Nisza, Mikołaj Grynberg

Mikołaj Grynberg, "Rejwach"

To się zdarzyło.To się nie mogło zdarzyć. Było. Nie było. Prawda czy fikcja? “Rejwach” Mikołaja Grynberga zawiera kilkadziesiąt krótkich monologów, historii ludzi, którzy przychodzą do reportera piszącego o Holokauście i mówią. Mówią o ukrywaniu, strachu, życiu w Polsce, Izraelu, w świecie. Przychodzą Żydzi dumni ze swojego pochodzenia, przychodzą ludzie niepogodzeni czy zaprzeczający, przychodzą też “dobrzy antysemici”, "życzliwi”, czytelnicy i czytelniczki chcący podzielić się spostrzeżeniami o żydowskim dziedzictwie, własnych przekonaniach i lękach. Wspólnym mianownikiem tych opowieści jest Polska i Polacy - nasz stosunek do Holokaustu, do (nie)obecności Żydów, do przeszłości ale i współczesnej historii. Bohaterowie opowiadań Grynberga - tak Polacy jak i Żydzi - nie mogą bez siebie żyć, jak mówi jeden z nich: “Jestem Żydem, w którym żyje Żyd, i Żydem, który nie istnieje bez tego Polaka”. Polscy rozmówcy żyją nienawiścią do Żydów, ale i specyficzną tęsknotą, wyobrażoną przedwojenną wspólnotą. Tu się wszystko miesza. Grynberg fantastycznie pokazał jak skomplikowany jest stosunek Polaków do Żydów i jak głęboko zakorzenione są antysemickie postawy.

Grynberg pisząc swoje książki spotkał się z dziesiątkami osób, tak ocalonych z Holokaustu jak i będących drugim pokoleniem, które traumę wojenną nabyło dziedzicznie. Z pewnością wiele z tych opowieści znajduje się w “Rejwachu”, ale nie jest to takie oczywiste. Na okładce nie ma opisu, blurb Olgi Tokarczuk mówi o “przenikliwych prozach”. Dopiero w podziękowaniach przyznaje się Grynberg do korzystania z tych rozmów. Ale wciąż jest to opowieść fikcyjna, której niezwykła prawdziwość polega na tym, że każdego z bohaterów i każdą z bohaterek możemy sobie wyobrazić, każdą z tych postaw możemy zrozumieć (co nie znaczy, że zaakceptować), wiemy że oni i one żyją wśród nas. Grynberg nie jest tendencyjny i różnicuje opowieści, moją ulubioną jest “Żydowski barter”, którego bohater z braku asertywności towarzyszy Żydowi z Izraela, który przyjechał odwiedzić Auschwitz. “Przyszedł punktualnie, a to już coś jak na człowieka z Bliskiego Wschodu. Nie miał ze sobą flagi izraelskiej, by z nią paradować po Auschwitz. Wiem, bo specjalne spytałem - nie uśmiechało mi się eskortować izraelskiego pielgrzyma w triumfalnym przemarszu między blokami obozu. Widziałem to już wiele razy.” Kapitalna jest opowieść genealożki, do której przychodzi żydowska rodzina szukająca śladów ojca, który miał mieszkać w Anatewce. Nie ma takiej miejscowości, ale jak to powiedzieć? Okazuje się, że ojciec oglądając “Skrzypka na dachu” na widok wsi, w której mieszkał Tewje z rodziną, powiedział “to mój sztetl”. W tym momencie szukający śladów swojej rodziny mężczyzna pyta - I kto ma rację? Pani czy mój tata?” Mimo oczywistej odpowiedzi, kto jej udzieli?

Niesamowita plastyczność tych monologów, realizm, smutek i czarny humor, wszystko to składa się na przejmującą, wielopłaszczyznową opowieść o żydowskim i polskim losie. Odczytuję “Rejwach” jako opowieść o wspólnocie, w której Polska wciąż jest aryjską stroną, w której istnieją małe, prywatne getta. W nich jest bezpiecznie, choćby tym gettem było twoje ciało, które skrywa tajemnicę.

Ostatni akcent książki to monolog życzliwego autorowi mężczyzny, który radzi mu uporać się z przeszłością i zacząć pisać w czasie rzeczywistym, bo przeszłość nie przynosi dobrych zakończeń. To może już czas na powieść? A“Rejwach” czytam kolejny raz i przykro mi, że żadnej z tych historii nie potrafię odczytać jako fikcji. Wszystko to jest prawdą. Niestety.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaka woda u Żywulskiej?