Znak, Michał Witkowski
Michał Witkowski, "Wymazane"
Wymazane, miasteczko położone gdzieś za Suwałkami, gdzie jest zimno a jedzie się tam długo, by na miejscu spotkać plejadę postaci “jak z Witkowskiego”. Autor “Lubiewa” po raz kolejny udowodnił, że doskonale potrafi pisać - fantastyczne zdania, piękne mikroopowiadania, passusy brawurowe. To jeden z najlepszych stylistów języka, który od jakiegoś czasu karmi nas tą samą opowieścią o odmieńcach w Polsce drugoplanowej. Nawet gdy - jak w “Fynf und cfancyś” - wyjeżdżają oni poza polskie granice, to dalej są tymi dziwakami z Polski pozłotka, jak ładnie napisano na okładce “Wymazanego”. Niestety mnie to już nie przekonuje. Rozumiem, że Witkowski podpisał kontrakt na książkę i ileś tam znaków musiał wyrobić, ale “Wymazane” składa się z wątłej akcji przeplatanej uroczymi opowiastkami. Może czas pomyśleć o zbiorze opowiadań?
Z pewnością trochę kontrowersji wzbudzi główny motyw - bohater i jego upodobania - oto piękny i młody chłopak, który uwielbia seks z bardzo starszymi paniami. Im bliżej takiej do grobu, tym Damianowi mocniej stoi. Wymazanym rządzi Alexis, podstarzała właścicielka pieczarkarni, fermy lisów i milionów na kontach. Była kochanka Paramonowa, która świat zdobywa sprytem i łóżkiem. Ta dwójka musi się spotkać. Gdy Alexis zachoruje na raka, Piękny Damian zostaje wybrany na dziedzica fortuny, co niespecjalnie mu przeszkadza.
- Słuchaj… Damianek… Mam raka.
A powiedziała to tak, jakby mówiła: “Mam trzydzieści kilo pieczarek nabyciu”.
Zdębiałem. Po prostu wcisnęło mnie w fotel. Takie coś usyszeć od kobiet, z którą się przed chwilą odbyło dziki stosunek analn i każdy inny na podłodze, spermę stopą w skarpetę się wtarło w parkiet, znam ją od półtorej godziny, wcześniej tylko mity i klechdy o niej słyszałem… Nagle ona ma raka. I ja z tym rakiem się jebałem, leżałem na nim, a on centymetr ode mnie, pod jej skórą, ten rak cały czas był! Ja się tym rakiem jakby trochę zaraziłem!”
Do tego podlane jest to sosem, na który składa się mizoginia, seksizm i bufonada. Boję się czytać je na serio, traktuję “Wymazane” jak balladę o Polsce lat 90. i skutkach najntisów dla współczesności. Ale trochę mnie niepokoi nieposkromione wyśmiewanie się ze starości, w które Witkowski niekiedy się wpędza. Niezależnie od tego zdarza się Witkowskiemu wielokrotnie powtarzać to samo, nie mam dowodu, bo nie zakreśliłem ale miałem poczucie, jakby kilka razy było napisane literalnie to samo.
Przeczytałem pięćset stron książki napisanej fantastycznym językiem, w której jest nudna i przewidywalna fabuła, bardzo słabe zakończenie (i za dużo tych zakończeń) i doskonałe momenty. Kiedyś też oglądałem filmy “dla momentów”, ale dorosłem. I powoli wyrastam z Witkowskiego. Choć mięknę, gdy pisze Michaśka:
“Ten cały Witalij to już całkiem jak z Witkowskiego. Czytałem tego gościa, choć to pedryl straszny, nie daj Bóg, żeby mnie takiego pięknego spotkał kiedy w ciemnej uliczce, boby ze mnie nawet mokra plama nie została, lewatywa straszna mogłaby mnie spotkać piłą mechaniczną dwa.”
Będę marudził, kręcił noskiem, chlipał smutno, ale choćby Witkowski postanowił zbeletryzować przepis na sos tysiąca wysp, to będę go czytał. Bo jak mało kto z polskich autorów potrafi napisać zdanie. A to doceniam z roku na rok bardziej.
Skomentuj posta