Czarne, Magdalena Kicińska

Magdalena Kicińska, "Pani Stefa"

Ze wstydem na ryjku przyznaję, że dopiero przeczytałem “Panią Stefę” Magdaleny Kicińskiej i choć już wcześniej wiedziałem, czemu jest to książka ważna (herstoria, za wielkim mężczyzną ukrywają się wielkie kobiety, historia warszawska i tak dalej) i ufałem opiniodawcom i opiniodawczyniom, że to książka dobra, tak odkładałam ją sobie na jakieś dłuższe wieczory przedemerytalne. Jednak rzeczywistość mojego własnego życia literackiego zmusiła mnie do przyspieszenia lektury i mam nieukrywaną przyjemność napisać krótko - czytajcie o Stefie, bo takie Stefy są najciekawsze. Takie Stefy, które mają przekonania i wierzą w wartości, ale które nie są postaciami ze spiżu - mają wątpliwości, potrafią się przyznać do błędu, czują się niedocenione czy przepracowane. Stefy, które nie zawsze robią wszystko dobrze, któym nie wychodzi i o tym piszą. Herstoria jest pełna pięknych biogramów - wybitnych naukowczyń, działaczek, pisarek - w większości są to hagiografie z - słusznym - nastawieniem na zmianę społeczną i dostrzeżenie kobiet w naszej historii. Ale cel społeczny choćby nie wiem jak słuszny jednak zbyt często bierze górę nad weryzmem opowieści. Wilczyńska i Sendlerowa to przykłady kobiet, których biografki pokusiły się o ciepły, ale trzeźwy portret, w którym wady nadają człowieczeństwa i kolorów.

Ostatnio narzekam na to, że reportażyści i reportażystki niezbyt sobie radzą z brakiem materiału źródłowego. Ryziński utonął w pytaniach i odpowiedziach, z których kompletnie nic nie wynika, ciekawie jest u Kicińskiej, która też w wielu miejscach musi dofastrygować opowieść, ale szczęśliwie jest w tych momentach dużo sprawniejsza literacko i jeśli zadawała sobie tysiące pytań, to nam przedstawia już tylko te najważniejsze. Łyżką dziegciu niech będzie, że może za mało w tym portrecie pokazania innych kobiet-działaczek społecznych, pracownic podobnych domów pomocy dla dzieciaków, tego mi odrobinę zabrakło, ale pamiętam, że “Pani Stefa” uruchomiła całą falę tekstów im poświęconych, zatem dziegć zżeram sam.

Niekiedy posługuje się niejasnym terminem “książki, za którymi coś poszło”. I to jest właśnie taka książka, która uruchomiła procesy poznawcze i pewnie długo jeszcze będzie czytana jako inspiracja. Zatem nie trzeba brać jorka pod pachę i gonić do kameralnej księgarenki, porzucać sojowe latte i nie wycierając ust gnać do księgarni Czarnego, ale można. Zwłaszcza, że już za chwilę (w maju) nakładem wydawnictwa ukaże się "Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny" w której o niezwykłych kobietach napiszą równie nietuzinkowe autorki, Beata Chomątowska, Sylwia Chutnik, Patrycja Dołowy, Magdalena Kicińska, Karolina Przewrocka-Aderet, Karolina Sulej, Monika Sznajderman, Agnieszka Witkowska-Krych.

Wczoraj zaś dotarła przykra wiadomość o śmierci jednego z głównych bohaterów “Pani Stefy”, Szlomo Nadla. “W Domu Sierot był Szlomkiem” i nim się stawał znowu, gdy opowiadał Kicińskiej o Wilczyńskiej i Korczaku. “Miałem dom, gdzie za tatusia była Stefa, a za mamusię Korczak. A teraz powiedz, co chcesz usłyszeć”. Już Szlomka nie usłyszymy, ale dzięki Kicińskiej zyskał dobrze napisaną nieśmiertelność. TNCBH

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Wakacyjne morze Zofii Posmysz