowanie się jakimiś szmatami w charakterze jego firanek, to on potrafi od samego rana, ale dosłownie jak tylko oczy otworzy, zacząć zasadniczą rozmowę na tematy najgłupsze. I to rano, kiedy ja jeszcze nie mogę otrząsnąć się z pobytu gdzie indziej i staram się zachować w sobie jakieś wstrząsające wspomnienie. Ale gdzie tam krowie do takich rzeczy.
(s., 168, list z 12.11.1962)

Wyjątkowo nie podoba mi się brak na okładce autorki tego listu, choć może jest tak, jak pisała Miłoszowa do Andrzejewskiego:

Jerzy, ten Czesław bebeszy nie wiadomo po co. A tymczasem ważne tylko, że kochamy i pamiętamy
(s. 261, list z dn. 12.08.1974)

Zatem love and peace. And czytajcie listy.

ps. Listy opracowała i w przypisy opatrzyła Barbara Riss, trzeba przyznać, że wykonała mrówczą pracę i przypisy nie ograniczają się do kwestii faktograficznych a mamy w nich sporo interesującego materiału. Czytajcie zatem przypisy.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Kaśka u Zapolskiej