Państwowy Instytut Wydawniczy, Miron Białoszewski
Miron Białoszewski, "Zawał"
Jakoś tu u nas za wesoło ostatnio - książki takie dobre, nie narzekamy, nie ironizujemy i nie jesteśmy złośliwi. Myślałem, żeby zepsuć nam nastrój, ale niestety przeczytałem książkę dobrą, na którą chciałbym zwrócić waszą uwagę. Przeczytałem “Zawał”.
Osoby czytające nas uważniej pewnie już mają odrobinę dosyć moich zachwyceń nad Białoszewskim (a pomyślcie jak fajnie ma Olga Wróbel - codzienne donosy z mironologii!) - od trzech tygodni siedzę w “Utworach zebranych” i nic nie wskazuje na to, żebym w styczniu miał się z nich jednak wygrzebać. Ale jakieś tam efekty tego psychoczytania będą pewnie w kolejnych miesiącach. O ile z poezją Mirona B. byłem dobrze zaznajomiony i te dodatki, ścinki i odkrywki archiwalne mało mnie wzruszyły (kilka pereł, ale wśród takiej makulatury, że niedobrze), tak jego proza to zawsze było coś, czego unikałem. Białoszewski w prozie bowiem to plotkarski nudziarz, nadwrażliwiec mocno neurotyczny, obserwator odrobinę zbyt czuły i poeta na dyżurze. Są tam kolejne perełki i inne drogie kamyczki, ale człowiek przez hałdy tekstu o niczym musi najpierw się przebić. Za to “Zawał” jest dla mnie odkryciem i lekturą jednodniową, wciągającą, dobrze skonstruowaną, bez większych mielizn i niestety dość smutną.
“Zawał” to sfabularyzowany dziennik z pobytu Białoszewskiego w szpitalu Dzieciątka Jezus a następnie turnusu dla zawałowców w Inowrocławiu. I tu jest wszystko - dialogi ze współleżącymi, pielęgniarkami, salowymi,lekarzami, niezwykła wizyta Profesora zamieniająca się w dwudniowy festiwal porządków i sprzątań, nowomowa i szpitalne zwyczaje, których nie poznał nikt, kto tam nie leżał. Miron w szpitalu był za dziecka i już wtedy, wspominał, że odczuł “położenie szpitala na sielskiej ziemi, na krańcach miasta” jako czegoś osobnego, świat samoistny, wyrwę w przestrzeni. Kolejną wyrwą będzie inowrocławski turnus, na który wybiera się rehabilitant Białoszewski. Tutaj dostajemy niezwykłą kronikę historyczną - szczegółowy zapis obserwacji miasta o wielkości średniej, połączony z codziennym podsłuchiwaniem współtowarzyszy turnusowej niedoli. Próby kupienia pidżamy czy biletu do teatru, legendarne “prowadzenie sprzedaży”, odsyłanie “od Kajfasza do Annasza”, wyczekiwanie na wszechmogących robotników, którzy łaskawie wstawiają szybę, turnusowe podrywy i umizgi, tance kuracjuszy i kuracjuszek. Wytworność w zgrzebnych ciuchach. Niezwykły zapis rzeczywistości, którą coraz trudniej odtworzyć tak w dekoracjach, jak i języku. Pewnie dla niektórych z was jest to rzeczywistość dobrze znana, dla wielu jednak już wspomnienie świata egzotycznego, choć w jakimś stopniu znajomego. Dzięki ograniczonej do kilku miesięcy strukturze i czytelniejszej akcji niż w “Chamowie” jest “Zawał” brawurową dzienniko-powieścią, którą naprawdę warto przeczytać w dwa popołudnia. Choćby po to, by trafić w świat, w którym:
“Przy rynku jest sklep pamiątkarski “Kujawy” i sklep spożywczy “Popiel”, dalej na tej samej ulicy - sklep spożywczy “Piast”. W którymś z mijanych miast była “Goplana”. Bardzo po europejsku dopełnia ten zestaw mój fryzjer “Izolda’.”
Skomentuj posta