Julian Barnes, Dominika Lewandowska-Rodak, Świat Książki

Julian Barnes, "Zgiełk czasu"

“Zgiełk czasu” Juliana Barnesa (tłum. Dominika Lewandowska-Rodak) jest nietypową biografią Dymitra Szostakowicza, wybitnego rosyjskiego kompozytora, któremu przypadły w życiu dwie role - wroga ludu i radzieckiego bohatera. W obydwu obsadził go stalinowski system, któremu Szostakowicz nie potrafił się przeciwstawić. Pod naporem cenzury i gróźb ze strony władz ten uwielbiany na świecie kompozytor stał się “artystą pokazowym”, który był głosem stalinowskiego systemu. Choć wiele razy myślał o ucieczce czy samobójstwie, nigdy się nie zdecydował na radykalne kroki; umiał też dostosować swoją twórczość do wymogów systemu - z trudem, ale jednak próbował wczuć się w potrzeby radzieckiego chłopa, który jak wiemy tłumnie nawiedzał filharmonie. Próba zrozumienia psychologii “artysty sowieckiego” tworzy główną oś rozważań Barnesa nad postacią Szostakowicza. Jednocześnie zadaje Barnes pytanie, czy “człowiek zachodu” może zrozumieć sytuację, w jakiej znaleźli się artyści w państwie stalinowskim. Próby znalezienia na nie odpowiedzi wydają się być najciekawsze w “Zgiełku czasu”.

Świadomość bezwolności, bezładności i marionetkowości wobec wielkich procesów towarzyszy Szostakowiczowi i sekundującemu mu narratorowi od początku, bo przecież “(...) nic nie zaczyna się w ten sposób, w konkretnym czasie, konkretnym miejscu. Wszystko zaczęło się w wielu miejscach i w wielu czasach, po części nawet zanim się urodziłeś, w obcych krajach i w świadomościach innych. A potem cokolwiek się wydarzy, wszystko będzie się toczyć dalej w ten sam sposób, w innych miejscach, i w świadomościach innych.” Żeby tworzyć trzeba się poddać. Albo wyjechać. Albo się zabić.

Barnes korzysta z przypowieści, specyficznej ballady, zrytmizowanej ale nielinearrnej, w charakterystycznym dla siebie gawędziarskim stylu, lubując się w anegdocie z życia wyższych sfer, przedstawia Szostakowicza niezwykle łagodnie, współczując mu, obdarzając go ironią i świadomością własnego tchórzostwa. Zdaje się, że to właśnie będzie najtrudniej nam w Polsce zrozumieć. Dla nas bowiem z systemem się walczy a osoby, które się poddały i firmowały jego haniebne gesty, nie zasługują na upamiętnienie piórem wybitnego pisarza. Domagamy się bohaterstwa i walki z systemem, gestów dramatycznych. I choć, jak Barnes pisze, jakimś rodzajem bohaterstwa Szostakowicza było samo życie, zwłaszcza życie dla tworzenia muzyki, to wciąż trudno pozbyć się jednoznacznej oceny moralnej. Oczywiście można doszukać się w twórczości Szostakowicza ironicznych, mocno zakamuflowanych wystąpień antysystemowych (np. tańce żydowskie), ale podstawą jego istnienia była walka o możliwość tworzenia. Zdaje się, że nic więcej go nie interesowało. Przynajmniej tak chciałby to widzieć i pokazać nam Barnes. Bardzo by chciał, bo chwilami jednak miałem poczucie, że za dużo tych wyjaśnień, że są one za proste i mimo wszystko zbyt rozwleczone, a wykład o ironi i sarkazmie, który miał być z pewnością jednym z bardziej popisowych fragmentów książki brzmi wyjątkowo banalnie.

Barnes jest - jak wiemy - snobistycznym smakoszem, panem ze sfery, którą w Polsce zdelegalizowaliśmy dość brutalnie dawno temu, co mnie zawsze w nim drażniło, ale mimo to jestem miłośnikiem jego wtrętów “arystokratycznych.” I tak porównanie: “skąpano go w zaszczytach jak krewetkę w sosie koktajlowym” tylko w książce Barnesa wybrzmiewa odpowiednio smakowicie. Problem w tym, że wybrzmiewa aż trzykrotnie. Nie mogło też zabraknąć historii samochodowych - Barnes nawet gdyby pisał książkę o jaskiniowcach znalazłby powód, by powiedzieć coś o motoryzacji. To urocze i już przeciwko temu się nie buntuję.

Pisze Barnes o Szostakowiczu: “Potrafił pracować w każdych warunkach, bez względu na otaczający go chaos i niewygodę. To było jego zbawienie. (...) był niewrażliwy na zgiełk”. “Nawet wtedy gdy zgiełk czasu stawał się tak głośny, że wybijał szyby w oknach.” I gdzie indziej: “Co można przeciwstawić zgiełkowi czasu? Tylko muzykę, którą nosimy w sobie – muzykę naszego jestestwa – którą czasem ktoś przekształca w rzeczywistą muzykę. Która, na przestrzeni dziesięcioleci, jeśli jest na tyle silna i prawdziwa, i czysta, że zdoła zagłuszyć zgiełk czasu, przekształca się w szept historii. Tego się trzymał.” To całkiem inne spojrzenie niż to, do którego przyzwyczaiła nas polskie spojrzenie na walkę z systemem. Na szczęście mamy pod ręką “Zniewolony umysł”, w którym Miłosz napisał: “(...) człowiekowi, który zapomina o tym, jak nędzny jest w porównaniu z tym, czym może być człowiek – odmawiam prawa do mierzenia przeszłości i przyszłości własną miarą.” Wszystkim dokonującym łatwych ocen Barnes pokazuje człowieka żyjącego tylko dla sztuki, który wymyka się znanym klasyfikacjom.

Barnesa zawsze interesowali artyści u szczytu popularności, odnoszący wielkie sukcesy, czytani czy słuchani przez miliony, w Szostakowiczu znalazł niezwykłego bohatera, dzięki któremu mógł zadać kilka pytań zarówno sobie jak i swoim czytelnikom. Czytajcie Barnesa, bo to literatura skondensowana, w której padają ważne pytania traktowane całkowicie serio. Ma Barnes tą zdolność pisania, która sprawia, że passusy, które gdzie indziej wstawione, brzmiałyby kiczowato, tutaj decydują o niezwykłym pięknie, dostępnym wielkim mistrzom (i mistrzyniom) literatury, niedzisiejszym, arystokratom sztuki z demokratycznymi przekonaniami

“Sztuka należy do wszystkich i nie należy do nikogo. Sztuka należy do każdego czasu i nie należy do żadnego czasu. Sztuka należy do tych, którzy ją tworzą, i do tych, którzy ją smakują. Sztuka należy do ludu i do partii w takim samym stopniu, w jakim dawniej należała do arystokracji i mecenasa. Sztuka to szept historii, który wzbija się ponad zgiełk czasu. Sztuka nie istnieje dla samej sztuki: istnieje dla ludzi.”

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jaka woda u Żywulskiej?