Bogdan Wojdowski, Państwowy Instytut Wydawniczy
Bogdan Wojdowski, "mały człowieczek, nieme ptaszę, klatka i świat"
“- Nazwisko?
Nazwisko, nazwisko, jakie on miał nazwisko, ten Motełe?
Na Ceglanej, Ciepłej, Grzybowskiej i na Walicowie znikają ostatnie rudery, resztki kalekich murków, pamiętne miejsca. Rosną wyniosłe bloki ze szkła i betonu; zanim bagier usunie do końca stary gruz i przebije nowe trasy, już znikają jedna po drugiej nazwy wymarłych zaułków. O, zaułki małego getta, nie ma was. Miasto ruin, które oglądam jeszcze w dręczących snach, gdzie się podziało? Tutaj żaden dom nie stoi na swoim miejscu, ani przystanek tramwaju; ulice i place nazywają się inaczej, mosty łączą już inne brzegi, a niedługo zabraknie ostatniego kamienia, który tkwi tam, gdzie go brukarz dawniej umieścił - to jak można zachować w pamięci nazwisko jednego jedynego Motełe spośród tylu przepadłych i zapomnianych.”
Bogdan Wojdowski w opowiadaniu “Worek” przedstawia historię Motełe-kupca, co to “biegał z workiem na plecach” i “kupował starzyznę od ludzi”, którą “odświeżał, łatał i sprzedawał innym ludziom”. Autor jak zawsze bardzo szczegółowo, werystycznie opisuje życie w getcie, ale ten jakby wyjęty spod mikroskopu widok ma też swój szeroki plan, jakim jest mapa getta i jej zniknięcie - pierwsze po likwidacji getta, drugie po “odbudowie” Warszawy. W tomie opowiadań “mały człowieczek, nieme ptaszę, klatka i świat” (PIW 1975) znajdziecie sześć opowiadań zebranych pod wspólnym tytułem “opowiadania zza muru” oraz mikropowieść, “Ścieżka”, która uważana jest za uzupełnienie “opus magnum” Wojdowskiego, czyli powieści ”Chleb rzucony umarłym”. W opowiadaniach gettowych Wojdowski pokazuje - czasem przez groteskę czy stylizację na “tradycyjne” żydowskie opowieści - jak getto zanikało i jak nawet najsilniejsze jednostki były wymazywane. Co ciekawe, choć jego “żydowskie” opowiadania są oparte na własnych doświadczeniach autora, to w dzienniku pisał: “Broniłem się humorem, bo nie chciałem występować jako wyłączny mandatariusz Zagłady. Odrzuciłem mandat.” W innym miejscu dziennika napisze, “byłem więc jak gdyby pisarzem bez generacji”. Nie dziwię się.
Pięć opowiadań o nieuniknionym. Dość przytłaczające (a jakie mają być?) ale napisane pięknym językiem i bez zbędnych ozdobników. Im więcej czytam Wojdowskiego (a ostatnio czytam go sporo) tym bardziej ze smutkiem patrzę na nową prozę polską, która przeważnie nawet nie zbliża się do tej literatury. Wróćmy jednak do tej skromnej książeczki i ostatniego opowiadania, któremu blisko do mikropowieści.
“Ścieżka” to historia Alki, której udaje się uciec z getta i która włócząc się po mazowieckich wsiach szczęśliwie doczekała końca wojny. Ceną, jaką musiała zapłacić jest wyrzeczenie się “żydowskości”, które wybiera bardzo świadomie. Ucieczka, z getta, przed szmalcownikami, Niemcami, w końcu przed “swoimi” i wymazanie przeszłości, “ucieczka od pamięci”, jak pisała Alina Molisak są w “Ścieżce” metaforą żydowskiego losu na polskich ziemiach. Gdy nie było już ludzi, zajęto się przestrzenią, z której do dziś ocalało niewiele. Pisał Wojdowski o Wielkiej Akcji, że “mały człowieczek na swoje małe kryjówki”, dzisiaj już nie ma po nich śladu, oprócz pamięci. Dzisiaj z Umschlagplatz rusza Marsz Pamięci. Zapraszam. Do lektury również.
A jakby ktoś chciał iść też do biblioteki to polecam znaleźć opowiadanie Wojdowskiego “Najniższa cena” (“Przegląd Kulturalny” 1957, nr 9, s. 4) o “najmniejszym szmalcowniku”. Wściekle dobre.
PS. Cytaty z dziennika za: Alina Molisak, Judaizm jako los. Rzecz o Bogdanie Wojdowskim, Warszawa 2004.
Skomentuj posta