Jerzy Szyłak, Centrala, Sebastian Frąckiewicz, Joanna Karpowicz

Jerzy Szyłak, Joanna Karpowicz, "Kwaśne jabłko"

“Kwaśne jabłko” jest komiksem w jakimś stopniu legendarnym - scenariusz Jerzego Szyłaka wylądował już u niejednej rysowniczki i od kilku lat był znany w “środowisku komiksowym”. Ubrania słów w obraz podjęła się Joanna Karpowicz, fantastyczna malarka, która jako ilustratorka komiksów zawsze była dla mnie sporą niewiadomą. W pierwszych komiksach, “Szmince” (do scenariusza Szyłaka) i “Jutro będzie futro” Karpowicz była drapieżna i całkiem dynamiczna, które to cechy zagubiły się w kolejnym komiksie, czyli “Pocztówkach z Białegostoku”. Dzieła te dzieli od siebie prawie dziesięć lat. Zaś po pięciu latach od “Pocztówek…” ukazuje się “Kwaśne jabłko”. Karpowicz wypracowała własny, niepodrabialny styl - statyczny, elegancki i chłodny, w którym postaci są hieratyczne, pozbawione dynamiki; w jakimś stopniu przypominający malarstwo Andrzeja Wróblewskiego, choć z innym ciężarem gatunkowym. Karpowicz i jej seria Anubisów właśnie doczekały się bardzo udanego artbooka i na jej twórczość malarską spoglądam z przyjemnością, ale niestety nie działa to na mnie w komiksie. W posłowiu do artbooka “Anubis” (wyd. Centrala) Sebastian Frąckiewicz pisze:

“(...) artyści, którzy w swojej twórczości zacierają granice między komiksem, a malarstwem, czy szerzej - art worldem wciąż będą trochę podejrzani, za mieszanie porządków i stylistyk, a także artystycznych inspiracji.”

Dodaje: “Trudno mówić o malarstwie Karpowicz w oderwaniu od jej równorzędnej, komiksowej twórczości”, zaś o komiksach bez odniesień do malarstwa. O ile ta tautologia jest zwrotem retorycznym, tak w ogóle niedefiniowalny jest “malarski nastrój”, który Frąckiewicz widzi w komiksach Karpowicz. Pisze dziennikarz “Polityki” o “skłonności do wizualnych metafor”, do czego nie potrafię przypisać konkretnych desygnatów. Otóż każdy twórca komiksów korzysta z “wizualnych metafor”, nawet jak tworzy w programie graficznym. Każda ilustracja a nawet zdjęcie jest metaforą, gdyż jest pośrednikiem pomiędzy tym co realne, a wyobrażonym i interpretowalnym. Pisze jeszcze Frąckiewicz o “komiksowym skażeniu” malarstwa, którą widzi “poprzez postać głównego bohatera”. Powtarzalność jednego motywu nie tworzy “komiksowego skażenia”, gdyż przypisać je można prawie każdemu malarzowi, z każdej epoki, który tworzy dzieła cykliczne, choćby malującej w różnych wersjach własne autoportrety Sofonisbie Anguissoli. Anubis umieszczony w kontekście komiksowej twórczości autorki traci swoją główną cechę - interwencji w świat malarski, na poły absurdalną grę z malarską a nie komiksową tradycją.

Z pewnością to kwestia indywidualnej percepcji, ale w komiksach Karpowicz każdy z kadrów to obraz, który z przyjemnością bym w galerii obejrzał, jednak z trudem układają się one w akcję i “nie mówią” w języku komiksowym, zwłaszcza w najnowszym dziele. Nie dość, że scenariusz Szyłaka to klasyczna opowieść o kobiecie bitej i gwałconej przez męża, z niewielką dawką onirycznych fantazji o morderczej zemście szalonych kobiet (ten nadrealizm znamy całkiem dobrze z filmowych wersji), w której nie dzieje się nic, czego byśmy nie znali z wielu innych literackich realizacji. Nie ma to dla mnie mocy, z pewnością z winy scenariusza, który jest nieaktualny, w którym brakuje rekwizytów współczesności (bohaterowie nie korzystają z komórek, choć chwilami wydaje się to oczywiste a nawet nadałoby komiksowi “życia”). Szyłak opowiedział “model idealny” w temacie “maltretowana kobieta” - są gwałty, jest przemoc psychiczna i materialna, jest cierpienie, jest zmowa i przymusowe milczenie, jest mentalne więzienie. Często jest tak, że pewne tematy w komiksie pojawiają się dużo później niż w beletrystyce, czego przykładem niech będzie “Totalnie nie nostalgia” nad którą pracowałem, “Będziesz smażyć się w piekle” Owedyka a teraz “Kwaśne jabłko”. To ciekawe komiksy, które mówią to, co w prozie pojawia się od końca lat 90. “Kwaśne jabłko” wydaje się artystycznym komiksem interwencyjnym, choć na fanpejdżu komiksu ostatnio przeczytałem takie zdanie:

“Rolą tego komiksu nie jest edukacja. Jego rolą jest poruszenie. Sztuka może i powinna mieć wpływ na ludzkie zachowania, na emocje. To jest komiks skierowany do potencjalnych świadków.” Nie jest to wypowiedź spójna, bo najwyraźniej poruszenie ma wpłynąć na podjęcie przez świadków działania, zatem temat jest jak najbardziej potraktowany pedagogicznie. To niestety chwilami taka bardzo rozbudowana, komiksowa edycja kampanii antyprzemocowej.

Za to wielkie brawa za ostatnią planszę. Patrzy na nas matka Polka - matka Boska, ze szramami na policzku niczym częstochowska madonna i podpisem “Modlę się, żeby to był chłopiec”. To mocny, feministyczny przekaz, w polskim komiksie unikatowy. To plansza, która mówi “oskarżam”. Zwłaszcza po dziesiątkach stron, w których widzimy wiszący na ścianie krzyż, polska madonna obnaża patriarchalny, fallocentryczny świat, w którym tkwią miliony kobiet podobnych naszej bohaterce. I miliony mężczyzn nauczonych zdobywać świat kulturowo usprawiedliwioną przemocą.

“Kwaśne jabłko” jest komiksem mocno dydaktycznym, którego dramat nie wybrzmiewa w pełni, zagłuszony zwłaszcza przez sztampowy scenariusz. Jest słuszną walka o prawa kobiet i przypominanie o tym, że przemoc domowa dotyka miliony Polek (choć też bywa, że Polaków). Jednak to, co się sprawdza na sztandarach, niekoniecznie działa w wersji artystycznej. Cieszy mnie, że polski komiks rozwija się i dociera na tereny, w których był do tej pory nieobecny. Bez odniesień do świata literatury można widzieć w “Kwaśnym jabłku” nową jakość, ale traktując komiks jako jeden z przejawów literatury, niestety jest to wypowiedź trochę spóźniona. Za to “Anubis” fantastyczny, nawet bez “komiksowego skażenia”.

Niedługo nowy komiks Karpowicz, tym razem do scenariusza Magdaleny Lankosz. Trzymam szczere kciuki.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jak nazywał się chomik Ewy Kuryluk?