Agora, Dariusz Żukowski, Gabriel Tallent

Gabriel Tallent, “Moja najdroższa”

Turtle po lesie porusza się jak puma. Skrada się, kocim ruchem omija przeszkody, ukryta za pniem jest niezauważalna. Nazwą ją Mowgli. Turtle ma problemy z czytaniem, a rówieśnicy interesują ją dużo mniej od nauki strzelania czy dbania o nóż - prezent od dziadka. Po Martinie Alvestonie, zaborczym ojcu Turtle, nie spodziewamy niczego dobrego - facet osaczył swoją najdroższą córeczkę i bardziej wydaje się być oprawcą, niż ojcem. Nie docenia jednak własnej córki. Może chwilami ma przebłyski i zaczyna się jej bać, ale na pewno nie spodziewa się tego, co się wydarzy. Turtle zaatakuje.

“Moja najdroższa” to specyficzne połączenie kilku gatunków literackich. Widzę w niej powieść obyczajową, będącą modną krytyką amerykańskiego społeczeństwa, odrobinę w duchu Vance’a, ale bez umoralniających przemów. Widzę świetnie napisany, wciągający thriller, klimatem jak w “Misery” Kinga, ale widzę też powieść przygodową, w duchu Twaina, tylko nowocześniej opracowaną. I widzę też jedno wielkie, acz niewygodne dla Tallenta porównanie - “Małe życie” Yanagihary, gdzie estetyzacja przemocy osiągnęła poziom skrajny, który u części czytelników i czytelniczek spowodował zarzuty o kicz. Tallent broni się (no muszę to napisać) talentem językowym - nawet przydługie opisy przyrody są tu gęsto i sprawnie napisane, a do tego - o czym dowiecie się dopiero w okolicach połowy tej książki - Turtle nie jest stereotypową ofiarą przemocowego ojca, autor zręcznie uniknął “fritzlowskiego” motywu (bo jednak bałem się, że ona za chwilę wyląduje w piwnicy i będzie to historia prawdziwa, choć niepotrzebna już) i wymyślił historię bardzo własną.

“Moja najdroższa” Gabriela Tallenta to ciekawy przykład powieści gatunkowej, wciągającej i dostępnej dla czytelników prozy lżejszej, która ma duże ambicje literackie, a w warstwie językowej (naprawdę dobre tłumaczenie Dariusza Żukowskiego) naprawdę zaskakująco dobra. To jest ten poziom w literaturze, którego mi brakuje. I w przeciwieństwie do mocno lansowanych ostatnio dzieł jak “Wyspa” Sigríður Hagalín Björnsdóttir, jest to wizja świeża i warta tych kilku godzin uwagi. Może niekoniecznie na majówkę, ale długą podróż pociągiem czy lot międzykontynentalny - pozycja idealna.

Kurzojady patronują książce. I się z tego nawet cieszę, bo choć elitarność prozy jest dla mnie cenna, to największe wrażenie zawsze robią na mnie autorzy i autorki, potrafiący połączyć ambicje literackie z masowym odbiorem. U nas robi to doskonale Tokarczuk, udaje się to Twardochowi czy Masłowskiej (o dziwo!). Tallent ma talent i “Moja najdroższa” z pewnością powinna się znaleźć na waszej liście lektur.

Skomentuj posta

Proszę odpowiedzieć na pytanie: Jak nazywał się chomik Ewy Kuryluk?