Znak, Beata Chomątowska, Dorota Gruszka, Daniel Lis, Urszula Pieczek
Beata Chomątowska, Dorota Gruszka, Daniel Lis, Urszula Pieczek, "Jakoś to będzie"
Czy “Jakoś to będzie” jest polską odpowiedzią na zmasowany atak hygge i lagomu? Śmiem wątpić i książka “Jakoś to będzie. Szczęście po polsku” sprawiła mi spory zawód. Ponieważ nie wierzyłem, że ktoś przytomny będzie chciał napisać na serio książkę o “polskim przepisie na szczęście”, spodziewałem się czegoś ironicznego, może odrobinę prześmiewczego i z przymrużeniem oka. Okazało się, że osoby, które napisały “Jakoś to będzie” potraktowały swoje zadanie na serio i to jest największy błąd, jaki przy jej pisaniu popełniono. Książka nadaje się do sklepów z pamiątkami (ale wtedy chyba nie w polskiej wersji językowej), byłaby ozdobą lotniskowych księgarni czy punktów pomocy turystom. Jako rzecz traktowana na serio jest śliczną wydmuszką.
Szczęście po polsku “to niezachwiana wiara, że tak czy inaczej ze wszystkimi trudnościami jakoś sobie poradzimy”. Teza, która przyświeca książce wydanej przez Znak nie jest ani weryfikowalna (choć autorki i autor próbują), ani jakoś szczególnie efektowna. Czytanie o tym, że jakoś-to-będzie jest naszym narodową filozofią wzbudzało we mnie sporo oporów. Książka wypełniona jest sformułowaniami rodem z prostackiej literatury coachingowo-poradnikowej ukrytymi pod pseudonaukowymi tezami. Możemy z niej wyczytać, że “balansujemy na krawędzi w odkryciach naukowych” a polski optymizm jest najlepszy, bo jest nasz. Nie, tego nie wymyśliła Dorota Masłowska dla zgrywu, to wymyśliły światłe osoby, które zabrały się za to wiekopomne dzieło. Ważny jest polski chleb, a szczęście jest wtedy gdy “kromkę chleba, chrupiącą smarujemy dobrym masłem, posypujemy szczypiorkiem i delikatnie solimy”. Ciekawe kto z was, zgodnie z tym co piszą autorzy i autorki tej książki łamie się chlebem, gdy “zasiada do posiłku”?
Możecie się też dowiedzieć, że Olga Drenda wieszając pranie pokazuje, że jest osobą szaloną i żyjącą na krawędzi (a raczej stojącą na krawędzi wanny) a Wojciech Mann uważa, że “lubimy polskie produkty i lubimy budować polski kapitał”. Na czwartej stronie okładki wydawca skrzętnie wynotował wszystkich wypowiadających się na użytek tej książeczki tak jakby byli to współautorzy/współautorki “Szczęścia po polsku”, co jest lekkim nadużyciem wobec tego, że na okładce… nie ma nazwisk autorek i autora! To nowa praktyka wydawnicza i mam nadzieję, że nikt jej nie skopiuje.
Wracając do szczęścia po polsku, to choć autorki i autor zastrzegają w kilku miejscach, że istnieją rodziny nienormatywne a Polak nie oznacza z automatu katolika, to w wielokrotnie pojawiają się zdania, w których jednak nie ma miejsca na inne wizje rzeczywistości i dla Polaka "w koszyczku wielkanocnym nie może zabraknąć pieczywa" (...). Zaś kapliczki są “znakiem polskiej duchowości - jednego z najważniejszych elementów polskiej filozofii życia”.
Gdy mowa o pluralizmie będącym składnikiem polskości, autorki i autor powołują się na… “Pamięć i tożsamość” Jana Pawła II. Powtarzany jest też mit o polskiej tolerancji religijnej, ale czego się spodziewać od książki, którą równie dobrze mogłoby wydać MSZ (po wykreśleniu kilku zdań co bardziej liberalnych spostrzeżeń).
Są też bardzo ryzykowne i głupawe porównania. Na przykład gra “Super Farmer”, która jako “Hodowla zwierzątek” powstała w warszawskiej rodzinie Borsuków podczas II wojny światowej to przykład na to, że “im trudniejsze wyzwania i sceptycyzm wokół, tym głębsze pokłady kreatywności i determinacji w nas się wyzwalają”. II wojna światowa to były “wyzwania i sceptycyzm”. Refleksje o historii na poziomie!
W kategorii “ryzykowne porównania i metafory” “Szczęście po polsku” ma sporo szans na nagrody, gdyby ktoś takie przyznawał. Wynotowałem swoją ulubioną: “Humor bywa reż jak markery w laboratorium w serialu typu CSI: Kryminalne zagadki Miami”. Wrzucasz kawałek materiału do jakiejś substancji, a on się zabarwia i pokazuje: “O! Były narkotyki!”
Czytając “Jakoś to będzie” co jakiś czas radośnie pokrzykiwałem “O! Były narkotyki!”.
Skomentuj posta